26 sie 2018

Od Antoniego CD Nivana

Wysunął się zza drzwi kawiarni. Dumnie, ze zbyt wysoko zadartym noskiem, na co mogłem tylko podnieść prawą brew do góry, zastanawiając się, czy aby na pewno w ciągu tych dziewięciu, a może ośmiu lat, coś go porządnie nie uderzyło. W końcu obrócił głowę w lewo, a jego ciało podążyło za spojrzeniem. Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Posłałem mu ciepły uśmiech, skinąłem głową, praktycznie zapraszając mężczyznę do siebie. Podszedł, oczywiście dalej z tą wyimaginowaną pewnością siebie. Może i ciut obrzydliwą.
Wypuściłem dym z płuc, prawdopodobnie prosto na jego twarz. Odchrząknąłem, wyprostowałem się trochę i strzepałem papierosa na ziemię, kątem oka cały czas na niego spoglądając.
Jeden fałszywy ruch, Oakley.
— Chcesz mi coś powiedzieć? Pamiętaj, każde twoje słowo może zostać wykorzystane przeciwko tobie — zapytałem cicho, zaciągając się papierosem i spoglądając w granatowe oczy. Oczy, które chciały mówić, ale po drodze gdzieś się zagubiły i po prostu im to nie wychodziło. — A może po prostu w końcu znikniesz na dobre z mojego życia, zostawisz mnie w spokoju i nie będziesz rozdrapywać starych ran, co, Oakley? Wydaje mi się, że wyszłoby to nam na dobre. Co o tym sądzisz?
A to wszystko wypowiedziane zadziwiająco spokojnym głosem. Powoli, bez pośpiechu, bo w końcu mieliśmy dużo czasu, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz