25 wrz 2018

Od Nivana cd Antoniego

Wtoczył się za mną do mojego małego królestwa pełnego kabli, pudełek po pizzy, skarpetek i może odrobiny dobrego gustu w postaci przeważających szarości, czy czegoś tam innego.
Dorocia mówiła, że szarość jest kul i trendi, to machnąłem.
Mieszkanie typowego, dwudziestosiedmioletniego faceta, który jeszcze się nie ustatkował. Czyli w sumie typowego dwudziestosiedmioletniego faceta, nic dodać, nic ująć.
— Nienajgorzej się tu urządziłeś — rzucił, odkładając swoje szpargały, gdy ja zamykałem drzwi, odkładałem zakupy i przystępowałem do rozbierania się. No i oczywiście udawałem, że nie czułem tego palącego spojrzenia, które leniwie sunęło przez moje plecy, aż do tyłka, który obleciał nieco dokładniej.
I wcale dodatkowo się nie wyprostowałem, wypiąłem, napiąłem i tak dalej, wcale, w ogóle, niespecjalnie, tak, tak.
— I serio, mówię to szczerze, gdy wspominałeś o bałaganie, myślałem, że będzie… no gorzej, no, wiesz. — Zerknąłem na niego w momencie, gdy zdobył się na ledwo słyszalne, słabe westchnięcie. Nawet opuścił wzrok, jakbym miał go zaraz zbesztać, czy coś... — Czasami mam wrażenie, że dalej mamy te cholerne kilkanaście lat i jesteśmy napalonymi dzieciakami, które chętnie rzuciłyby sobie do gardeł.
Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową i ponownie łapiąc się za reklamówkę z zakupami.
— A nimi nie jesteśmy? — zaśmiałem się raźnie, wciągając towary na blat i za chwilę wyciągając wszystkie pierdoły, układając je w odpowiednie miejsca i tak dalej. — Mentalnie zatrzymałem się na wieku dwudziestu dwóch lat, wiesz? — zacząłem, wyciągając wino i za chwilę manewrując w dłoniach jabłkami. — W ogóle gdzieś zgubiłem te pięć, jakbym się, kurwa, zapętlił, czy coś.
Może dlatego, że przez większość byłem nieco wyrwany?
Odkorowany?
Obcy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz