1 wrz 2018

Od Odette C.D Aaron

    Aaron budził moje zainteresowanie, ale raczej nie z powodu swojej wysokiej posady i bogatego bagażu osiągnięć. Owszem, nie ukrywałam, że było to godne podziwu, ale... było w nim coś więcej. Dobrego, złego? Jasne, że dobrego. Nawet najgłębiej ukrywany pozytyw widać w człowieku bardziej niż otwartą na świat wadę, a z Aaronem nie było inaczej. Kogo wina, że taka już byłam. Patrzyłam na świat przez różowe szkiełka i rzucałam przed siebie światło, które przeganiało nawet największy mrok. Ludzie mówili, że to się swego czasu na mnie odbije. Powtarzali, że czas na zostanie realistką, a ja byłam w stu procentach świadoma możliwych konsekwencji, tylko je lekceważyłam. Lekceważyć dla dobrej sprawy? Pewnie, że tak.
    Uśmiech Aarona wyrwał mnie ze wszelkich rozważań. Mężczyzna poprawił krawat i rzucił mi wyczekujące spojrzenie, za którego namową odsunęłam od siebie talerz z jedzeniem.
    - Pewnie, czemu nie. – Współbieżnie opuściliśmy stolik i zaraz przeszliśmy w zmącony mrokiem, przyjemny kąt.
    Rzadko widywałam tańce w restauracjach, a jeszcze rzadziej znajdowałam się pośród kołyszących się w rytm wolnej muzyki ciał. Nie czułam skrępowania. Nawet, kiedy mężczyzna pewnie ujął mnie w talii, przybliżył do siebie i zawędrował moją ręką na swoje ramię. Na jego twarzy dopatrzyłam się delikatnego uśmiechu przerwanego podłużnym słup cienia. Atmosfera zdecydowanie kształtowała warunki na prywatną rozmowę. To, co jednak bardziej mnie zastanawiało, to to, że mężczyzna wyraźnie wyminął temat o swojej rodzinie. O sobie. W ciągu tego wieczoru stał się dla mnie jeszcze większą zagadką, jaką obiecałam sobie powoli rozgryzać, i wiedziałam, że wyjątkowo wolne oraz dyskretne podejście pozwoli mi osiągnąć cel.
    - Ukrywasz się. – Uśmiechnęłam się szeroko, nadal utrzymując wzrok na wysokości jego oczu.
    - Nie wiem, o czym mówisz. – Zakręcił mną raz, potem drugi, i znów wróciliśmy do subtelnego kołysania. Moja ciekawość bywała naprawdę nieustępliwa. Darzyłam ogromnym szacunkiem osoby, które dotychczas dobrze sobie ze mną radziły.
    Przeniosłam obie dłonie na jego ramiona, wyczuwając pod palcami sztywny fason garnituru. Mężczyzna w odwecie złapał delikatnie za moją talię i nie zaprotestował ani słowem, kiedy zbliżyłam się jeszcze bardziej, ale na dosłownie niedługą chwilę.
    - Zwykle rozgryzam osoby w mniej niż tydzień. – Uderzyłam gorącym szeptem prosto w jego ucho i korzystając z tego, że moje dłonie i tak znajdowały się blisko jego szyi, przesunęłam opuszkami palców po linii karku.
    - Doprawdy? – Delikatny uśmiech wykrzywił mu usta. – To imponujące. – Ton jego głosu nie zdradzał żadnego zakłopotania. Widocznie czuł, że miał pod kontrolą te spotkanie.
    - Więc radzę się pilnować, panie Brown – dodałam z dozą sporego rozbawienia, specjalnie jeszcze kusząc się na użycie oficjalnego zwrotu.
    - Brzmi trochę jak ostrzeżenie. – Obrócił mnie w powolnym tańcu, zaraz powracając do pozycji wyjściowej.
    - Możesz to tak potraktować. – Twarz rozjaśnił mi szeroki uśmiech, który zdawał się przegonić cały mrok nawet z zacienionego kąta, w jakim wolno tańczyliśmy. Odważając się co jakiś czas spojrzeć w błękitne oczy mężczyzny, zauważyłam, jak głęboko odbija się w nich wszelka elektryczność oświetlająca restaurację.
    Spokojna muzyka prowadziła nas jeszcze tylko parę minut. Potem wróciliśmy do stolika, dokończyliśmy to, co zostało na talerzach i otwierając – tym razem – zupełnie niezobowiązujące tematy, doszliśmy w międzyczasie do wniosku, że deser byłby idealnym dopełnieniem wieczoru. Niepokój wywodzący się z sytuacji, w jakiej utknęła Jamie, jeszcze parę razy próbowała zepsuć mi każdy uśmiech. A było jeszcze trudniej, kiedy mężczyzna siedzący przede mną rozpoczął ten temat przy naczyniu wytrawnego wina. Nie liczyłam już dolewek.
    - A co z Jamie? – Nie wiem, czy zdołał już zauważyć, że całkiem podobał się studentce. Wspominała mi o Aaronie w każdej wolnej chwili, w której zapominała o tym, co ją spotkało. – Daje sobie jakoś radę? – W jego głosie przepłynął wyraz troski.
    - Ledwo co je. Dużo śpi… – Westchnęłam nieco głośniej. – W sumie ciągle śpi. Potrzebuje mojej pomocy.
    - Nie będzie łatwo jej się z tego wyleczyć. – Nalał sobie jeszcze wina. Ja jednak dawno spasowałam z dolewek. – Ale z twoją pomocą na pewno da radę. – Pił. Odkąd pamiętam, tylko pociągał kolejne łyki, i na ten widok delikatnie zmarszczyłam brwi, dopiero uświadamiając sobie, ile musiał mieć tego w sobie.
    - Tak, wiem. Wierzę w to. – Skończyłam swój deser i rzuciłam biznesmenowi przyjazne, ale i delikatnie zmęczone spojrzenie.
    Mężczyzna widocznie bardzo się rozluźnił, co można było wywnioskować przez fakt, że przez całą kolację nawet nie zatroszczył się o to, że przecież prowadził. Chociaż z drugiej strony… na pewno miał kogoś, kto usiadłby za kierownicą.
    - To jak, wychodzimy powoli czy masz ochotę na coś jeszcze? – Objęłam wzrokiem cały stolik, na którym spoczywało parę pustych już talerzy. Tak, zdecydowanie byłam pewna.


[Aaron?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz