11 wrz 2018

Od Adaline cd Juliena

Ku mojemu niezdziwieniu atmosfera przy masywnym, a także dużym rozmiarowo mahoniowym stole była napięta. Potocznie mówiąc można ją było kroić nożem. Dodatkowo niemałe problemy sprawił fakt, że jestem wegetarianką, jednak pani domu sprawnie sobie z tym poradziła, a może to tylko ich kucharka sobie poradziła? Nie zdziwiłabym się gdyby mieli służbę.
Kroję jaki ładny pasztecik, który jak mi zdradzono został zrobiony z różnych ciekawych roślin, jednak niestety znałam tylko kilka z nich. Podnoszę kawałeczek dania do ust i kątem oka delikatnie przyglądam się po kolei każdemu z członków tej dziwnej rodziny. Rozmowa właściwie toczy się tylko mną i głową rodziny, czasem wtrąca się do niej partnerka mężczyzny. Za to Julien i jego siostra siedzą jak te trusie i nic się nie odzywają. Ona z smutnym wyrazem twarzy przenosi wzrok od ojca do brata i z powrotem. Jej oczy mają ten niezwykle smutny, zdesperowany wręcz wyraz, który powinien poruszać serca, jednak moje serce zbyt dobrze ją rozumie. Dziecko jest w sytuacji bez wyjścia, w pułapce, która zabiera jej powietrze. Zastanawia mnie jak traktuje ją kobieta siedząca obok jej ojca. Moja matka nigdy nie wyszła ponownie za mąż i cieszyłam się z tego w głębi duszy. Póki matka była zdrowa byłyśmy ze sobą bardzo blisko, sama mówiła, że nie potrzeba jej mężczyzny, że ma osobę do kochania i tyle jej wystarczy. Obie nie mogłyśmy sobie wyobrazić kogoś obcego w naszym domu.
Za to jej brat. Ciężko mi określić jego brata. Skomplikowany mechanizm obronny stworzył z niego kogoś na kształt potwora, a mimo to jego wzrok delikatnie mięknie, kiedy pada na młodą dziewczynkę na krześle obok. Jakiś mały kolec kujący jego serce w ten mały punkcik, który wywołuje u niego jakieś emocje. Dla niego ona jest pewnie w jakimś sensie kotwicą, jaką dla mnie jest moja mama. Kotwica ta utrzymuje nas blisko brzegu, abyśmy nie odpłynęli za daleko, nie zatracili się na oceanie bezsensu i umysłowej katorgi... przynajmniej w moim przypadku.
Rozmowa schodzi delikatnie na grunt, którego wolałabym nie poruszać, trochę o rodzinie, ojciec próbuje rozmawiać z synem, ja przenoszę uwagę na panią domu, która mówi coś o odświeżeniu domu, o poszukiwaniu ciekawych dział sztuki do salonu, o jakiś kafelkach. Staram się uważać i w miarę możliwości odpowiadać jej.
- Jesteś naprawdę nieśmiała, pasowałabyś do naszego Juliena - zauważa nagle. Otwieram szeroko oczy patrząc na jej niewinny uśmiech, jej partner upuszcza widelec, który z brzękiem uderza o talerz, a sam zainteresowany prawie krztusi się wodą, której łyk wziął przed chwilą. Zapada cisza i tylko mała dziewczynka ze smutnymi oczami wydaje się nic nie zauważyć. Bardzo przypomina mi mnie w tym momencie.

Pierwszy ku mojemu wewnętrznemu przerażeniu odzywa się Julien.
- Adaline mogę prosić cię na chwilę - po czym wstaje od stołu. Powoli przenoszę na niego wzrok i kiwam głową. Również się podnoszę. Czeka na mnie, kiedy przechodzę do niego wokół całego stołu. Łapie mnie nagle agresywnie za nadgarstek i ciągnie za sobą w kierunku korytarza. Za naszymi plecami nadal panuje cisza... Grobowa cisza.
Kiedy znikamy z widoku zaczyna iść nawet szybciej, co sprawia mi z moimi obcasami mały problem, więc praktycznie truchtam za nim. Później zostaję wepchnięta do jakiegoś pomieszczenia, drzwi trzaskają pod siłą pchnięcia jego dłoni. Z lampy u sufitu płynie na nas mdłe, żółtawe światło.
- Co to ma do cholery być? - pyta przez zaciśnięte zęby. Musiało go to nieźle wyprowadzić z równowagi, co dawało mi niezwykłą przewagę. Teraz tylko nie dać się obezwładnić i zmusić do czegokolwiek.
- To chyba powinieneś pytać swojej mamy - podkreślam ostatnie słowo, wiedząc jak bardzo źle to przyjmie. Mówię tym nieznośnie niewinnym tonem, który powinien doprowadzić go do jeszcze większego szału.
- Posłuchaj mnie... - warczy i łapie mnie mocno za ramię, szarpie wręcz.
- Jeśli zostaną jakieś ślady, to pójdę z tym na policję - mówię spokojnie, a on się cofa nagle. Patrzy na mnie jakby nagle zdziwiony. Zerkam na krzesło stojące obok jakieś biurka chyba, na wyciągnięcie mojej dłoni i przesuwam je w jego stronę. - Usiądź, żebyś nie upadł z wrażenia - odpowiadam.
Za to on ku mojemu zdziwieniu, kolejnemu dzisiaj, zrobi to, o co go proszę. Podchodzę do niego i pochylam się, opieram moje dłonie na jego udach, tuż nad kolanami i pochylam się ku jego twarzy.
- Posłuchaj mnie... Julien - mówię wszystko wolno, przemyślanie. - Rozumiem, co myślisz pod względem naszej, nazwijmy to relacji. Rozumiem, że jestem zbyt pogrążony w swojej głupie i upartości, aby otworzyć usta do własnego ojca i rozumiem, jeśli powodem tego jest ta kobieta. Widzisz każdy z nas ma brudne miejsca w swoim życiu i każdy z nas nie lubi, gdy się ich dotyka. Oczywiście zarobiłam na twoim ojcu, jednak chciałam również dotknąć takie twoje miejsce, ponieważ chyba tego nie zauważasz, ale oboje jesteśmy ludźmi z umysłami i ta zabawa w udowadnianie, jaki to jesteś męski i silny, działa w obie strony. Jednak ja nie muszę się wysilać, żeby pokazać, że ja też potrafię przejąć kontrolę i być niemiłą.
- Chyba pomyliła ci się nasza relacja z igrzyskami olimpijskimi. Tutaj nie chodzi o wygraną - prycha. Uśmiecham się leniwie i przesuwam moje dłonie w górę jego ud, a później w górę jego brzucha, aż zatrzymuję je na ramionach. Siadam mu okrakiem kolanach i przygryzam wargę, którą po chwili puszczam. Cicho zaczynam nucić jakąś piosenkę i kręcić biodrami, przesuwać się w górę i w dół jego ud. Moje dłonie wędrują po jego ciele, niemalże chłonąc je. Przygryzam może trochę za mocno skórę u nasady jego szyi. Czuję jak jego ciało reaguje na moje ruchu, jak staje się podekscytowany. Bardzo wyraźne wyczuwam to jego podekscytowanie... na wewnętrznej stronie mojego uda. Jego wzrok niemalże ani na sekundę nie odrywa się od mojego ciała, dokładniej mówiąc okolic ud, teraz rozchylonych na szerokość jego ciała.
Pochylam się do jego ucha.
- Raczej nic mi się nie myli. Problem w tym, że jestem kobietą wolną i silną - szepczę mu do ucha. - Nie zamierzam dać się poniżać, obrażać, nie dam zmuszać się do czegokolwiek, tylko dlatego, że wydaje ci się, że jak masz coś w spodniach to możesz zrobić ze mną wszystko. Nie możesz. Nie masz takiego prawa i póki tego nie zrozumiesz, nie masz czego u mnie szukać - wstaję z jego ud. - Masz rację, nasz układ ulegnie zmianie. Polegającej na zerwaniu tej pojebanej umowy. Żegnam.
Po tych słowach wyminęłam krzesło i jego siedzącego na nim. Wracając do reszty jego rodziny, wygładziłam moją sukienkę. Nawet nie zdziwili się, kiedy oświadczyłam, że na mnie już czas, a pana Callière zaprosiłam do mojej galerii, aby podpisać umowę i wtedy będzie mógł odebrać obraz.
Szybko złapałam za płaszcz i torebkę. Miałam dosyć tego domu.
Wszystkiego miałam dosyć.
Przede wszystkim Juliena miałam dosyć.
To jego wybór.
Ja się nie dam poniżać, to nie ja jestem w tym przypadku zdesperowana, żeby szukać sobie prostego zaspokojenia. Za silna jestem, aby nie mieć tutaj żadnej kontroli.

Julien?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz