31 sie 2018

Od Lucii C.D Althea

    Poprzedni dzień był wspaniały. Moje pierwsze spotkanie z siostrą po paru dniach, które dłużyły mi się jak lata i ta cudowna zabawa na festynie. Gdy przekroczyłyśmy próg mieszkania, ja od razu rzuciłam mojego wielgachnego misiaka na łóżko, a sama przysiadłam się do Al na kanapie. Obejrzałyśmy wtedy jeszcze jakiś film i zjadłyśmy śmieciowe żarcie, do którego namawiałam dziewczynę przez dobre pół godziny. Czasami mam wrażenie, że ma ona obsesję na punkcie tego całego zdrowego trybu życia i odżywiania. Dobrze jest czasem zjeść coś niezdrowego, wręcz ociekającego konserwantami i sztucznością. Tym razem padło na pizzę. Ogromną pizzę. Był to ostatni wydatek, na który wydałam resztę moich oszczędności, dostanych parę dni wstecz.
    Po udanym dniu, jak i po równie zadowalającym wieczorze umyłyśmy się i położyłyśmy spać. Tak gdzieś w środku nocy odważyłam się wyjść z pokoju i sprawdzić, czy dziewczyna nie śpi. Ku mojej uciesze, kobieta jednak spała. Z delikatnym uśmieszkiem na ustach otworzyłam jedną z szafek w kuchni. Akurat tą, w której znajdowały się wszystkie oszczędności. Moją uwagę przykuła mała karteczka na niewielkim stosiku monet i jednym banknocie. Z ciekawością wzięłam go w dłoń i obróciłam w palcach. Było ciemno, dlatego ledwo co widziałam. Nie myśląc długo, otworzyłam lodówkę i podsunęłam kartkę pod światło. Przed moimi oczami od razu pojawił się napis “na kurtkę”. Prychnęłam cicho pod nosem. Znowu?
    Nie zastanawiając się dłużej nad moją decyzją, wyciągnęłam z kieszeni spodenek zawinięte w rulonik trzy banknoty dwudziestoavarowe [śmieszkowa nazwa, z polską walutą brzmi lepiej XD] i podłożyłam je pod stosik monet, kładąc na nich karteczkę w tym samym miejscu, co wcześniej. Takim oto sposobem pozbyłam się wszystkich moich pieniędzy. Szczerze? Nie czułam się z tym źle. Czułam się o wiele lepiej, niżeli miałabym tę forsę kisić w kieszeni przez następne dni, albo wydać na coś zupełnie innego niż prywatne cele siostry. Tyle dla mnie poświęciła, że zasłużyła na odrobinę luksusu w swoim życiu. Cieszyłam się, że mogę ją, chociaż w mniejszym stopniu wesprzeć.
    Kiedy nadszedł następny poranek, nie miałam większej ochoty wstawać z łóżka, a raczej z miśka, który przez większość nocy służył mi jako materac. Kołdra leżała standardowo skopana na ziemi, a ubrania były porozwalane w każdym możliwym miejscu. Wyglądało na to, że poprzedniego wieczoru nie dbałam zbytnio o porządek. Ba! W ogóle o niego nie dbałam. Będę więc musiała to zaraz posprzątać. Właśnie, zaraz.
    Powoli wyczołgałam się z mojego posłania i delikatnie wyściubiłam głowę zza drzwi do mojego pokoju. Pierwsze, co zobaczyłam, to Al siedzącą i czytającą coś wypisanego na niewielkiej kartce. Swoją drogą, papier musiał być stary, bo widać było, że czas już odbił na nim swoje piętno. W delikatnym świetle dnia potrafiłam dostrzec jej lśniące łzy, powoli spływające po policzkach.
     - Alti? - spytałam, wychodząc już całkiem z mojej ciemnicy i zamknęłam za sobą drzwi. - Coś się stało?
     - Ojciec tu był - odpowiedziała po chwili wahania i sięgnęła ręką do tyłu, by złapać w nią kopertę i wręczyć mi ją w dłoń - i przyniósł mi to.
    Nie zastanawiając się zbyt długo, otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej znajdujący się w środku list. Szybko go otworzyłam i przeleciałam powierzchownie wzrokiem. Jedno zdanie najbardziej zapadło w mojej pamięci.
     - “Wniosek o przejęcie praw rodzicielskich?” - zacytowałam, podnosząc na nią mój zdziwiony wzrok. - O-on nie mógł tego zrobić… - Podrapałam się po głowie, lekko skonfundowana i okropnie zawiedziona tym faktem. Nasz ojciec miał duże szanse w sądzie. Powodziło mu się, miał idealne warunki i wszystko to, czego nie była w stanie zapewnić mi Al. Jednak Alti miała coś o wiele dla mnie ważniejszego. Mogę bez przeszkód przyznać, że to ją bardziej kochałam od ojca. O wiele bardziej, chociaż jest jeszcze jeden aspekt. Czy ja aby na pewno kocham ojca?
     - Ale zrobił… - powiedziała smutno, podnosząc się powoli z kanapy. Pokręciłam szybko głową i schowałam wniosek z powrotem do koperty, odkładając ją na kanapę, dokładnie w miejscu, w którym leżał zżółknięty kawałek kartki. Gdy zobaczyłam, jak kobieta staje przede mną, od razu się w nią wtuliłam.
     - On nie zabierze mnie od ciebie - powiedziałam pewnie. - Pogadam z nim, nie może tego zrobić.
     - Może - odpowiedziała mi Althea pewnie, krzywiąc się delikatnie. - Myślisz, że ciebie posłucha? - prychnęła pod nosem, pomimo wszystko obejmując mnie i przyciągając bliżej siebie.
     - Posłucha… Alti… ty nie wiesz, jaki jest. Zmienił się, naprawdę. Postaraj się go, chociaż… zaakceptować?
     - Może kiedyś - ziewnęła przeciągle, głaszcząc mnie i miziając czule po plecach. Jednak już chwilę później, oderwała się ode mnie, jakby sobie przypominając coś bardzo istotnego. Schyliła się nad kanapą i ujęła w dłoń starą kartkę zgiętą na pół, podając ją mi. - Ojciec ją przyniósł. Ja już czytałam - otarła delikatnie łzy, cisnące jej się na oczy - i ty też powinnaś.
    Nie mówiąc nic, odebrałam od niej kartkę. Zamarłam, gdy już na pierwszej stronie zobaczyłam dwa słowa, które momentalnie ujęły mnie za serce. “Od mamy”. Czułam, jak mięsień w mojej klatce piersiowej zaczyna się tłuc, ale nie potrafiłam tego opanować. Ręce zaczynały mi się trząść, a ja nie mogłam zachować logicznego myślenia. Napisała do nas list? Kiedy?
    Rozłożyłam kartkę i wlepiłam spojrzenie w pierwsze słowo, jakie zobaczyłam.

“Cześć, dziewczynki. Nie wiem, ile lat macie, kiedy to czytacie, jedyne co wiem, to to, że mój czas już dobiega końca, a Wasz ojciec ma Wam to przekazać jak będziecie już wystarczająco duże. Nawet nie wiecie, jak bardzo mi przykro z powodu, że nie będę mogła zobaczyć jak dorastacie. To jest rzecz, której nigdy sobie nie wybaczę. Minęła już trzecia godzina po twoich narodzinach, Lu, a ja nadal nie mogę się na Ciebie napatrzeć. Z Tobą, Al, było podobnie, tylko ty byłaś o wiele bardziej niespokojna niż Twoja młodsza siostra. Mam nadzieje, że się dobrze nią zaopiekujesz, tak, jak ojciec Wami. Obiecał mi to, a ja wiem, że zawsze swoich obietnic dotrzymuje…”

    Widocznie nie dotrzymał. Czułam, jak w moich oczach zbierają się łzy. Z każdym kolejnym słowem miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę płaczem, dam upust wszystkim emocjom. Nigdy nie poznałam matki, nie mam z nią żadnych wspomnień. Jedyne, gdzie ją widziałam, to na zdjęciach. Nic jednak nie zmienia faktu, że nosiła mnie przez dziewięć miesięcy pod sercem, a później wydała na świat. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak bardzo nas kochała. Znałam ją wyłącznie z opowieści mojej babki, matki mojego ojca i niejednokrotnie słyszałam o tym, jaką wspaniałą kobietą była.

“Z każdą chwilą tracę siły. Nie wiem co się ze mną dzieje, czy to jakaś choroba, albo inny wirus. Nie wiem, lekarze również nie wiedzą i nawet nie silą się, żeby mnie ratować. Nawet nie wiecie, jak bardzo mam im za złe, że tego nie robią. Nie czuję się dobrze z tym że muszę teraz odejść. Zostawić moje dwie, małe, cudowne kruszynki same. Staram się walczyć, jak tylko mogę, ale nie widzę żadnych skutków. Nie chciał…
Kocha…”

    Ostatnie parę zdań było wyjątkowo niewyraźnie zapisane, jakby mama śpieszyła się z ich napisaniem. Najwidoczniej tak było. Ostatnie zdanie zostało urwane w połowie słowa, by tylko zdążyć napisać kolejne. To, do którego dążyła przez cały list. Jednak i ono zostało urwane w połowie, zwieńczone długą krzywą kreską pod nim, symbolizujące najprawdopodobniej wydanie przez nią jej ostatniego tchnienia i odejście z tego świata.
    Nie wytrzymałam, odsunęłam od siebie kartkę i wybuchnęłam głośnym płaczem, momentalnie wtulając się ciało siostry. Tak bardzo żałuję, że nie mogło być inaczej. Ona wcale nie musiała odchodzić, sama tego nie chciała… Tęsknię za nią.



< Alti? Wyciskacz łez :< Nie wiem jak ty, ale ja się popłakałam, pisząc to xd >

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz