26 sie 2018

Od Nivana cd Antoniego

Czy było gęsto? A i owszem. Chyba niewidzialne, mentalne dłonie Watsona, jego aura, powoli chwytały mnie za szyję. Początkowo jedynie ją muskały, wręcz zachęcająco, wprawiając w ruch struny odpowiedzialne za przyjemność, po chwili jednak skutecznie zaczęły się na niej zaciskać, powoli, powoli, coraz mocniej, lecz wciąż w tak delikatny i subtelny sposób, że nie sposób było uciec. Jedynie siedziało się, oddając się dotykowi, uchylając coraz szerzej usta i sapiąc cicho, chcąc gdzieś pomiędzy płytkimi wydechami wyszeptać jego imię.
Chłód szybko przemykał się między nogami, czasem dawał też po nerkach i wcale nie była to wina uchylonego okna, czy przeciągu w pokoju. Lód w jego spojrzeniu zamrażał otoczenie, włączał nagle klimatyzację, sprawiał, że żałowałem, że nie mogłem po prostu wzniecić wokół siebie pożaru, licząc na to, że nieprzyjemne ukłucia najzwyczajniej w świecie znikną, a do kończyn powróci krążenie, bo powoli robiły się sine.
A potem wszystko nagle poszło precz i wcale nie dlatego, że napiłem się swojej kawy cynamonowej, czy bo ukroiłem sobie ciasta z cynamonem.
Dlatego, że wyszedł, wcześniej zerkając na mnie w najbardziej sugerującym odpowiednie zachowania tonie, na jaki mógł sobie pozwolić w danym momencie. Nawet pozwolił sobie skinąć głową.
I czy byłem gotów w końcu spojrzeć w te oczy z bliska? Uciekałem fenomenalnie, równie dobrze pieprzyłem wszystko, co tylko mnie spotykało, ale czy dalej byłem w stanie chojraczyć, znajdując się bliżej niż na odległość pięciu metrów? Prawdopodobnie nie i prawdopodobnie dlatego niezwykle długo modliłem się nad swoim deserem, którego zresztą i tak nie dokończyłem, głównie ze względu na zawiązany na żołądku supeł. Niebezpiecznie podchodzący coraz bliżej gardła, supeł.
Sam tego chciałeś, Oakley.
Odniosłem naczynia. Wyszedłem z budynku, nawet nie certoląc się z uśmiechami czy innym gównem. Chciałem iść dumnie, z lekko zadartą głową i miną „mam wszystko w dupie, kochanie”, ale chyba wyszło na opak. No, może niekoniecznie, ale pewien byłem, że w to wszystko wdarła się odrobina niepewności, skutecznie zaburzająca moją postawę.
Dopiero po stanięciu prawie że na końcu chodnika, odwróciłem głowę w lewą stronę, prosto na jegomościa, który w najlepsze sobie fajczył, a jak poszła głowa, to i reszta ciała. No i podszedłem, z rękami w kieszeniach i zmarszczonymi brwiami, miną, która miała przekazać dwie istotne informacje „Nie boję się konfrontacji z tobą”, jak i „Nie mogę się bać, przecież wiesz, jak bardzo mi na tobie zależy, mimo wszystko”. Oczywiście nie było możliwości, żeby to odczytał, jednak liczyłem na jakieś zrządzenie losu i siły wyższe, które zasieją w jego głowie takie wrażenie.
Nie miałem zamiaru się odzywać, wiedziałem, że gdy otworzę pysk, mogę prawie od razu zarobić w pysk. Dlatego sterczałem, okraczając lekko jego wysunięte stopy, bo zdecydowanie za często stałem z szeroko rozstawionymi nogami. Tylko i wyłącznie czekając na jego ruch, chociaż wiedziałem, że to ja powinienem zagrać razem z nim te główne skrzypce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz