25 sie 2018

Od Louise cd. Noah

        Wiadomości dotyczące stanu mojego zdrowia przytłaczały mnie coraz bardziej, kiedy docierała kolejna, miałam ochotę uderzyć głową w stos poduszek, przy czym odrzucić laptopa na drugi koniec pokoju. Ludzie nie rozumieli pojęcia "prywatność"? Jasno wyraziłam się, że jak wrócę, to wrócę i starałam się dać wszystkim do zrozumienia, żeby się nie martwili, a ja potrzebuję chwili wytchnienia. Chwili z dala od mediów społecznościowych, zgiełku i stresu, który spowodowany był natłokiem konwersacji do odwiedzenia, zrobieniem kolejnej sesji zdjęciowej, napisaniem wyczerpującego postu motywacyjnego na kilka tysięcy słów. Teraz było to coś, czego pożądałam najmocniej. Tak było i tym razem, napływające zewsząd krótkie teksty o zawartości brzmiącej głównie "Hej, jestem twoją największą fanką. Co u ciebie? Trzymasz się? Na mnie zawsze możesz liczyć!". To robiło się nużące. Do cholery, jak wy, ludzie z różnych części kraju i poza nim, moglibyście mi pomóc. Nie potrzebuję rozmów przez internet z nieznajomymi. Nie potrzebuję rozmów. Jakichkolwiek. Nie potrzebuję pomocy. Dam sobie doskonale radę. Wszystko będzie idealnie. Będzie. Nie będzie. Będzie. Będzie. Będzie. Mamy nowy dzień. Nowa szansa. Kolejny dzień. Mogę go zmienić? Czy po tym wszystkim jest to możliwe? Zbadałam ręką szafkę nocną w poszukiwaniu karteczki, bo tak, miałam nadzieję, że i tym razem czeka mnie miła niespodzianka. Gdy owa trafiła do mojej dłoni, podsunęłam ją pod swój nos, aby odczytać krótkie zdanie znajdujące się na niej. Jesteś ważna. W jednym momencie wszystkie emocje nagle powróciły, poczułam wstyd mieszany z kompletną bezsilnością, jak i zdezorientowaniem. Byłam dla niego ważna. Przynajmniej na to wychodziło z powyższej wiadomości od niego. Naprawdę go lubiłam, przez kilka dni stał się dla mnie kimś istotnym. Hej, Lou znałaś go niecały tydzień. Poważnie? Czy czas aż tak gra rolę? Czy nazwą mnie laską, której uczucia przychodzą tak łatwo, jak zjedzenie czyichś lodów? Co to, to nie. Wykluczmy jakiekolwiek, uczucia, ładnie proszę. Noah znaczył dla mnie nie więcej, niż znaczyłby jakikolwiek kolega, tylko w jego obecności czułam się... nieco lepiej, niż pośród znajomych z ostatniego roku szkoły średniej. No dobrze, był nieco inny, choć charakter szatyna łudząco przypominał osobowość typowych "cool" chłopców z klasy. Złapałam za telefon, wchodząc w SMS'y. Nic ciekawego, jak zwykle wieje nudą. Ach, jest i jeden od Sam: "Kobieto, co się z tobą dzieje? Nie odzywasz się od tylu dni, halo!". Westchnęłam, po czym wystukałam na klawiaturze "Jestem chora, odezwę się jutro albo wieczorem, zobaczymy". Prawdę mówiąc, nie zamierzałam nawiązywać z nią kontaktu wtedy, gdy obiecałam. Ma swoich znajomych, imprezy, inne hobby, zajęcia. Niech ma. Nie potrzebuję jej. Niepewnie weszłam w konwersację między mną a Noah. Należałoby cokolwiek powiedzieć. Na pewno? Tak. Jestem pewna.
Ja: Hej, Noah. Przepraszam, że tyle czasu się nie odzywałam. Dziękuję za lody, są przepyszne. Co do karteczek, nie myślałam, że... w sumie to nieistotne. Mimo wszystko, naprawdę jestem wdzięczna i... zdziwiona, że ty tak po tym wszystkim jesteś w stanie na mnie spojrzeć. Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyszło.
        Nie czekałam, długo, wyświetlił dosłowną minutę po dostarczeniu, po czym zabrał za odpisywanie. Mój boże, co ja robię?

N(L)oah?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz