4 wrz 2018

Od Aarona CD. Odette

             Z lekkim grymasem na twarzy obejmowałem wzrokiem butelkę szykownego wina, której zawartość złośliwie postanowiła się skończyć. 
Moje ciało mocno się rozgrzało, czego dowodem były delikatne, czerwone wypieki na policzkach, które z każdą chwilą nabierały coraz bardziej intensywną barwę. Błękitne, surowe i budzące powszechny respekt spojrzenie rozpłynęło się, zostawiając za sobą roześmiany, pobłażliwy wyraz, całkowicie sprzeczny z moim powszechnym wizerunkiem. 
Mimo sporej ilości alkoholu we krwi trzymałem fason i to ratowało mnie przed całkowitym ośmieszeniem, które wynikało z mojej głupoty, a może po prostu zmęczenia? 
Praca, zamiast stanowić zaledwie część mojego życia, z każdym dniem zaczęła mimowolnie pochłaniać nie tylko wolny czas, ale i moją osobę, życie. Stałem się żałosną marionetką sterowaną przez Brown Inc. Wiedziałem, że takie są uroki wysokiego stanowiska, jednak czułem, że zatracam się, a widok ojca, który był pracoholikiem, wzbudził we mnie jeszcze większą falę obaw. 
Jedyne co mnie do tej pory cieszyło to to, że byłem dyrektorem do spraw finansów, prawą ręką, ale nie prezesem. Tak, to było moją deską ratunku, do momentu, w którym ojciec powiedział mi, że zamierza oddać wszystko w moje ręce. 
Jutro. 
Wieczorem. 
Sama wizja trzymania w garści tak wielkiej firmy wywoływała u mnie ciarki. Wielu mówiło, że się nadaję, czego również byłem pewien. Boję się jednak tego, że nie będę w stanie oddzielić granicy pomiędzy życiem prywatnym a pracą, przez co stracę chęć do czegokolwiek. To jest cały łańcuch przyczynowo skutkowy, który zaczyna się od mojego strachu przed objęciem nowego stanowiska, następnie sprowadza się do nadmiernego picia, a to do wyrzutów sumienia. 
Zmierzyłem swym błękitnym spojrzeniem siedzącą naprzeciwko mnie studentkę, która z lekkim zdezorientowaniem patrzyła na mój niedbały sposób siedzenia, zmierzwione włosy i skrzywiony krawat. 
— To jak, wychodzimy powoli czy masz ochotę na coś jeszcze? 
— Wychodzimy. — próbowałem czym prędzej opuścić lokal, aby po raz kolejny nie sięgnąć do alkoholu. Już teraz żałowałem tego, że przesadziłem z ilością wina, ale niestety, było już za późno i musiałem zaakceptować fakt, że po raz kolejny utopiłem swe obawy w szkarłatnym napoju, który mimo mojej naiwności, nie zabierze ode mnie ciężarów mojego życia, a da tylko złudne wrażenie chwilowego rozluźnienia. 
Gdy staliśmy przed restauracją, całe Avenley River spowite było nieprzyjaznym mrokiem, a rozświetlające ulicę lampy tworzyły taką samą atmosferę, jak wtedy, gdy po raz pierwszy spotkałem Odette. 
Czym prędzej wyjąłem telefon z kieszeni i przeprowadziłem szybką, nieco bełkotliwą rozmowę z moim szoferem, którego zatrudnienie było obrzydliwie drogie. 
— Już późno, pomyślałem, że przenocujesz u mnie, a rankiem zlecę pracownikowi, aby podwiózł cię do akademika. — przetarłem dłonią po ramieniu garnituru, mierząc dziewczynę pogodnym spojrzeniem, w którym można było wyczuć odrobinę troski. 
— Nie chcę pana obciążać. — odparła niepewnie. 
— Nie obciążasz! To dla mnie przyjemność! Nawet nie wiesz jak wielkie poczucie — czkawka. — osamotnienia daje to siedzenie przy biurku całymi dniami. Ba! — zaśmiałem się. — Nocami też! 
— Dobrze, dziękuję. — obdarowała mnie ciepłym, budującym spojrzeniem, który na długo pozostanie w mojej pamięci. 
— I jeszcze ta moja sekretarka! — na twarzy wymalował się lekki grymas. — Młoda, żwawa, a zrzędzi jak stara baba, kiedy odtrącam jej żałosny flirt! — roześmiałem się wniebogłosy, patrząc na nieco zmieszaną Odette, która zareagowała cichym chichotem. 
Nim zdążyłem opowiedzieć jej moją prześmieszną historię o jednym z pracowników, tuż obok nas zaparkował biały mercedes, a z niego wysiadł mój szofer, Ethan. Mężczyzna w średnim wieku z posiwiałymi skroniami, ubrany w elegancki, długi płaszcz, otworzył drzwi samochodu z uśmiechem, wpuszczając nas do środka. 
— Do mojego apartamentu! — odparłem entuzjastycznie, a mój wzrok utkwił w leżącej przed nami butelce alkoholu. 
— Już się robi, panie Brown. 
— Nie panie Brown, tylko Aaron. Możesz mówić nawet Ron, Ronik, Bóg wie co, ale błagam, tylko nie pan Brown. — zaśmiałem się głośno, kierując swoje spojrzenie na Odette. 
— Dobrze, Ron. Co to za młoda dama? — zapytał Ethan, zerkając w lusterko, aby przyjrzeć się dziewczynie. 
— To Odette. — przedstawiłem ją krótko, aby po pijanemu nie palnąć jakiejś głupoty. 
— Miło panią poznać. — odparł szofer, parkując pod moim apartamentem. 
— Mnie również. — uśmiechnęła się radośnie i odpięła pas, gdy zauważyła, że się zatrzymaliśmy. 
— Dziękuję Ethan. Zawsze mogę na ciebie liczyć stary! — poklepałem go mocno po ramieniu i ruszyłem z dziewczyną w kierunku apartamentu. 
         *
           Kiedy otworzyłem drzwi, znów poczułem wszędobylski zapach tuszu i dokumentów, który przyprawiał mnie o dreszcze na plecach. 
— Witaj w moich skromnych… — zaśmiałem się pod nosem. — nieskromnych progach. 
— Skromnych nieskromnych? — kąciki jej pełnych ust lekko się uniosły, a mój wzrok mimowolnie na nich utkwił. 
— Dokładnie tak chciałem to ująć. — wybuchnąłem cichym chichotem, po czym żwawo ruszyłem w kierunku salonu i zrzuciłem garnitur oraz krawat na oparcie fotela. — Jeżeli chcesz, też możesz się rozebrać, czuj się jak u siebie. — po chwili, gdy zdałem sobie sprawę z brzmienia tych słów, dodałem nieśmiało. — Znaczy, miałem na myśli bluzę, czy coś. — moja twarz jeszcze bardziej poczerwieniała, dlatego wskazałem kobiecie palcem na kanapę, aby rozsiadła się wygodnie, po czym ruszyłem w kierunku sypialni, aby trochę ochłonąć i przy okazji przebrać się w piżamy. 
Tak. 
Aaron Brown też jest człowiekiem i nie śpi w garniturze! 
Wyjąłem z szafy idealnie złożone spodenki, ale po koszulce nie było nawet śladu. Przekląłem z poirytowaniem pod nosem i niestrudzenie kontynuowałem poszukiwania, niestety, bez rezultatów. 
Wzruszyłem obojętnie ramionami i przywdziałem spodenki, po czym wróciłem do salonu i usiadłem na sofie obok oglądającej telewizję Odette. 
— Co oglądasz? 
— Komedię romantyczną. 
— Mmm. — mruknąłem cicho, czując na sobie jej wzrok. 
Po chwili ciszy odezwała się do mnie ponownie, lustrując mnie zdziwionym spojrzeniem. 
— Nie wiedziałam, że masz tatuaż. 
— Mało kto wie. — zerknąłem przez ramię, próbując dostrzec na łopatce wizerunek dumnego orła z rozpostartymi skrzydłami. — Poniekąd utożsamiam się z tym zwierzęciem. 
Przecież nie mogłem powiedzieć, że jestem snobem i uważam się za osobę górującą nad innymi? Co to, to nie. 
Nasza ożywiona rozmowa zakończyła się w momencie, w którym bohaterowie filmu zaczęli się namiętnie całować. Litości, jeszcze nigdy nie przeżyłem tak niezręcznej sytuacji. Oboje zesztywnieliśmy niczym kołki, mi nie pomogły nawet promile krążące po krwi! 
Odchrząknąłem cicho i zerwałem się z kanapy. 
— Nie wiem, czy to dobry plan, ale może ci się spodoba. — zajrzałem do jednej z szafek, aby wyciągnąć z niej elegancką kopertę i podarować ją kobiecie. — Proszę otworzyć. Muszę znać odpowiedź. 
Dziewczyna wyjęła szykowne, ręcznie robione zaproszenie. 
Tak. 
Postanowiłem, że chcę widzieć Odette na moim uroczystym awansie. 
— Jutro o dziewiętnastej na pięćdziesiątym czwartym piętrze? — uniosła spojrzenie na mnie, oczekując na odpowiedź. 
Wydałem z siebie ciche, potwierdzające mruknięcie. 
— Będzie tam pełno obrzydliwie bogatych szych, pracowników i rzecz jasna… Mój ojciec i ja. — zmierzwiłem kruczoczarne włosy. — Dam ci czas na zastanowienie, ale cóż… Nie masz go zbyt wiele. 

Jutro będę chrzanionym prezesem. 
Ta myśl krążyła po mojej głowie, pozostawiając po sobie natarczywe echo. 
— Nie wiem, czy mi wypada… 
— Odette. — stanąłem przed nią, a moje spojrzenie stało się pewne siebie i przeszywające na wylot. — Pragnę cię tam widzieć. — chwyciłem delikatnie jej podbródek i obdarowałem perlistym uśmiechem. — A jeżeli pan Aaron Brown pragnie, to mu się nie odmawia. — puściłem do niej oczko i udałem się do swojej sypialni. 

Odette? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz