26 sie 2018

Od Adaline cd Juliena

Powoli przenosiłam wzrok na roztaczający się z mojego miejsca widok. Zastanawiałam się nad jego słowami, jednak tak naprawdę nie chciałam o nich myśleć. Inicjatywa z jego strony zmusiła mnie do włączenia się w ten twór, który niby można było nazwać rozmową, a tak właściwie to żadne z nas nie miało nawet zamiaru tego tak nazywać, ponieważ najprawdopodobniej jego równie mocno co mnie przyprawiało to słowo o mdłości. Wstałam okrutnie powoli, po czym odwróciłam się do nadal siedzącego młodego mężczyzny, powiedzmy.
- Najpierw musimy gdzieś pójść - odparłam i powolnym krokiem, trochę nonszalanckim ruszyłam w stronę zejścia z dachu. Usłyszałam skrzypnięcie krzesła, odgłos butów. Nie mogło być inaczej. Nie odezwał się do mnie, w końcu nie było tutaj nic do powiedzenia. Nie wprost, a jednak z dosyć mocną aluzją zgodziłam się na jego propozycję, proponując ze swojej strony pewne jej urozmaicenie, wzbudzając świadomie jego zainteresowanie. Szedł więc spokojnie jak baranek na strzyżenie za mną, bliżej nieznaną mu osobą, która na jego oczach myślała sobie czy rzucenie się z kilkuset metrowego wieżowca jest dobrym rozwiązaniem jej egzystencji.
Echo odbijało się po klatce schodowej, wkrótce znaleźliśmy się w małej klitce zwanej podobno przez ludzi windą. W tle leciała cicha muzyczka z małego głośnika w rogu kliteczki. Przekręciłam głowę patrząc na nią.
- Mogliby przynajmniej puścić coś rozwijającego - zauważyłam, jednak stojący obok mnie chłopak zdecydował udawać, że nie usłyszał mojej opinii. Pokiwałam głową sama do siebie. Tak, to było godne szacunku, olał mnie zamiast wmawiać mi, że nie mam racji, kiedy wiem, że ją mam, a każde inne parszywe stworzenie na tej nędznej ziemi jej nie ma. Proste, jasne, logiczne, a mimo to tak często musiałam uciekać obrzydzona od tych zwierząt, która mianują siebie ludźmi nie mając pojęcia czym jest i powinno być człowieczeństwo.
Winda się zatrzymała, a mnie wybudziło ciche piknięcie.
- Och... - mruknęłam do siebie, czując czyjś nurtujący wzrok na moim policzku. To nie czas na elokwentną rozmowę o tym, że mówię do siebie. To smutne, kiedy uważa się siebie za jedyną osobę na odpowiednim poziomie do rozmowy. Mam jeszcze Tris, jednak ona była zbyt przyziemnie miła i realna, żebym mogła normalnie z nią mówić. Stałyśmy się sobie tak bliskie chyba tylko przez to, że potrafiła zostawił mi dokładnie przeze mnie określoną strefę komfortu, którą mało kto przekracza. Tylko mama przekracza... jeśli nadal można tak to nazwać.
To ja zrobiłam pierwszy krok, jednak zdaje mi się nie przeszkadzać to, że ten rosły mężczyzna, przy którym wyglądam jak mała zabawka daje mi się ślepo prowadzić.
Wyszliśmy na obrzydliwie ruchliwą ulicę tego miasta. Wszystko tutaj wydawało mi się obrzydliwe. Zatrzymałam się rozglądając się po ulicy. Gdzie by było szybciej? Spojrzałam na chłopaka, który właśnie pochylał głowę przyglądając mi się. Średnio metr dziewięćdziesiąt, szerokie ramiona, ciemna cera, ładne rysy. Kolejne zagubione dziecko, które szuka światła, a którego tak naprawdę nie ma w tym cholernym miejscu.
Chciało mi się palić.
A może pić.
A właśnie...
- Chodźmy - mruknęłam, skręcając w prawo, ponieważ wydawało mi się tak najprościej... A może wcale o tym nie myślałam.
- Jesteś inna - zauważył, uniosłam brew.
- Jesteś napalony - zauważyłam. - A może tylko głupi, rozumiesz ciężko mi się zdecydować przy tak atrakcyjnym mężczyźnie.
- Czyżby?
- Nie - ucięłam, mając przeczucie, że właśnie pokręcił na mnie głową. Nie obchodziło mnie, że będzie miał mnie za wariatkę, ponieważ było w nim coś wewnętrznie pociągającego. Ta dziwna cząstka obrzydzenia, które łagodnie u niego kiełkowało, a co można było zauważyć w jego historii i byłam niemalże pewna, że to nie opowieść o chłopcu, a opowieść jak tego śliczniutkie życie poszło się jebać. Byliśmy się sobie podobni, a tak różni, ponieważ nad jego życiem zdecydowano, ja wybrałam obłęd i obrzydzenie, ponieważ nadal mając matkę zdecydowałam, że lepiej już pogrążyć się w tej otchłani niż czekać na pogrzeb drugiego rodzica, który zbliżał się ogromnymi krokami.
Byliśmy na miejscu po jakimś bliżej nieznanym mi czasie pełnym cholernej ciszy, która była na tyle denerwująca, że zaczęłam znowu skubać nitkę wystającą z mojego rękawa. Nienawidziłam takich szczegółów, ponieważ za szybko absorbowały moją uwagę, jakby były najbardziej fascynującym zjawiskiem na świecie... a nie były. Paradoksalnie można powiedzieć.
- Powinno mnie dziwić, że przyszłaś tutaj wpatrując się w swój rękaw, więc znałaś drogę na pamięć? - dobiegł mnie głos z góry. Zmarszczyłam brwi. Przecież nie jestem martwa. Jeszcze... Uniosłam głowę. A to ten chłopak. Jeszcze nie Bóg. Dobrze.
- To na tyle głupie i bezsensowne jak na ten etap naszej znajomości pytanie, że je zignoruję - odparłam, po czym weszłam do znajdującego się przed nami klubu ze striptizem. Kiedy obejrzałam się za siebie stwierdzając po chwili z nie za dużym zadowoleniem, że ten dryglas nadal za mną idzie. Prawie zapomniałam o jego wcześniejszych słowach. Były nieco kuszące biorąc pod uwagę jego wygląd, podobieństwo moje i jego, pewnego rodzaju frustrację mojej osoby. W każdym razie przeszliśmy przez pół klubu, aby dojść do stolika, który nie wiadomo dlaczego akurat mi się spodobał. Po chwili pojawiła się przy nas kobieta, którą poprosiłam grzecznie tylko o taniec na róże bez rozbierania się czy innych udziwnień. Rzuciła mi tylko dziwne spojrzenie, po czym zabrała się do pracy. Mój łokieć oparłam na ramieniu siedzącego obok chłopaka, za to druga dłoń powędrowała po jego klatce piersiowej i brzuchu na podbrzusze, niebezpiecznie blisko jego krocza. Właściwie uczucie spinania się wszystkich jego mięśni pod moim dotykiem, sprawiało mi dziwną, trochę dziką przyjemność. Wpiłam swój wzrok w jego oczy, aktualnie skupione na mnie.
- Tak dla klarowności zaistniałej sytuacji. Nie zamierzam ci tańczyć, widok zadowoli nas oboje, ty stawiasz alkohol, to nie jest wymiana twojej propozycji, lecz jej urozmaicenie. Rozumiesz...
- Julien - odparł jak zahipnotyzowany. Kiwnęłam głową.
- Rozumiesz, Julien? - przełknął ślinę i wydał z siebie bliżej nieokreślony głos. - Doskonale.

~ * ~

Pierwsze co poczułam, to to, że byłam naga. Później przyszedł dyskomfort, następnie ból głowy i na koniec ten ohydny smak w ustach, kiedy zdajesz sobie sprawę, że to przede wszystkim alkohol, ale właściwie to nie jesteś pewny. Wciąż z zamkniętymi oczami podniosłam się do pozycji siedzącej pozwalając okryciu spaść z moich ramion odsłaniając górną połowę mojego ciała. Przetarłam dłońmi oczy, po czym je powoli i ledwo otworzyłam. Podparłam się z tyłu na rękach i rozejrzałam się po otaczającym mnie pełnym przepychu pomieszczeniu. Coś się poruszyło obok mnie. Zerknęłam. Osoba. No i dobrze, głupio się obudzić z kozą w łóżku. Kac odbijał się echem w mojej głowie. Chciałam spokojnie przyjrzeć się osobie, z którą musiałam spędzić poprzednią noc według wszelkich poszlak, jednak moją uwagę całkowicie pochłonął szklany zbanuszek wody z dwiema szklankami obok, który stał na stoliku. Tylko, że stolik znajdował się po drugiej stronie pokoju.
Wypuściłam głośno powietrze. Obrzuciłam okrycie, zrzuciłam nogi na podłogę. Zajęczałam wstając z zimna tej cholernej posadzki, dyskomfortu w dolnej części ciała, zawrotów głowy i łupiącego moją czaszkę bólu.
Informacja na przyszłość nie pieprzyć się po pijaku, z tego nigdy nie wyjdzie nic dobrego.
O woda.
Złapałam za dzbanek.
Szybko płyń do tej szklanki.
Ooooo.... jak dobrze.
- Ładny widok na kaca - usłyszałam zachrypnięty głos za sobą. Odwróciłam się. Siedział taki pół nagi, patrząc się na mnie i co myślał? Że się na niego rzucę?
Nie.
- Jak ponownie zobaczę cię nagiego, to może się zastanowię, czy ci może w ramach mojej dobroci powiedzieć coś podobnego... ale wątpię - wzruszyłam ramionami. - Tak właściwie to skąd ty się tutaj wziąłeś? I rozumiem, że jestem mięsem, ale moje szczątki duszy twierdzą, że patrzysz się na mnie jak na zbyt dużą prostytutkę, niż tak naprawdę jestem, ponieważ nią nie jestem... I raczej nie będę - ostatnie zdanie wyszeptałam.

Julien?

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz