26 sie 2018

Od Antoniego CD Nivana

Dosyć szybko złapaliśmy kontakt wzrokowy. Równie prędko został on zerwany, będąc chyba zbyt ciężkim, zbyt chłodnym i może ciut bolesnym. Odchrząknąłem, dalej obserwując mężczyznę kątem oka, gdy ten podchodził do lady. Śledziłem niezbyt płynny ruch ręki, przejechanie palcami przez czarne włosy, dalej powoli sącząc gorzką kawę, która idealnie podsumowywała mój humor.
Po prostu było gorzko.
Kawiarniany jazz po cichu wylewał się z głośników, przyjemnie muskał ucho, może i troszkę uspokajając, ba, wręcz usypiając i nie zachęcając do żadnej konfrontacji. Bardzo dobrze, pasowało mi to. Tego dnia niezbyt miałem ochotę wyżywać się na kimkolwiek czy krzyczeć i robić bardachę, a po prostu obserwować wszystko chłodnym, charakterystycznym spojrzeniem. Bo po co się denerwować kimś, kto i tak najwidoczniej miał ciebie w dupie?
A więc po prostu chciałem odwdzięczyć się tym samym, choć gdzieś z tyłu głowy chciałem podnieść się z miękkiego, czerwonego fotela i podejść do niego, ryknąć mu prosto w twarz i wyrzucić z siebie wszystko, co właśnie przez niego mnie męczyło.
Dokończyłem kawę w świętym spokoju, kilka razy spoglądając na mężczyznę. Zjadłem tartę, zamknąłem torbę i odniosłem talerzyk wraz z filiżanką, posyłając szeroki uśmiech pani za ladą, puszczając jej oczko i dziękując ładnie, bo mieli naprawdę dobrą kawę.
A następnie po prostu wyszedłem, zarzucając na siebie płaszcz i spoglądając wymownie na Oakleya, gdy chwytałem za klamkę. Machnąłem głową, po czym wyszedłem z budynku. Oparłem się o szybę, zapaliłem papierosa.
Teraz wystarczyło tylko troszkę poczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz