27 sie 2018

Od Odette C.D Adam

Nie byłam pod wrażeniem tego, jak szybko przejrzał mnie pan… Adam. Po prostu Adam. Od zawsze słabo wychodziło mi ukrywanie emocji i teraz nie wyglądało to inaczej. Omiotłam pospiesznym wzrokiem ciemność, jaka obejmowała nas dookoła i odepchnęłam od siebie pokusę budzenia wyobraźni chociażby niepokojącym szumem krzaków.
- Jedziemy jeszcze do ciebie, żebyś zabrała ze sobą jakieś rzeczy, czy od razu do mnie? – Kluczyki od auta zabrzęczały w jego dłoni.
- Do mnie, bo nie mam przy sobie niczego więcej niż torby. – Uśmiechnęłam się do niego, a mężczyzna zaraz to skopiował. Otworzył mi drzwi, a ja z nieskrywanym uśmiechem, wręcz dumą, wsunęłam się na miejsce pasażera. Świeży zapach auta skutecznie mnie otumanił.
- Gdzie mieszkasz?
- W akademiku, jakieś dziesięć minut drogi stąd – wytłumaczyłam pokrótce, uświadamiając sobie, że mężczyzna zaraz pojawił się obok mnie, na miejscu kierowcy. Nim się obejrzałam, światła samochodu rozproszyły ciemność przed nami, uderzając w ścianę budynku.
Mężczyzna ruszył z miejsca i naraz rozbrzmiał nieprzyjemny dla ucha pisk, który kazał zapiąć pasy w aucie. Wyciszył się od razu po wykonaniu tego. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się zbyt często; większą moją uwagę przykuwały światła budynków i lamp, które sprawiały, że miejskie życie nocą stawało się aż nazbyt przyjemne dla oka. Tempo z jaką poruszało się auto szybko pozwoliło nam dostać się do akademiku. Wyjęłam klucze z tylnej kieszeni, otworzyłam nimi wejście do budynku, ciągle będąc pewną, że Adam porusza się w ślad za mną. Wystarczył rzut oka w tył, bym zauważyła, jak z zaciekawieniem bada wszystkie gabloty oraz plakaty.
- To tutaj. – Uśmiechnęłam się i nieco wyższym tonem zatrzymałam mężczyznę, który zapatrzył się tak bardzo, że aż stanął w miejscu, czytając coś.
- Tak, tak – odparł, śmiejąc się cicho pod nosem i nie minął moment, a znalazł się obok mnie.
Przytrzymałam klamkę, by włożyć klucz do zamka niżej, lecz to, co się stało, zalało moją głowę niepokojącymi myślami. Drzwi uległy mojemu natarciu i pochyliły się do środka. Nie wiem czy bardziej przerażał mnie fakt, że mój pokój był otwarty, czy to, że ktoś mógł mnie okraść. Przy nieco pesymistycznych przepowiedniach jedna obawa mogłaby wejść na drugą, ale nie na mojej warcie. Ja nie pozwoliłam niepokojowi zajść aż tak daleko, by przejął nade mną kontrolę.
- Zostawiłaś otwarte drzwi? – Przy tonie głosu Adama dało się wyczuć znaczne zmarszczenie brwi, choć nie miałam tyle czasu, by teraz na niego spojrzeć. W zatrważającym tempie zaczęłam chodzić po niewielkich pokojach, badając wzrokiem wszystko, co się dało: szafki ze sprzętami, książki i jedzenie, choć z drugiej strony kto byłby tak pochopny, by kraść mi budyń waniliowy?
- Przysięgam, że przy zdrowych zmysłach bym tego nie zrobiła. – Wciągnęłam nerwowo powietrze do płuc i w zatrważającym tempie poczułam uścisk na ramieniu, który pociągnął mnie w zupełnie innym kierunku. Przez chwilę odnosiłam wrażenie, jakbym się wręcz przeniosła na inną planetę, wpatrując się w, jak się dopiero zorientowałam, błękitne, intensywne oczy Adama.
- Ktoś mógł mieć zapasowe klucze? – spytał poważniej, zwalaniając moje ramię z dość delikatnego uścisku. Ledwo udało mi się wydostać z głębokiej barwy jego spojrzenia, i z takim samym trudem włączyłam myślenie.
- Nie sądzę. Jamie, moja współlokatorka, wyjechała do rodziców, ale nie sądzę, by komukolwiek oddawała te klucze. – Zeszłam mu z oczu, by sprawdzić jakie straty po włamaniu odniosła sypialnia i zamarłam, wchodząc w jej próg. Łóżko było zaścielane niezliczoną ilością zmiętych ubrań, obok szafa otwarta na oścież i dolna szafka, z której powyjmowana została cała bielizna. Co za zwyrodnialec mógłby to zrobić?
Nie patrząc nawet na reakcję Adama, uklękłam nad stosem najróżniejszych majtek, biustonoszy i zaczęłam chować je tam, gdzie ich miejsce, nie kryjąc przepływu nerwów w moich gestach. Czułam rozsadzający wstyd, jakiego chciałam się jak najszybciej pozbyć, gdyż zaczął nachodzić na moje policzki pod postacią szerokich, intensywnych rumieńców.
- Zaczekaj. – Mężczyzna ugruntował mnie w przekonaniu, że ciągle się przyglądał. Podszedł spokojnym krokiem, a ja rzuciłam mu lekko zdziwione spojrzenie, kiedy jego ręka sięgała wgłąb szuflady z bielizną. Wyciągnął z niej coś, czego wcześniej nie zauważyłam, próbując żwawo wrzucić odzież do wewnątrz.
W dłoni miał lekko pomiętą kartkę i zmrużył oczy, wgapiając się w jej treść.
- „Chętnie zerwałbym z ciebie niektóre komplety”? – W jego głosie aż za bardzo dało się wyczuć powątpiewanie z dozą niedowierzania. Na moją twarz wkradła się delikatna czerwień i wtedy postanowiłam zabrać mu kartkę z rąk.
- Kto mógłby tak bardzo mnie nie trawić, by to robić? – Jęknęłam cicho i sama wczytałam się w treść, dochodząc do wniosku, że to ten sam charakter pisma, który widziałam wcześniej.
- Wiesz, ciężko powiedzieć. Nie wyglądasz na taką, która ma wrogów po uszy. – Przeczesał dłonią czuprynę o orzechowym odcieniu.
- Bo nie mam. – Westchnęłam cicho. Byłam zupełnie przytłoczona ostatnimi wydarzeniami i nie troszczyłam się o fakt, że pokazywałam to na każdym kroku. Nie ma to jak nie być zbyt wylewnym, a i tak wszystko zdradzać, nawet zupełnie nieświadomie.
- Bierz wszystko, co chcesz, a ja poczekam na ciebie pod drzwiami, dobrze? – Posłał mi ciepłe spojrzenie.
Pokiwałam głową i gdy mężczyzna miał już opuścić pokój, a ja wrócić do pakowania ubrań, ciche syknięcie dobiegło mnie zza pleców.
- Cholera, co to? – mruknął i podniósł nogę stopą do sufitu. Zwróciłam się w jego kierunku ze zmarszczonymi brwiami i momentalnie coś błysnęło mi w świetle żyrandola. Był to mały, czarny kolczyk, w którym odbił się blask. Adam wyjął go ze skarpety i obejrzał. – To twój?
Z zaciekawieniem przyjrzałam się biżuterii, ale bez względu na to, jak bardzo chciałam powiedzieć, że to moja własność, nie udało się. Przez myśl nawet mi przeszło, że być może należało to do Jamie, ale ledwo dzień wcześniej odkurzałam i na pewno nie ominęłabym tak oczywistego miejsca, jakim był dywan. To musiało się tu pojawić stosunkowo niedawno.
Odebrałam delikatnie kolczyka z palców Adama, muskając bez rozmysłu jego skórę.
- Ale… to jest męski kolczyk – stwierdziłam bez zastanowienia. Potrafiłam to rozróżnić, ale nie uzasadnić. Zwyczajnie był mi do tego potrzebny zwyczajny rzut oka. – Weź go, może później wpadnę na to, do kogo może należeć. – Oddałam mu go. Ciekawość co do tego, kto mógłby włamać się do mojego pokoju, uzupełniała mnie coraz bardziej i w znacznie większych ilościach niż strach.
Jakiś czas później, bo około północy, w końcu zapakowałam niedużą torbę, a w niej chyba najbardziej niezbędne rzeczy. Resztkami sił stłumiłam nadchodzące obawy, które próbowały mnie pochłonąć zaraz po opuszczeniu mojego mieszkania. Miałam wrażenie, że ktokolwiek był niedawno w moim mieszkaniu, ma sposób, by jeszcze raz uporać się z zamkiem. Poszłam o zakład, że to dosłownie nie stanowiło żadnego problemu. Jedyną, paradoksalnie uspokajającą świadomością był fakt, że włamywaczowi nie chodziło o żadne przedmioty, które kryłam w mieszkaniu, a o… dręczenie mnie. Tak, to bardzo uspokajające.  
Z Adamem byliśmy na miejscu wpół do pierwszej w nocy. Przed moimi zaspanymi już z lekka oczami zawitała ogromna, piękna posiadłość, jakiej nie mogłam nawet złapać w pełni wzrokiem, a niezliczone okna przytwierdzone do murów tylko umocniły mnie w przekonaniu, jak wiele osób tam mieszka.


[Adam? Poproszę pokój z widokiem na morze ♥]


+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz