28 sie 2018

Od Louise cd. Noah

        Minął dzień.
        Albo i godzina.
        W sumie wyglądało to na tydzień.
        Może półtorej tygodnia.
        Może dwa.
        Jadłam dużo lodów.
        Widziałam dużo karteczek.
        Jesteś ważna, Jesteś bezpieczna, Masz mnie, Nie martw się.
        I w kółko te same, ulubione smakołyki, które pieściły moje kubki smakowe niczym najlepsze, co w życiu jadłam. Patrząc na to z innej perspektywy, poniekąd i były one bardzo, bardzo dobre. Noah, och, kucharzu.
        Pochłaniałam i dzisiejsze, łapczywie biorąc kolejny kęs. Uwielbiałam, jak ludzie, czy też przyjaciele, spoglądali na mnie niczym na największą idiotkę, kiedy to moje zęby wtapiały się w zimną gałkę, tudzież kształt krówki bądź koła. Byłam miłośniczką dziwnych smaków, przykładem były żurawinowo-winogronowo-truskawkowe wafelki, które, wbrew pozorom, smakowały cudownie. Przysięgam, że od dziecka towarzyszył mi przedziwny gust. Spojrzałam kątem oka na kalendarz. Odliczałam dni, odkąd stało się... coś. To. Znaczy. To. Khem. Tak, chyba wiadomo, o co mi naprawdę chodzi. A więc, tak naprawdę minęły niecałe trzy tygodnie. Trzy cudowne tygodnie z dala od ludzi, od wszystkiego. Trzy cudowne tygodnie, w których jedyną bliską mi osobą była Roxy, jakiej niejednokrotnie udało się wyciągnąć mnie z tych złych stanów, a ja powinnam być jej dozgonnie wdzięczna. Oczywiście, byłam. Niezwykłe. Czułam, że to tylko dzięki niej stałam tutaj, wyszłam stąd, zaczerpnęłam świeżego powietrza kilka godzin temu. Owszem, byłam na długim spacerze z Kotem, tylko z dala od kogokolwiek. Nie ukrywam, nieco się bałam iść w las, jednakże naglące pomiaukiwanie rudzielca zmusiło mnie do podjęcia szybkiej decyzji. Pisałam z Noah kilka razy, niedługa wymiana zdań polegająca na skontrolowaniu codzienności u drugiej osoby. Miałam wrażenie, że uważa, iż jest między nami całkowicie dobrze, na całe szczęście. Nie chciałam, aby nawet po tak znaczącym wydarzeniu nasze relacje w jakimś stopniu ucierpiały. Lubiłam go. I chociaż na oczy widzieliśmy się ostatnio dwa tygodnie z hakiem temu, głupia nadzieja z tyłu głowy powtarzała, że "wasz kontakt wygląda lepiej, niż ostatnio, to sukces!", a ja łudziłam się, że coś nieistniejącego może mieć chociaż trochę racji. Chciałam tego tak, jak nie chciałam niczego innego. Potrzebowałam kogoś, kto... Louise, Boże, co ty pieprzysz. Od zawsze byłaś jedna, niekiedy i anonimowa, a teraz nagle czujesz potrzebę posiadania kogoś u swojego boku? Najwidoczniej tak, jednakże nawet jeśli, cholera, czemu ma być to on. Noah. Noah. Noah. Powtarzałam to imię, nawet nie wiedząc, że myśli wypełzły mi z ust i rozbrzmiały w kuchni. Madison wychyliła się zza drzwi swojej sypialni, obdarzając mnie ciekawskim spojrzeniem. Uśmiechnęłam się sztucznie, aby nieco zbić ją z drogi, po czym wróciłam do krążenia wokół schodów, to, by pogłaskać Kota, innym razem, żeby podpatrzyć, co dzieje się w telewizji. Częściej opuszczałam pokój, częściej wdawałam się w gadki z mamą, dyskusje z tatą. Ach. Kompletnie zapomniałam. Ostatniej nocy dowiedziałam się czegoś, co skrywali rodziciele od niecałego miesiąca. W rodzinie Watsonów pojawi się kolejny członek, chłopiec. Cieszyłam się z ich szczęścia, jednak w głowie zadawałam sobie miliony pytań. Dadzą radę, prawda? Jasne, że dadzą. Byłam niesfornym dzieciakiem, wychowali mnie, to i chłopiec znajdzie tutaj swoje miejsce. Minęło sporo czasu od poronienia, jestem pełna podziwu, że zdecydowali spróbować jeszcze raz. Oby tym razem się udało, będę pomagać im tak, jak wzorowa córka i starsza siostra — w końcu, zyskam nowy pseudonim!
        Potrzebowałam kilku głębokich wdechów, zanim zdecydowałam się na ważny krok. Chciałam, pierwszy raz od dawna, odwiedzić Noah.
        - Ja: Trzymaj kciuki, Rox, idę do Noah. Proszę, nie mów, żebym wybiła sobie to z głowy. Jestem gotowa na spotkanie oko w oko.
        Nie czekałam długo na odpowiedź.
        - Roxy: Och, jesteś pewna?
        Odpisałam krótkie "tak", po czym wsadziłam komórkę w tylną kieszeń spodni. Krzyknęłam, że wrócę za niedługo. Mruknięcie mamy upewniło mnie w przekonaniu, że usłyszała. Sięgnęłam po rower.
        Niepewnie zapukałam w znane mi drzwi. Noah Brown. Noah Brown. Nogi uginały się pode mną, a ja miałam wrażenie, że zaraz padnę. Kiedy w progu stanął szatyn, miałam ochotę wyszeptać krótkie przepraszam, jednak brak śmiałości nie pozwalał mi i na to, stanowczo odradzając jakiekolwiek posunięcie inne, niż zwyczajne przywitanie. Kasztanowe oczy budziły swego rodzaju... łaskotanie w brzuchu. Pierwszy raz w moim życiu czułam silne emocje, które napierały na mnie coraz bardziej, bardziej. Czułam odrazę do wszystkich mężczyzn. Nie chciałam patrzeć na tatę, chociaż było to wobec niego bardzo nie fair. Nie był winny. To ten obleśny, gruby facet zgotował mi najgorsze chwile w życiu. Odrazę do wszystkich. Tylko nie do Noah. Miałam wrażenie, że on jest w stanie zapewnić mi bezpieczeństwo. Lou. Zależało mu. Te karteczki, te lody, nawet te głupie SMSy. Dalej chciał utrzymywać z tobą kontakt. Widzieć cię. Ani ja, ani on nie zabieraliśmy głosu. Chłopak, jakby oczekiwał na mój ruch. Idiotka stojąca pod jego drzwiami, niczym głupia kulka strachu, która boi się, że niewłaściwym ruchem zburzy wszystko. Byłam głupia. Jak beznadziejnym przypadkiem trzeba być, żeby zakochać się w dupku, którego zna się trzy tygodnie?
        — Noah. — Próba zachowania oficjalnego tonu poszła w piach już przy "o". Mogę zapaść się pod ziemię? — Dziękuję.
        — Martwiłem się.
        Powiedział to. Powiedział mi, że bał się o mnie. Boże, czy to jest sen?
        Ponownie spojrzałam wprost w jego brązowe, cudowne oczy. Działał na mnie jak pieprzony magnez. Nie potrafię, nie umiem, jakkolwiek bym się nie broniła. Jego imię wybrzmiewało w mojej głowie jak echo obijające się o puste ściany. Wygląda idealnie. Nie wiem, co mną kierowało. Dlaczego, dlaczego. Zamknęłam oczy, odcinając drogę łzom, które napływały coraz mocniej. Nie hamowałam się. Podeszłam krok bliżej. Objęłam go, przytulając. Potrzebowałam tego. Potrzebuję jego.
        — Nie potrafię przestać o tobie myśleć. To znaczy... — mówiłam, zatrzymując się co moment. — Nie myśl, że ja coś...
        Przerywając zdanie wcisnęłam twarz w jego klatkę piersiową, a on wplótł swoją dłoń w moje włosy.
        Błagam, niech ta chwila trwa wiecznie.
        Albo nie, niech coś zrobi.
        Czuję się co najmniej głupio.

Noah?♥
Boże, co ona robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz