4 wrz 2018

Od Odette C.D Adam

Spodziewałam się, że Tom zacznie przepraszać, oczywiście zaraz po tym jak ułożyłam w głowie wszystkie myśli. Było ich pełno i przez dobry moment próbowałam przebyć ten zawiły korytarz w poszukiwaniu nawet najprostszego wniosku. Ale że mężczyzna uklęknie i wręcz zabłaga o to, bym mu przebaczyła? Dwadzieścia jeden pięknych lat i nigdy dotąd nic podobnego nie zmieniło mojej codziennej rutyny. Oczywiście, że nie mogłam się gniewać. Pomimo leciutkiego komizmu sytuacji, widząc w oczach Toma autentyczną skruchę, uśmiechnęłam się z dozą delikatnej niepewności.
    - Już w porządku – mruknęłam cicho. – Tylko proszę, koniec z tym.
    - Jasne, że koniec! – odezwał się pewnie, jeszcze zanim zdążyłam dokończyć zdanie.
    - To raczej tyczy się twojego kumpla – dodałam zupełnie naturalnym głosem, jakbym nagle zupełnie porzuciła myśl, że byłam nękana bez wszelkich skrupułów przez dwóch mężczyzn. Mogli jednak zapędzić się o wiele dalej, czego nie zrobili, a więc dlaczego mam szukać na siłę minusów, mając ten jeden, ale jakże pocieszający plus? Natychmiast położyłam rękę na ramieniu mężczyzny oraz skłoniłam go do powstania, nie kryjąc szerokiego rumieńca oblewającego moje policzki.
    - Takich rzeczy się po tobie nie spodziewałem. – Adam szorstkim głosem dosłownie rozerwał ciszę na strzępy. – A wiem, że jesteś idiotą.
    - Tak, nawet nie próbuję się przed tym bronić – odpowiedział chwilę po swoim bracie, którego widocznie darzył szczególnym respektem. Natomiast mój wzrok tylko wędrował od jednej twarzy do drugiej. – Porozmawiam z Joe, powiem mu, że koniec tego przedstawienia. – Uśmiechnął się jeszcze na tyle szeroko, na ile pozwalał mu ciężar obecnej sytuacji.
    - Już w porządku. To chyba znaczy, że mogę powoli wracać do siebie. – Rzuciłam Adamowi wdzięczne spojrzenie. Natychmiast pochwycił je z lekkim skrzywieniem.
    - Nie pozwolę nikomu wyjść bez śniadania – zaprotestował poważnym głosem, co ostro kontrastowało z miłym uśmiechem, jaki rozjaśnił mu twarz. Znajdujący się obok Tom, gdy tylko usłyszał o jedzeniu, zerwał się z miejsca i powoli podążał za wonią smażonego bekonu oraz za dźwiękiem tryskającego oleju. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, że wszystko naprawdę pięknie pachniało i nawet, jak mój żołądek nie błagał o posiłek, stwierdziłam, że tym razem nie pójdę za potrzebą, a zjem dla samej przyjemności.
    - No dobrze, prowadź. – Schowałam kosmyk włosów za ucho i poprawiłam bezwiednie ubranie, które zmięło się w czasie kilkugodzinnego snu. Mężczyzna tylko machnął ręką na znak, że mam iść za nim, i tymże sposobem przemierzyłam część korytarzy dużej – oczywiście w porównaniu do kawalerki – posiadłości Lancasterów. W życiu nie spodziewałam się, że zaledwie pracując w ich restauracji, będę mogła znaleźć się tutaj, otoczona takim przepychem. To zdecydowanie nie było miejsce dla pracownicy.
    W kuchni powitał nas ogrom osób, będący powodem mojego przelotnego skonfundowania. Zanim zdołałam opanować swój podziw, przesunęłam wzrokiem po długim stole w jadalni, który zaścielały różnorodne dodatki do jedzenia, puste jeszcze talerze i przyprawy. Większość zgromadzonych obdarzyła mnie nieodgadnionymi spojrzeniami. Nie wiedziałam, co choćby chciały wyrazić oczy odrobinę starszej kobiety, z pewnością matki Adama, która nawet zatrzymała się w półkroku z patelnią w dłoni. Zaraz jednak na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech.
    - Ojej, ty jesteś Odette? – W jej oczach niemal zaświeciły się gwiazdki. Ten wzrok przypominał mniej więcej wiadomość „ty jesteś moją przyszłą synową?”. Poczułam jeszcze większą konsternację, którą zauważył tylko Adam, kiedy znikąd Cindy rzuciła się w moją stronę i objęła mnie swoimi małymi rączkami wokół bioder. Mężczyzna z lekkim uśmiechem chwycił dziewczynkę pod pachami i odciągnął ją, jeszcze zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
    - No ej! – mruknęła niezadowolona, na co odpowiedziałam jej szerokim uśmiechem oraz poczochrałam włosy.
    - Tak, to ja. – Obdarowałam kobietę ciepłym spojrzeniem. Cindy wyjątkowo wyrywała mnie ze stanu względnego skupienia, który sprawiał, że cudem nie zapominałam o słowach mamy Adama. – Pani musi być słynną panią Lancaster?
    - Słynną? Oj, bo się zarumienię – zachichotała krótko i przeniosła jajecznicę z patelni prosto na talerz.
    - Przy takich umiejętnościach nie wolno odmawiać sobie komplementów – powiedziałam ze zdecydowaniem, utrzymując na ustach ten sam przyjazny uśmiech i za nic nie pozwoliłam mu zniknąć.
    Za namową Adama usiadłam przy stole, tuż przy nim i zabrałam się za podane jedzenie. Dosłownie poczułam się jak w restauracji, kiedy dane było mi obserwować, jak kobieta nawet w rodzinnym domu, z dala od pracy, z wręcz chirurgiczną precyzją sprawnie zajmowała się najmniejszym szczegółem dania. Profesjonalizm wręcz zaszył się w jej dłoniach. Z podziwem zerkałam na kunsztowne zjawisko w tej dziedzinie.
    - Później pomogę wszystko wysprzątać. – Na mojej twarzy odmalował się promienny uśmiech.
    - Nie mus… – urwał, a raczej zrobił to mój pewny głos.
    - Nalegam i nie znoszę sprzeciwów – zaczęłam zanosić się subtelnym śmiechem. – Naprawdę. Przynajmniej tak się odwdzięczę za gościnę. To dużo dla mnie znaczy. – Posłałam mu uśmiech i jeszcze przez małą chwilę zatracałam się w niebieskich głębinach zamkniętych w jego oczach.
    - No, więc mam pytanie. – Pani Lancaster wytarła dłonie o ręczniczek, po czym objęła nas swoim zaciekawionym spojrzeniem. Głównie skupiała się na Adamie, a jej uśmiech, rosnący z chwili na chwilę, coraz bardziej mnie niepokoił. – Jak długo jesteście już razem?
    Dosłownie kęs jajecznicy utkwił mi w gardle na te pytanie, przez co zaczęłam się powoli dławić, zwracając uwagę wszystkich osób kręcących się nieopodal. O. Mój. Boże.


[Adam?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz