23 sie 2018

Od Noah CD. Louise


                  Tego ranka czułem się wyjątkowo źle. Zasnąłem późno i wstałem dosyć wcześnie, dlatego nie miałem w sobie ani odrobiny energii. Dodatkowo bolała mnie głowa, przez co straciłem chęci na robienie czegokolwiek. 
Zerknąłem na wyświetlacz telefonu. 
SMS’y od Aarona: 0. 
SMS’y od Lou: Okrągłe zero. 
Westchnąłem cicho, po czym ruszyłem w kierunku kuchni i zjadłem kanapkę z pięciodniowym, nieco wysuszonym już serem, którym wręcz zacząłem się dławić, po czym łyknąłem tabletkę przeciwbólową i popiłem ją wodą. 
Wykrzywiłem się, gdy wreszcie skończyłem jeść to jakże niedobre śniadanie i ruszyłem w kierunku sypialni, wyciągając z szafki nocnej karteczkę i długopis. 
„Jesteś ważna”, to były dzisiejsze słowa, które miałem do przekazania Lou. 
Niech wie, że to, co się przydarzyło nie spycha jej na margines społeczny i nie powoduje, że rodzice, czy sąsiedzi będą patrzeć na nią z obrzydzeniem na twarzy. 
Niech przeanalizuje to krótkie zdanie i sama dojdzie do tego wniosku. 
Zabrałem karteczkę, sięgnąłem do zamrażalnika i wyciągnąłem z niego kolejną sztukę moich pysznych, wieloowocowych lodów, po czym wsiadłem do samochodu i udałem się w stronę domu dziewczyny. 
Klasycznie, zapukałem delikatnie do drzwi, które otworzyła mi uśmiechnięta matka Louise. 
— Witaj, Noah. 
— Dzień dobry. 
— Louise wczoraj wyszła z pokoju! To wielki sukces! Nie mam pojęcia co robisz, ale dziękuję ci, bo to pomaga. — obdarowała mnie ciepłym, matczynym uśmiechem. 
— Cieszę się. — odparłem oschle i udałem się na górę, zostawiając karteczkę na szafce nocnej i lody w zamrażalniku, rzecz jasna w dolnej przegrodzie, kilka centymetrów od brzegu, tuż obok mrożonych borówek, położone na plastikowym pojemniczku z niewiadomą mi zawartością. 

*** 

Wróciłem do domu, wygwizdując swoją ulubioną melodyjkę i paląc kolejnego już dziś papierosa. Nawet nie wiecie, jakie było moje zdziwienie, gdy otrzymałem wiadomość SMS od Aarona. Omal nie spowodowałem wypadku na drodze. 
Kiedy wreszcie zaparkowałem samochód na podjeździe, przeczytałem wiadomość. 

Aaron: Przyjadę dziś, abyś wymienił mi ten chrzaniony wężyk. 
Ja: Spieprzaj, trzeba było wcześniej. 
Aaron: Będę za godzinę. 

No cóż, czyli stara śpiewka. Ja zaprzeczam, on i tak przyjeżdża. 

*** 

Tak jak powiedział, równą godzinę później, równie 60 minut później, równe 3600 sekund później, zapukał do moich drzwi Aaron, pojawiając się jak zwykle przesadnie punktualnie. 
— Daj mi tę część i miejmy to już za sobą, bo mam dosyć patrzenia na twoją gębę. — wydarłem mu z dłoni wężyk i pognałem w stronę samochodu. 
Wymiana zajęła mi niecałe dziesięć minut. 
— Gotowe. — burknąłem ponuro, trzaskając maską samochodu. 
— Dzięki braciszku. — chciał mnie uściskać, ale zwinnie się od tego wywinąłem. 
— Co ty robisz? Widzę, że coś ci się w tej główce przegrzewa. — popatrzyłem na Aarona z grymasem na twarzy i machnąłem mu dłonią na pożegnanie, po czym zatrzasnąłem drzwi od swojego domu i patrzyłem przez okno, jak odjeżdża, wyraźnie posmutniały. 
Reszta dnia płynęła mi wyjątkowo powoli, na oglądaniu jakichś filmów akcji, które odstraszały mnie swoją wyjątkowo zawikłaną fabułą, której zrozumienie wymagało wyjątkowego skupienia. 



Lou? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz