12 wrz 2018

Od Nivana cd Eugene

Prawie parsknąłem, gdy spiął się pod moim dotykiem, gdy moja dłoń naruszyła pewną strunę, a ta, podrażniona, pociągnęła za sobą całą reakcję łańcuchową, ugięcia się pod moimi palcami. Miał wyjątkowo wąską talię, był szczupły…
Był młody i to chyba powoli zaczynało do mnie docierać.
Ile mógłby mieć lat. Dwadzieścia? Dwadzieścia jeden? Może nawet dwadzieścia dwa? Więcej, niż dwadzieścia cztery bym mu nie dał, jednak dokładne określenie wieku należało do trudnych. Szczególnie gdy pomieszczenie było w połowie zaciemnione, a kolorowe reflektory jakoś nie za bardzo mi pomagały w ocenie.
Jedno było pewne, był śmiały, a wargi naruszające strefę moich ust dobitnie mi to ukazywały. Miękkie, pełne, zabarwione posmakiem alkoholu i ciepłe. Wyjątkowo ciepłe, a jeśli ja tak mówię, to tak musi być. Mruknął, ja mruknąłem, zatapiając się przy okazji w bliskości drugiego ciała, nawet jeśli nie miało to znaczyć nic więcej.
Przeniosłem się z wargami do kącika jego ust. Na policzek. Na żuchwę. Znany, oklepany schemat, wiecznie wytyczana trasa wypełniona leniwymi pocałunkami, pod koniec malinkami, szczególnie gdzieś pod uchem.
Sapnął, czując zęby na skórze. Sapnął, gdy ścisnąłem mocniej biodro. Sapnął, sapnął i jeszcze raz sapnął, ale nic poza tym. Głośne zachłyśnięcie się powietrzem. Głośne wypuszczenie go przez nos. Palce targające włosami. Wargi, które koniecznie chciały wrócić do tych moich.
Nic poza tym, nic, a nic, żadnego stęknięcia, czy jęku.
Jedynie pomruki i sapnięcia.
Warknąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz