7 wrz 2018

Od Nivana cd Eugene

Tak śmiało na mnie zerkał, a gdy przychodziło co do czego, potrafił tylko lampić się jak sroka w gnat z miną kota srającego na płocie i nieco zgiętymi kolanami. Parsknąłem śmiechem, stukając palcem wskazującym o szkło.
— Była naprawdę ciekawa — rzucił w końcu, nieco się prężąc i prostując z zadartym nochalem. Najwidoczniej przywróciło mu wszelkich zmysłów i możliwości kontaktowania się ze światem w sposób inny niż puste mruganie. Wzruszyłem ramionami, uznając, że nie ma najmniejszej potrzeby, żeby cokolwiek do tego dodawać. Jak kto uważał, mnie nie porywała. Ładna buźka, nic poza tym.
Między nami zapadła cisza, żaden z nas nie zdecydował się odezwać.
W pewnym momencie mężczyzna zaczął lekko podrygiwać w rytm lecącej muzyki techno, electronic, czy co to tam innego akurat pobrzdękiwało w tle. Miarowe, żwawe tempo, przy którym poruszał się coraz śmielej, za chwilę już całkiem się poddając i bujając biodrami, hipnotyzując ruchami rąk i zagryzając przy okazji wargę.
Nawet puścił mi oczko.
I kimże bym był, gdybym do niego nie dołączył, zaczynając jednak zdecydowanie agresywniej, bo muzyka nie nadawała się do leniwego kiwania się jak na pierwszym lepszym weselu z przewagą starszego pokolenia. Byłem młody.
Znowu miałem szesnaście lat, rozorane knykcie i plaster na łuku brwiowym. Znowu plułem krwią, znowu dopiero co wplątywałem palce w dredy R.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz