18 wrz 2018

Od Odette C.D Adam

    Szczerze mówiąc, nigdy nie byłam największą fanką imprez. Widząc jednak starania mężczyzny, to, jak bardzo chciał odkupić swoje winy, nie potrafiłam odmówić na tę miłą propozycję. Pojawiła się we mnie dosłowna potrzeba zgody, wbrew wszystkim myślom, że to nie będzie coś, co mnie uszczęśliwi. Doceniać trzeba każde starania. Tego uczono mnie i tego zamierzam uczyć swoje dzieci w odległej, naprawdę bardzo odległej przyszłości, kiedy obudzi się we mnie matczyny instynkt.
    - Jasne. Już nie mogę się doczekać. – Wyraziłam, pomimo wszystko, szczere chęci poprzez wydanie na blade światło księżyca szerokiego uśmiechu. Jego uśmiech również był niezwykle przyjemny dla oka, mniej więcej dlatego tak bardzo ulegałam miłym słówkom, jakie padały z jego ust. Wewnętrzny mur, jaki obiecałam sobie zbudować zaraz po rozmowie z Lancasterami, aktualnie był tylko fundamentem. Rozum kąsany wszystkim, co tylko możliwe, dalej pozostawał bezbronny i podatny. Odette, ty chyba nigdy nie będziesz zbyt wredna dla ludzi, nawet, gdy robią ci takie świństwa, jak Tom. Powinnam od razu porzucić budowę tego muru.
    - Klub znajduje się jakieś pięć minut drogi stąd. – Zasiadł za kierownicą, a ja zajęłam miejsce pasażera. – Chyba jestem za stary na takie rzeczy – dodał wyraźnym żartem.
    - Za stary? W życiu… – Machnęłam ręką, korzystając z okazji i spoglądając na jego twarz, na której nie dostrzegałam najmniejszej zmarszczki, jaka dałaby mu jakiekolwiek prawo do nazwania siebie starym. Może większość pokrywał dobrze przystrzyżony zarost, ale w ten czy inny sposób wciąż trzymałam się kurczowo jednego zdania. – Czasami każdy musi zażyć trochę rozrywki. Nawet taka abstynentka, jak ja.
    - Nie pijesz? – Spojrzał chyba z nazbyt widocznym zdziwieniem, które zaraz złagodniało, dokładnie tak, jakbym Adam w ostatniej chwili uświadomił sobie, że to jednak całkiem do mnie pasuje.
    - Ostatni raz wypiłam na mojej osiemnastce, kiedy mnie do tego zmuszono – wyznałam z lekkim rozbawieniem, wspominając zamierzchłe czasy.
    - Podziwiam… – Nie spuścił wzroku z drogi znajdującej się przed nim. – Poza tym dobrze będzie, jeśli w klubie będziesz trzymała się bliżej mnie. I mojego brata. Znaczy ludzi, których znasz. – Obdarował mnie z lekka zakłopotanym spojrzeniem, na co odpowiedziałam mu rozbawionym wyrazem zielonych oczu.  
    - Nic mi się nie stanie, umiem o siebie zadbać – zaprotestowałam niezbyt ostro i dobitnie, przez co protest wcale nie brzmiał na protest. Nigdy nie byłam dobra w podnoszeniu głosu.
    - Nie wątpię. – Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, co zdołałam zauważyć przy świetle mijanych lamp miejskich. O tej porze dawały wyjątkowo dużo blasku, pozwalając mi na choć niewielki moment zapomnieć o szponach ciemności. Byłam święcie przekonana, że to wcale nie obecność Adama uśmierzała ten lęk. Nadal łączyła mnie z nim tylko relacja pracodawca–pracownik, co nie może ulec zmianie.

***


    Blaski kolorowych świateł wędrowały po tańczących w ciasnym gronie ludziach. Alkohol dało się wyczuć od każdego z osobna. Wołali, krzyczeli, śmiali się, czerpiąc pokłady radości i energii ze źródła upojenia. Euforia dotykała ich nieszczęsnych dusz i popychała do robienia rzeczy, jakie przy stanie trzeźwości jedynie przeszłyby im przez myśl po to, by od razu stamtąd zniknąć.
    Siedziałam w jednym, pozornie najbezpieczniejszym miejscu, jakie tylko znalazłam, i był to przytulny kącik tuż przy barze. W ciągu pierwszych dwóch kwadransów poczułam się tak nieswojo w pijanym gronie, że wewnętrzna siła dosłownie pchnęła mnie do spróbowania przynajmniej najlżejszego drinka. Adam z małymi przerwami dotrzymywał mi towarzystwa, jakby pragnąc za wszelką cenę umilić mi ten czas i sprawić, bym czerpała z niego radość. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, by wiedzieć, że wyrwanie paru dziewczyn na parkiecie zdecydowanie opił alkoholem.
    - Na pewno nie chcesz zatańczyć? – Mężczyzna usiadł w końcu na miejscu obok mnie. Zamówił kolejkę.
    - Wolę chyba posiedzieć, nie tańczę zbyt dobrze. – Kto zabroni mi małego kłamstwa? Tańczenie w klubie z pijanym szefem było zbyt ryzykowne, by chociaż spróbować smaku tego zakazanego owocu. Lepsza wydawała się odmowa niż życie nazajutrz z ciężarem świadomości, że zrobiło się coś, co odbije się w końcu na pracy.  
    Nim zdążyłam pomyśleć, wyciągnął rękę i złapał mnie za nadgarstek. Oderwał mój zmęczony umysł od rzeczywistości, przenosząc go w świat bębniącej, nieprzyjemnej dla ucha muzyki, uderzającego zewsząd gorącego powietrza i stłumionych głosów. Byliśmy głęboko, głęboko w tłumie, dusząc się od nadmiaru mocnych perfum i potu. Adamowi to przeszkadzało chyba najmniej, ponieważ w towarzystwie miliona dźwięków ujął mnie w talii. Zrobił to jednak porywczo. Tym jednym, zdecydowanym ruchem podporządkował sobie całą mnie i sprawił, że wpadłam w jego ramiona. To nie to, czego się spodziewałam. Ale co mogłam wiedzieć o jego zachowaniu?
    Póki trzymał dłonie na wysokości mojej talii, zdecydowałam się nie reagować. Pozwalałam, by prowadził mnie w zmysłowym tańcu dwóch pragnących siebie ciał. Przesunął swoimi dłoni na moje biodra i nieprzerwanie trzymając mnie blisko siebie, pociągnął znów w swoją stronę. Dokładnie tak, jakby chciał gdzieś zaprowadzić. Nie zwracałam na to uwagi, zupełnie zaćmiona rytmem, w jakim nikłe ilości alkoholu przebywały korytarze moich żył. Głośna muzyka rozbrzmiewała zamknięta w moim wnętrzu.
    - Idziemy dokądś? – Spytałam głośniej, kiedy już całkowicie udało mi się rozszyfrować jego ruchy. Nie znajdowaliśmy się już w centrum tłumu, a bliżej zaplecza. Adam jednak, zamiatając wszystkie moje myśli pod dywan, agresywnie zacisnął dłoń na moim nadgarstku i pociągnął jeszcze dalej. Widziałam tylko jego plecy i rozprostowane, umięśnione przedramienie naznaczone napiętymi żyłami. Pozwalały mi to dostrzec dziesiątki świateł przewijających się non stop przez salę.
    - Niedługo się dowiesz, skarbie. – Zatrzymał się na chwilę, by wyszeptać mi to do ucha i jednocześnie parząc gorącym oddechem.
    Wiedziałam, że to kompletnie zły pomysł zgadzać się na wszystko, co mężczyzna robi. Mój język zdawał się zapomnieć wszelkie słowa, a wizję dobrej zabawy przyćmiły całkowicie najróżniejszego rodzaju obawy.
    Dalej, Odette.
    Wiesz, że musisz.
    - Adam? – Zatrzymałam się w miejscu, rzucając mu niezbyt zadowolone spojrzenie. – Dokąd mnie tak prowadzisz? – Nim zdążył się chociażby odwrócić, wyrwałam swoją dłoń z jego silnego uścisku.


[Adum?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz