28 sie 2018

Od Odette C.D Charles

Tego ranka skorzystałam z wolnego czasu i zamiast szykować się na kolejne wykłady, założyłam buty sportowe. Zawiązałam je mocno oraz dokładnie, by nogi mi się w nich nie kołysały. Starałam się nie budzić Jamie, która tamtego dnia mocno zabalowała na jednej z miastowych imprez. Gdy wróciła do mieszkania jakoś ledwo przed szóstą rano, podkreślała, jak zajebiście było i że w oko wpadł jej wariat, który skoczył z zardzewiałej, drżącej przy najmniejszym wiaterku anteny. Jakim debilem trzeba być? Westchnęłam cicho pod nosem, powtarzając sobie jej słowa w głowie. Nadal wypominała mi, że nigdzie z nią nie chodzę, ale ja po prostu preferuję nieco spokojniejszy tryb życia. Traktowałam to jako usprawiedliwienie i w najbliższym czasie nie czułam potrzeby, by zrobić coś, czego mogę żałować zaraz przed wstaniem na egzamin. A w tym tygodniu było ich od cholery, dlatego tym bardziej niepokoiło mnie zatracanie się Jamie w kolejnych kieliszkach alkoholu. Słowa „piję, żeby zapomnieć”, właśnie znajdują swoje potwierdzenie.
Po cichu napełniłam butelkę świeżą, przefiltrowaną wodą i przemieszczając się między ciasnymi pokojami, ogarniałam pobieżnie bajzel, który obie zostawiłyśmy poprzedniego dnia. We wspólnej sypialni powietrze wręcz zgęstniało przez unoszący się smród alkoholu. Otworzenie okna niewiele dało, oprócz tego, że dopiero stojąc maksymalnie blisko szpary, dało się odczuć delikatny powiew świeżości.
- Odette? – Usłyszałam słaby, zachrypnięty głos i natychmiast odwróciłam głowę w kierunku jego źródła.
- Śpij jeszcze, pewnie masz niezłego kaca – zgadywałam. – Na dwunastą mamy egzamin, nie zaśpij. – Posłałam jej pocieszający uśmiech, który prawdopodobnie w tym stanie nijak jej pocieszał. Twarz dziewczyny była blada, może nawet zielona, jak u trupa.
- Nie idę nigdzie dzisiaj. – Wygramoliła się spod kołdry. – Jeśli będziesz w sklepie, kup mi leki na ból głowy.
- Napij się lepiej wody. Ale dobrze, kupię. – Serce prawie rozszarpało mi się na milion malutkich kawałeczków, gdy leniwie, sycząc, podnosiła się na własne nogi. Szukacie powodu, dla którego piję raz na ruski rok? Oto on, przed wami Jamie. Ledwo żywa Jamie.
Ledwo zdążyłam wyjść z mieszkania i zamknąć za sobą drzwi, a usłyszałam jak podłoga protestuje głośnymi skrzypieniami, kiedy dziewczyna zaczęła biec ekspresowo zapewne w kierunku łazienki, bo gdzieżby indziej. Ach, te zatrucie alkoholowe. Ciągle było mi jej szkoda, a nie mogłam nawet wiele na to poradzić.
Schowałam portfel w zasuwaną kieszonkę bluzy i czując przyjemny chłód poranka, zawiązałam ją wokół bioder. Chciałam jak najwyraźniej czuć drżenie mojej skóry w wyniku temperatury, by później wejść łagodnie w stan ocieplenia. Kochałam te uczucie. Jak co dzień rozpoczęłam swój bieg długim chodnikiem, który rozciągał się aż do rozległego parku i to tam się rozgałęział na całe miasto. Ledwo zdążyłam się jednak rozgrzać, a poczułam, jak coś niewielkiego pląta mi się pod nogami. Z konsternacją wypisaną na twarzy spuściłam głowę do dołu i na moją twarz odruchowo wpłynął szeroki uśmiech.
- Hej, kochany, zgubiłeś się? – Uklękłam przy, na oko, paromiesięcznym szczeniaczku, którego futerko okazało się aż nadto przyjemne do głaskania. Miękkie, brązowe zaczesywało się gładko pod moją dłonią.
Nim zdążyłam się zorientować, pochłonął mnie wysoki cień.
- Przepraszam, ale wyrwał mi się z ręki. Silna bestia z niego.
- Nic nie szkodzi. Bardzo lubię psy. – Uśmiechnęłam się uroczo, ale tak właściwie ten jeden uśmiech nie schodził mi ani na chwilę z twarzy. – Ten jest cudowny! Jak ma na imię?
- Loki – odparłem. Jeszcze na chwilę pochyliłam się nad zwierzęciem, by z pasją pogłaskać go między uszami. – A jego właściciel Charles, jakby panią to interesowało. – Mężczyzna zaśmiał się, sprawiając jednocześnie, że znów wyprostowałam kręgosłup i tym razem skupiłam całą swoją uwagę właśnie na właścicielu.
Wystarczyło mi jedno spojrzenie, by stwierdzić, że nie był aż tak starszy ode mnie, więc nie siliłam się na żadne dodatkowe uprzejmości w stylu pan Charles.
- Przepraszam, jestem Odette. – W odwecie za swój brak zainteresowania, a raczej większe zainteresowanie psem, posłałam mu szeroki uśmiech i wyciągnęłam dłoń. Charles z lekkim zmęczeniem wypisanym na twarzy ją uścisnął.
- Nie szkodzi. Przyzwyczaiłem się, że ta bestia ściąga na siebie całą uwagę.
- Gdzie tam – machnęłam ręką – po prostu kocham zwierzęta i sama bym chciała mieć takiego w mieszkaniu. – Obdarowałam jeszcze jednym, ciepłym spojrzeniem szczeniaka siedzącego mi pod nogą.
- Co cię powstrzymuje? – Zerknął.
- Mieszkanie w akademiku, które jest tak ciasne, że ledwo mieszczą się dwie osoby. – Mój uśmiech przyjął bardziej bezradny niż szczęśliwy wyraz. Mężczyzna jednak w odpowiedzi zbadał mnie szybko wzrokiem i dodał, chyba wnioskując pewien fakt:
- Biegałaś? Więc nie będziemy dłużej przeszkadzać. – Pociągnął smycz, jednak szczeniak uparcie starał się zostać w tym jednym miejscu. Wiedziałam, że przerwa w bieganiu niezbyt dobrze wpływa na rytm mojego oddechu, zatem podparta tą myślą, nie starałam się dłużej odpoczywać. Poprawiłam bluzę, która spadała mi z bioder i pozwoliłam, by uśmiech po raz kolejny rozświetlił mi twarz. Charles okazał się naprawdę miłym gościem.
- Nic się nie stało. Miłego dnia życzę. – Pomachałam delikatnie i ostatni raz pogłaskałam łeb zwierzęcia.
- I wzajemnie! – Odwzajemnił uśmiech i oboje odwróciliśmy się od siebie. W powolnym truchcie wyjęłam słuchawki z jednej kieszeni, by włożyć je do uszu, lecz po niespełna paru sekundach szczekanie, a może bardziej pisk, szczeniaka ponownie mi przeszkodził. Było to jednak tak cudne zwierzę, że pogniewanie się nawet nie wchodziło w grę.
- Nie, Loki, nie mam dzisiaj ochoty na bieganie. – Mężczyzna złapał się za, jak mi się wydało, bolącą głowę. Udało mi się od razu dostrzec, jak szczeniak, mimo że nie miał zbyt wiele siły, zaczął ciągnąć właściciela w moim kierunku. – Chyba bardzo cię polubił – wymamrotał z lekkim uśmiechem.
- Nie szkodzi, mogę temu jakoś zaradzić. – Zerknęłam na Lokiego, a zaraz potem podniosłam wzrok i wbiłam go w Charlesa. To żadne spoufalanie się, tylko jakieś rozpoczęcie dnia. Mężczyzna ledwo zdążył spytać „jak?”, a ja wzięłam zwierzę na ręce i przytuliłam do siebie z uśmiechem, z trudem nie dając się zbytnio lizać po twarzy. Loki zachował się tak, jakby nagle dostał ataku ADHD, lecz głaskanie po głowie minimalnie uspokoiło jego zapędy.
- On już tak ma, jeśli kogoś polubi. – Z westchnieniem spojrzał na swojego szczeniaka. Dosyć nieznośnego szczeniaka, ale jakże kochanego. – Jeśli będziesz się tak dla niego poświęcać, to nie da ci spokoju, to jest pewne – odezwał się jeszcze z cichym śmiechem.
- Jeśli nigdzie ci nie spieszno, mogę poświęcić mu jeszcze odrobinę czasu. Więc co powiesz na kawę? – Uśmiechnęłam się do mężczyzny.
Poranna kawa jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda? Jednak po namyśle brzmiało to dla mnie po prostu jak tani pretekst do spotkania, i momentalnie chciałam zarumienić się ze wstydu.

[Charles?]

+20PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz