15 wrz 2018

Od Juliena cd. Adaline

Lubi niezależność. Lubi?
Rozmawiam z moim ojcem na warunkach, które sam ustanowił, a osoba postronna, tym bardziej ktoś taki jak ona, nie powinna oceniać tego na głos.
Ja? Niemiły? Skądże znowu. Jedyne, o co może mnie w tej chwili posądzić to szowinizm, bo właśnie przez moją głowę przebiegła myśl, jak bardzo mi nie szkoda, że urodziła się kobietą. I tak jak to określiła, trudniej jest jej pokazać wyższość w obliczu kogoś, kto jest niej wyuczony od dzieciaka. Być tak idealnie nieidealnym.
Mówi tak, jakby była jedyną kobietą na świecie. Tak jakbym myślał, że bez niej się nie obędę. Świat nie kończy się na ulicy, gdzie znajduje się jej mieszkanie. Chyba zbyt krótko się znamy, aby w jakikolwiek sposób jej odejście miało mnie poruszyć.
Mimo tego przyjmuję jej słowa i zapamiętuję. Co jest plusem dla niej, gdy znajdują one miejsce w moim mózgu.
Odprowadzam ją wzrokiem, nie odczuwając żadnych skrupułów przy obdarzeniu jej zgrabnej sylwetki łaskawym spojrzeniem. Przed oczami nadal miałem materiał jej podciągniętej, ciemnozielonej sukienki, podkreślającej każdy cal kształtnego ciała na tyle, jak bardzo było to potrzebne. Idealnie wpasowała się w standardy, co oczywiście jest wytłumaczeniem, dlaczego wielki prezes firmy i król większości spółek w mieście, zaprasza ją do domu.
Opieram obie ręce o krzesło i podnoszę się, aby oświadczyć koniec sielankowego, rodzinnego obiadu. Nie było słychać nawet zamykania drzwi po Adaline, choć wiem, że wyszła. Podchodzę do jadalni, jednak nie wchodzę do samego pomieszczenia. Spotykam się ze spojrzeniem ojca, które wcześniej było niemal proszące o stonowanie i dyskrecję, gdy porwałem naszego gościa na stronę. Nie wyszło.
- Cóż... chyba nieco zbyt gwałtownie zapytałem - wzruszam ramionami, co doprowadza ojca do granicy wytrzymałości. Dziwne, bo to ja powinienem mieć teraz pretensje do jego kobiety, która uważa, że ma czelność rzucania jakichkolwiek uwag na mój temat. Wiem, kiedy nie mogę działać zbyt bezczelnie. Wszystko, co mówię o Renesmee, sprawia, że stojący przede mną mężczyzna wypiera się bycia moim ojcem i jak wściekły pies rzuca się o cienkie kraty, które uginają się pod jego ciężarem coraz mocniej. Ta granica zrobiona z jednej, cienkiej nitki, leży na ostrzu nożyczek, i gdy za każdym razem jest przesuwana, jej powierzchnia zostaje naruszana. Kiedy pęknie, nie będzie już pohamowań. Nie mam pojęcia, czy właśnie tego obawia się ojciec. Straszne jest jednak to, że to ja nie mam żadnych skrupułów w tym, aby do tego doprowadzić. Czy chcę coś udowodnić? Jeśli tak, to tylko i wyłącznie sobie. Mam jednak jedną zasadę. Nie zaczynam sporu, gdy Auburn jest obok, bo chociaż wie, jak wyglądają nasze relacje, to nie chcę, aby uważała nasz problem za poważny. Dla niej kłócimy się o głupoty.
- Czy musisz zawsze coś zepsuć? - pretensjonalny ton człowieka nazywanego głową rodziny odbija się echem od ścian domu, który obecnie staje się jednym z najcichszych miejsc na świecie. Oskarżenie rzucone w moją stronę w formie pytania jest na tyle silne za sprawą modulacji głosowej, że nawet jego partnerka unosi głowę i wbija spojrzenie w narzeczonego.
- Malvin - karci go głosem, który jednak nie posiada w sobie ani odrobiny pewności i mocy. Tak jakby przechodził przez kartonowe pudło, zaklejone taśmą i włożone w worek.

Mój drogi ojciec jednak jak zwykle nie zauważa tutaj niczyjej winy poza moją. W jego oczach chyba stałem się już tym najgorszym, chociaż od samego początku byłem czarną owcą w rodzinie. Nie powinno mi to schlebiać, a jednak odczuwam mimowolnie z tego powodu radość. Z wykluczenia, którego sam pragnę, choć zostało mi to narzucone już na starcie.
Jak wyżej było wspomniane, nie mogę oskarżyć jego kochanki, bo to jego jebana świętość, która niczym relikwia, jest trzymana pod kluczem, okryciem i szkłem hartowanym. Jeśli to moje zachowanie było nie na miejscu, to co dopiero jej stwierdzenie w obecności Adaline. Najlepsze jest jednak to, że ojciec wie o moim zachowaniu. O lubowaniu się w pojedynczych gierkach, o nietypowych zainteresowaniach i co zaskakujące, o problemach również. Nie powinno go to ani trochę obchodzić, ale jakbym chciał, dowiedziałbym się, skąd to bierze. Nie mam jednak na to czasu i chęci.
- Po kimś to mam - mój uśmiech ma sugerować znaczenie całej wypowiedzi. Mój uśmiech powoduje, że ojciec zaciska palce na oparciu krzesła, a jego szczęka wydaje się jeszcze mocniej wyrysowana. Całe dalsze zajście jednak przerywa nagłe wyjście Renee. Patrzę na niego. Czekam, aż pobiegnie za nią. Widzę, jak próbuje walczyć ze sobą, ale niczym osoba uzależniona od danej substancji, odwraca się, przeklinając cicho pod nosem i wychodzi. Jeśli kiedykolwiek w podobnej sytuacji myślał o zostaniu i rozwiązaniu problemu, to nigdy mu się nie udało. Stąd też zakładam, że ta dziwka jest zwyczajnie ważniejsza i więcej warta.
Spuszczam spojrzenie, przez co wyglądam, jakby było mi przykro, ale zwyczajnie wsłuchuję się w powstałą ciszę. Dopiero teraz czuję, jak nagromadzone spięcie połączone ze złością żądają uwolnienia. Pozostaję niewzruszony, ale to nie jest kwestia wyuczenia, czy panowania nad emocjami. To zwykły cholerny obowiązek przy młodszej siostrze, która dopiero teraz unosi wzrok znad talerza, w którym przez cały czas maltretowała widelcem swoje jedzenie. Patrzy na mnie tym dziecięcym, jedenastoletnim spojrzeniem dziecka, które jest świadkiem kłótni rodziny i choć nie jest świadome niczego, to jest położone w najcięższej sytuacji. Wybór, po której stronie ma stanąć. To sytuacja, której nie ma prawa doświadczyć żadne dziecko. Jestem hipokrytą, bo właśnie uważając tak, sam ją stworzyłem.
Auburn odchodzi od stołu i kieruje się do schodów, gdzie na samej górze czeka na nią jej pokój, moment spokoju i skupienia się na rzeczach bardziej błahych.
- Czasem was nienawidzę - mówi, stając tuż przede mną i oplata mnie wokół pasa rękoma, aby wtulić na chwilę głowę w moją bluzę w celu prawdopodobnie pożegnania, bo wie, że za chwilę mnie tu już nie będzie, a nie wiadomo kiedy postanowię napisać i powiedzieć, że przyjadę ją odwiedzić.
Te słowa trafiają do mnie mocniej niż wszystko, co się wydarzyło. Przejeżdżam dłonią po jej plecach, sam nie wiem, czy w geście pocieszenia, czy również pożegnania. Po chwili się odsuwa i idzie na górę. A mi pozostaje jedynie obojętnie wyjść z tego domu i przejść do punktu kolejnego w terminarzu dnia. Dzisiaj jednak zostanie on przesunięty nieco wcześniej niż na sam wieczór.

Tydzień później
Boli mnie głowa, lecz to nie jest zwykła migrena, czy kac. To moment, w którym moja osoba jest stawiana w sytuacji, podczas której musi dokonać wyboru.
Nie wiem właściwie, kiedy to się zaczęło. Stosunkowo niedawno, ale do pewnego czasu utrzymywało się na niskim poziomie. Miałem nad tym panowanie, miałem kontrolę, nawet wtedy, gdy musiałem wygłosić najbardziej fałszywe pożegnanie, na jakie było mnie stać. Mimo wszystko, stojąc już nad stertą białych kwiatów, nie potrafiłem zapłakać, bo gdy człowiek jest w czymś doświadczony, zwyczajnie nie czuje tego samego obciążenia, jak za pierwszym razem.
Wyrzucam z płuc powietrze, jakby pozbycie się go całego miało mi pomóc i uśmierzyć wbijane szpilki w mój mózg. Połowa mojego ciała zaczyna być kontrolowana przez inną siłę, jakby umysł nie był w stanie poradzić sobie nad centrum dowodzenia. Mój wzrok sam z siebie wędruje w stronę białego, plastikowego opakowania z zerwaną ulotką, jakby to miało pomóc w zbagatelizowaniu wyrzutów sumienia, które i tak nigdy się nie pojawiły. Kiedyś się zastanawiałem nad tym, czy to źle, ale w końcu stwierdziłem, że powinienem się z tego cieszyć. To znacznie ułatwia.
Nie chcę tego robić, ale niczym w desperacji sięgam po buteleczkę. W spokoju obracam ją w dłoni i czytam wszystko, co jestem w stanie przeczytać. Ból jest na tyle nieznośny, że obraz przed moimi oczami nieco się zamazuje.
Leki przeciwbólowe nie są mocne. Zwykłe i proste, z grupy opioidów. Czyli to, co można zdobyć w aptece, gdy czuje się wszelaki ból. Moje cele są celami medycznymi.
W życiu człowiek spotyka wielu ludzi. Ja większość poznałem jako nastolatek, kształtujący swoją ostateczną osobowość, będący jeszcze niedokończoną postacią człowieka dojrzałego. Ulepiony z gliny i czekający na swoje indywidualne ukończenie, którego sam musi dokonać. Czasem czuję, że pośród tych figurek, które stoją na półce, jako jedyny spadłem, a w materiale, z którego jestem stworzony, powstała nieodwracalna wyrwa, uszczerbek, złamanie. Nikt tego nie zauważył, więc zdążyła zaschnąć, a gdy już sam wspiąłem się z powrotem na swoje miejsce pośród innych figurek i zauważono zmazę podczas malowania, nic się już nie dało zrobić. Materiału zabrakło, a zaklejenie jej oszpeciłoby wszystko jeszcze bardziej. Więc przez całą długość figurki biegnie złamanie. Mimo tego, poszukując sposobów zakrycia jej, udało mi się znaleźć parę rozwiązań, których przyjęcie oznaczało całkowitą zmianę w karcie osobowości i formularzu danych. Coś za coś. Tak zazwyczaj bywa w życiu. Nic nie jest za darmo, a ja wybieram mniejsze zło, którego mianem ludzi również nazywają i mnie. Mniejszym złem. Nie wiem, czy mi się to podoba, czy nie. Komplementy są błahym istnieniem i powstały dla ludzi żądających zauważenia. Ci, którzy nie lubią być widoczni, nie będą żądali komplementów. Niektórzy będą niewinnie ich oczekiwać, ale nigdy wymagać. Czym się tak właściwie różni wymaganie od oczekiwania? Wymawiając to pierwsze, człowiek w swoim głupiutkim przekonaniu nastawia się raczej negatywnie do tego słowa. Wymagać. Wymaga pracodawca. Praca nigdy nie kojarzy się z czymś naprawdę niesamowitym. Wymaga nauka. Ona również nie spotyka się z pozytywnym nastawieniem. Wymaga rodzic. Również wtedy próbujemy się buntować, bo zdajemy sobie sprawę, że musimy to zrobić. Oczekiwanie brzmi łagodniej. Posiada w sobie część tak jakby ludzkiej nadziei, że drugi człowiek zrobi coś z własnej woli. Czujemy się zobowiązani do tej rzeczy. Ponieważ ktoś oczekuje, a my nie możemy go zawieść. Czym się różni oczekiwanie od wymagania?
I nagle znowu zamykam oczy, bo obraz mi się rozmazuje, a kolory łączą się ze sobą w ten mdły sposób. Mdły, ale przyjemny. Przecieram twarz i pytam siebie ponownie dlaczego. Z pytań, których nie znoszę, tego nienawidzę chyba najbardziej. Dlaczego - oznacza, że musimy przygotować dłuższą przemowę, ładniejsze wyjaśnienie niż na każde inne słowo zakończone znakiem zapytania. Często brakuje nam odpowiedzi, ale jeszcze przed tym zastanawiamy się, co powiedzieć, by druga osoba odebrała to jak najlepiej. Czy to oznacza, że jednak myślimy o drugim człowieku? O jego dobru? Czy jeśli ja nie zastanawiam się nad tym, co ktoś chciałby usłyszeć, to obojętne mi jest jego istnienie? Właściwie jest. Pochowałem trzy ważne mi osoby fizycznie. Resztę świata chowam głęboko w psychice. Czasem umysł umiera pierwszy, niekoniecznie blisko śmierci fizycznej, a czasem nie ma nawet okazji się do końca rozwinąć.
A jeszcze w innym przypadku, sam człowiek próbuje go zabić, chociaż na chwilę. Swoją własną wolą, która jest silniejsza ponad wszystko inne.
Czując chłodny wiatr na policzku, który jest już pierwszym znakiem nadchodzącej jesieni, dociera do mnie pierwszy impuls.
Potem znów błoga nieświadomość.
Białe światło staje się drugą rzeczą, którą jestem w stanie odebrać, ale jest ono bardziej irytujące, niż dźwięki ulicy. Staje się znośne dopiero wtedy, gdy znika, a na jego miejsce wchodzą kolorowe smugi, które płyną wraz z niską melodią. Jest dziwnie, ale znośnie.
Patrzę na zegarek w razie czego, jakbym miał się spóźnić, ale jestem przed czasem. Chociaż... chciałbym się spóźnić. Dlaczego nie mogę się wrócić?
***
Splatam palce dłoni i opieram na nich podbródek, czekając, aż podniesie wzrok utkwiony w zeszycie bądź szkicowniku, cokolwiek trzymała w rękach przed sobą, opierając okładkę na kolanach podgiętych w górę. Tym razem całą swoją uwagę poświęca czemuś, co właśnie wychodzi spod rysika jej ołówka trzymanego w chudych palcach i wygląda to o wiele ciekawiej, niż jak poprzednim razem, kiedy kończyła żywot niechcianych dokumentów leżących przed nią. Podoba mi się ten widok.
Dziewczyna wkłada palce w ucho filiżanki i przystawia porcelanę do ust. W tym samym momencie podnosi wzrok znad swojego rysunku i wbija go w sam koniec pomieszczenia. Prosto we mnie. Odkładając kawę z powrotem na miejsce, na chwilę odwraca wzrok, aby ponownie go unieść, lecz tym razem z całą głową i zmienionym wyrazem twarzy, który ma pokazywać, że obecna chwila wcale nie jest niczym specjalnym. Brak zaskoczenia, obojętności, a mimo wszystko mam wrażenie, że już wcześniej widziała, jak wchodzę. Miałem rację. Jest znakomitą aktorką.
Spuszcza głowę, pochylając się nad stolikiem i chwyta ołówek w ręce, aby ponownie oddać się skupieniu, które najwidoczniej w obecnej chwili zajmuje swoje miejsce na podium.
Prostuję się z wyciągniętymi rękoma przed siebie i przez chwilę zastanawiam się, czy jej wzrok krył za sobą myśl o zmienieniu kawiarni, do której chodzi. Nie wyglądał jednak na pełen zniechęcenia, lecz tego rodzaju badania.
Wstaję i podchodzę do jej stolika. Odrywa się od zeszytu i patrzy na punkt przed sobą.
- Można się dosiąść? - zajmuję miejsce, zanim zdąży odpowiedzieć, choć nie zanosi się na to. Jej wzrok zatrzymuje się na mojej osobie i porusza się na niej, dopóki moja sylwetka nie znieruchomieje. Bierze głęboki oddech i dalej energicznie zaczyna kreślić ołówkiem na kartce.
- Zależy w jakiej sprawie - mówi, biorąc zeszyt w dłonie i odchylając się do tyłu, dopóki nie opada plecami o oparcie małej kanapy, która chyba jest jej już stałym miejscem.
- Nie masz ekspresu w domu? - brzmi to jeszcze dziwniej, kiedy obydwoje zdajemy sobie sprawę, że to pytanie nie ma na celu dowiedzenia się odpowiedzi, ani zwyczajnego zaczęcia rozmowy. Ma swój własny indywidualny cel, który jest niezrozumiały dla reszty świata i powoduje ironiczne wykrzywienie na twarzy Adaline. Przez moment.
- Mogłabym cię o to samo spytać - jej głowa przechyla się nieco w bok. Nie wiem, czy w celach określenia stawiania poprawnie grafitowej linii na kartce, czy specyficznego odbioru odpowiedzi.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że ceni sobie prywatność, więc pytam - dziewczyna obraca ołówek w palcach i unosi spojrzenie. Jej kąciki ust unoszą się w górę, lecz nikt nie jest w stanie nazwać to uśmiechem - Czasem przychodzi czas na rozgrzeszenie.
- Wcale tego nie szukasz - kręci głową, ja natomiast odpowiadam skinieniem - Zawsze miewasz takie wahania nastrojów? - przejeżdża dłonią po okładce zeszytu i zamyka go. Kładzie na stoliku obok filiżanki kawy, którą obejmuje palcami i podnosi ze spodka.
- Zazwyczaj - odpowiadam nienaturalnie optymistycznym tonem - Czy jest to zarezerwowane tylko dla kobiet? - spoglądam na nią spod sugestywnie uniesionych brwi.
Patrzy zamyślonym spojrzeniem na trzymaną w dłoniach porcelanę, po której przesuwa opuszkami palców i w chwili zawahania się, przystawia ją do ust, aby wziąć kolejny łyk.
- Wszystko pamiętasz? - jej nieco uniesiony ton głosu i powolnie unoszone źrenice, wywołują u mnie ciche parsknięcie. Wiem, czego oczekuje. I owszem, pamiętam.
Pamiętam, jak wkurzony byłem, że z tylu ludzi na świecie, które mogłem spotkać, była właśnie ona. To przypadkowe spotkanie nas obydwoje było jak cios za występki. Było to jak indywidualne wtrącenie się swojego życia w samo siebie.
- Na tyle, na ile powinienem pamiętać.
- Nadal nie jestem do końca przekonana co do twojej prawdomówności. Wiesz, wcale nie chcę zarzucać ci kłamstwa, ale sam rozumiesz...
- Obiecałem - wzruszam ramionami na to, jak na rzecz, która jest najnormalniejsza w świecie - Nie przeproszę, bo jak sama to określiłaś, jestem zbyt męski i silny na to, aby skłonić się do takiej wspaniałej rzeczy - uśmiechnęła się na kwiecisty sarkazm, ale tylko dlatego, że faktycznie miała zapewnione to, czego żądała. Zresztą powiedziała, że to żadne igrzyska olimpijskie, więc liczę na to, że i ona pokaże, że to żadna rywalizacja.
- Muszę to sobie przemyśleć - oparła łokcie na blacie i zatrzepotała rzęsami w istotnie p r z e s ł o d k i m obrazku wyciągniętym prosto ze scen filmowych.
- Za chwilę jadę do pracy, więc masz prawie połowę dnia na to. Nie będę ci przeszkadzał w tym, cokolwiek robiłaś - spojrzałem na zarysowaną okładkę zeszytu, który wykonany z papieru, bodajże przedstawiał coś innego, lecz wraz z sensownymi po przypatrzeniu się bazgrołami przeróżnych rzeczy, nadawał sobie specyficznego wyglądu.

Adaline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz