28 sie 2018

Od Althei C.D Bellami

Z każdą kolejną chwilą, w której Bell kroczył po moim mieszkaniu, czułam jeszcze większe wyrzuty sumienia. Wznosiłam modły, żeby tylko nie palnął czegoś skrajnie głupiego, a tu co? Chuj, nie podziałało, bo miałam ochotę przywalić mu w twarz już za idiotyczne pytanie o deserze. Najgorszy był osowaty, zdziwiony wzrok Lucii, która po tym jego „Aniołku mój, przedstaw mnie” mogła sobie pomyśleć masę rzeczy, oczywiście bez pokrycia z prawdą. Wystarczyło jednak spojrzeć na Bella, raz czy dwa, by wiedzieć, że jest dosyć… specyficznym człowiekiem. Któremu po prostu nie wierzy się na słowo.
- Nie będzie białego deseru – zaczęłam mu tłumaczyć z taką emfazą, jakbym miała przed sobą małe dziecko, tylko że z elektrykiem w ręku. – Ani żadnego innego. A tu nie palimy. – Gdy tylko włożył to świństwo do ust i zaciągnął się, natychmiast sprawnie mu to stamtąd wyjęłam. Potrzymałam jeszcze chwilę w dłoni i mimo iż urządzenie miałam przed sobą pierwszy raz, bezproblemowo je wyłączyłam. Bell rzucił mi pełne pretensji spojrzenie, na które tylko zareagowałam nieco dominującym wzrokiem mówiącym „chciałeś coś jeszcze powiedzieć?”.
- Złość piękności szkodzi. – Uśmiechnął się pod nosem i chyba się poddał, przynajmniej tak myślałam, dopóki na małą chwilę nie zbliżył się i nie wyszeptał mi słów. – Jak wspomniałem, nie będziesz dominować, więc się nie przyzwyczajaj, aniołku.
- Proszę cię… – odparłam nad wyraz prowokująco i odwzajemniłam mało przychylne spojrzenie.
- A teraz wybacz, muszę się zabawić przed obiadem. Nie spiesz się z nim za bardzo. – Po jego wyrazie twarzy nie mogłam nawet stwierdzić, czy żartuje czy jest w stu procentach poważny. Wodziłam wzrokiem za jego oddalającą się sylwetką. Znajdował się coraz bliżej mojej siostry, czy tego chciałam czy nie, i już wtedy wiedziałam, że to będzie naprawdę trudne popołudnie.
- Mam cię na oku – warknęłam cicho, nie troszcząc się nawet o to, że bez problemu mógłby mnie usłyszeć. I, jak się okazało, usłyszał, bo z jego ust lada moment uleciały kolejne słowa.
- A kto by nie miał, jestem wspaniały. I zajebisty.
Jeśli planował coś w związku z moją siostrą, to przysięgam, że to będzie jego ostatni obiad w życiu. Przewróciłam niezauważalnie oczami i wyjęłam zupełnie losowe składniki z lodówki oraz szafek. Standardowo dzień po wypłacie były dosłownie przepełnione organicznymi, zdrowymi rzeczami, na jakie zdecydowanie leciałam jako aspirujący trener. Pełnoziarnisty makaron, świeża cukinia i chłodzący się wcześniej w lodówce kurczak – tylko spojrzałam na te trzy rzeczy, by wpaść na pomysł, że dzisiaj kolorowa mieszanka przypraw, warzyw i mięsa zaszczyci stół. Bell miał ogromne szczęście, wpadając akurat tego popołudnia.
- Lucia, znalazłam ci korepetytora z biolki. Powinien się przydać. – Uśmiechnęłam się pod nosem. Siostra spojrzała szybko na Bella, bez większego przebłysku zaufania, i pokazała mu jeden z zeszytów.
Nie przejmowałam się aż tak jego obecnością. Mężczyzna wydawał się grzeczny, póki oczywiście patrzyłam i trzymałam w ręku dopiero co zaostrzony nóż. Kroiłam nią pierś z kurczaka na drewnianej, poharatanej już nieco desce i zerknęłam, słysząc ten charakterystyczny, bellamijski szept, który znaczył chyba zbyt wiele jednocześnie. „Może pouczymy się w twoim pokoju, słonko?”, to właśnie zrozumiałam, gdy pochylał się nad moją siostrą, otoczoną zeszytami na kanapie. Zaparł się łokciami o oparcie, a uśmiech, jaki rozświetlił jego twarz, natychmiast sprawił, że w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka.
- Nie – wtrąciłam się ostro. Oboje obdarowali mnie zniesmaczonym wzrokiem. – Uczycie się tu, na moich oczach. – Mój głos nie znosił sprzeciwu. Bell jednak posłał mi swoje cwane spojrzenie, dzięki któremu wiedziałam, że będzie próbował mnie zdenerwować. Oj, żebym to ja nie próbowała zdenerwować jego.
- Łatwiej uczyć się we dwójkę, wtedy łatwiej się z kimś skupić. Poznać też. A ja lubię się poznawać, najlepiej od wewnątrz. – Zamknął się, gdy ostrze noże skierowało się w jego stronę. Dzieliły mnie sekundy, by wykopać go z mieszkania, ale siostra najwyraźniej jakoś stabilizowała moje zirytowanie.
- Nie panikuj, Al – odezwała się Lucia.
Miałam ochotę zwyczajnie powiedzieć jej, że nie ma bladego pojęcia, na kogo trafiła, ale zdecydowałam się nie oceniać Bella z góry i nie wyprzedzać faktów. Z cichym westchnieniem wróciłam do krojenia jedzenia, a korzystając z wolnej ręki, odpaliłam także patelnię.
- Ile się tak właściwie znacie? – ponownie dopadł mnie zastanawiający głos dziewczyny.
- Będzie… ze dwa dni? – Zmarszczyłam brwi, pogrążając się tak bardzo we własnych rozprawieniach, że nie skupiłam się na wykonywanej robocie i poczułam, jak ostrze noża nagle nacina moją skórę. Z moich ust wyrwało się ciche syknięcie.
- Pocałować? Potem mogę gdzie indziej – dodał Bell i spojrzał się z uśmiechem, siadając na kanapie obok Lucii. Przewróciłam oczami.
- To nie będzie konieczne – rzuciłam.
W trakcie, gdy przeszukiwałam szafki z nadzieją, że znajdę plaster, mężczyzna otworzył jeden z zeszytów i zaczął czytać. Wraz z jego powolnie przesuwającym się po treści wzrokiem, jego czoło marszczyło się jeszcze bardziej.
- Steki bzdur. Chyba będę musiał tłumaczyć ci wszystko od nowa. – Posłał mojej siostrze nagłe spojrzenie. – Dogłębnie i od podstaw.
- Nie macie czasu na uczenie się od podstaw. – Odetchnęłam, krojąc cukinię w ćwiartki. – Niedługo obiad.
- Ja dam radę to zrobić szybko. Lubię naukę – odparł chyba pierwszy raz od dawna bez żadnych wyraźnych podtekstów.
- Dobra, ale nie przesadzaj z dokładnością.
- To biologia, trzeba być dokładnym. Wytłumaczę jej wszystko tak szybko, że może nawet starczy czasu na prezentację paru rzeczy. – Uśmiech rozrastający się na jego twarzy przyciągnął mój podejrzliwy wzrok chyba bardziej niż błysk przebiegający jego oczy. Cholera, kogo ja wpuściłam do domu.
Wiedząc jednak, że dopóki tu jestem, nic złego nie może się stać, po prostu odwróciłam się plecami do nich i w pełni skupiłam się na przyrządzeniu wszystkiego z chirurgiczną precyzją. Wsłuchiwałam się długimi minutami w tłumaczenia Bella, które mimo że były ciekawie opowiedziane i jak najbardziej poprawne, ociekały nieraz taką sprośnością, że tłumiłam w sobie chęć wylania wrzątku na jego głowę. Przez głowie nawet raz przebiegła mi myśl, że to ja byłam ta zła. Może naprawdę powinnam mu delikatnie odpuścić?
- I co, rozumiesz? – spytał Bell, rozkładając się wygodniej na kanapie. – Mam cię przepytać?
Lucia pokiwała głową. To były dosłownie dwa kwadranse czystej, nieprzerwanej nauki, a moja siostra na każde pytanie swojego korepetytora odpowiadała wręcz śpiewająco, bez żadnego wahania w głosie. Otwarcie powiem, jego obecność się przydała. Powoli przekładałam jedzenie na trzy talerze, uważając, by się nie sparzyć i wolną ręką wyjęłam sok z lodówki.
- Brawo – skomentowałam krótko nauczanie mężczyzny. – Byłeś taki grzeczny, że może nawet dostaniesz ten deser. – Mój głos wręcz przesiąkał podtekstem, ale tak naprawdę chodziło mi po prostu o loda czekoladowo-śmietankowego, który już od dobrych paru dni stał nienapoczęty w zamrażarce.


[Bell? XD]

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz