7 wrz 2018

Od Nivana CD Antoniego

Och, panie Watson, doskonale wiedziałem, co pan chciał zrobić z tym portfelem i absolutnie mi się to nie podobało. Nie szukałem, cholera jasna, sponsora, sam doskonale potrafiłem zapewnić sobie byt, nawet jeśli paskudnie na to psioczyłem, więc proszę mi uciekać z tym papierkiem, bo go nie przyjmę.
— To pewnie te czekoladki miętowe. Za ile były? — spytał, zaglądnął mi przez ramię i zaczął rozpinać portfel, co spotkało się z moim niemałym niezadowoleniem, bo idź mi pan z tym, nie przyjmę, nie ma bata. — No co się tak gapisz, narzekasz, że dużo, to chcę się trochę przydać i zdjąć z ciebie to szalone… Ja pierdolę, Nivan, czterdzieści dwa Avary, no bez przesady, ty skąpy studencie — zaśmiał się, na co cicho warknąłem, bo niby czterdzieści dwa, niby czterdzieści dwa, ale potem to leciało, znikało, a przypominam, że w koszyku nie było niczego, czym można było się najeść. — No nie gap się tak na mnie, wiesz, że nienawidzę sprzeciwu, błagam.
— Wiesz, że nienawidzę brać od ludzi pieniędzy bez powodu, błagam — przedrzeźniłem go, krzywiąc wyraźnie twarz i odchodząc od niego, nawet nie oglądając się za pieniędzmi. — Nie mogę tego wziąć, przepraszam, po prostu nie — dodałem, zgniatając rachunek i wciskając go do kieszeni. — I urwijmy to tutaj. Ok?
Nawet ten błysk w niebieskim oku nie był w stanie mnie przekonać do zmiany zdania.
Po prostu nie i basta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz