23 wrz 2018

Od Nivana cd Wandy

Ręka na policzku, poklepanie policzka, uśmiech i ta mina, że mam nie pierdolić, chociaż doskonale wiedziała, że nie mam zamiaru przestać i że będę dramatyzować i że czuję się jak osiemdziesiąte pierwsze koło u wozu i że to wszystko w ogóle mi się nie podoba, a tak właściwie, to zupa była za słona i basta.
— Nivan, mam pieniądze, nie przymieram z głodu, przed chwilą zmieniłam tabliczkę na czerwoną, bez przesady, jeden dzień urlopu nie zrobi mi krzywdy — rzuciła z jeszcze szerszym uśmiechem, rękami przyklejonymi do bioder i postawą „tak, ja jestem panią Przewalską”. — I nie widzę w dobrej wódce o ósmej rano nic złego, kompletnie nie rozumiem twojego zdziwienia, Oakley — dodała jeszcze, prychając czysto teatralnym tonem, a następnie tylko odwracając się na pięcie, byle ruszyć w stronę zaplecza, zamiatając biodrami i krótkimi nóżkami przez całą długość kwiaciarni, na co westchnąłem cicho i pokręciłem głową, a gdy przyniosła pierdoloną wódkę i pierdolone kieliszki, miałem je ochotę roztrzaskać o łeb. Jeszcze nie wiedziałem tylko, czy jej, czy swój.
— Tylko po jednym, obiecuję. Później przejdziemy na herbatę lub kawę, co ty tam lubisz.
Skrzywiłem się i zerknąłem na nią, tym typowym wzrokiem „Nie pierdol” pomieszanym z „Daj mi spokój”.
— Ja tylko chciałem kupić kwiatki, Wandziuś, dajże spokój, nie powinniśmy — burknąłem, odwracając wzrok od czystej, która ostatnimi czasy jakoś mi śmierdziała i nieszczególnie miałem ochotę wychylać kieliszek.
Chyba po ostatniej imprezie.
Tak, zdecydowanie po niej.
Chyba.
Tak.
Może.
Oby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz