29 sie 2018

Od Nivana cd Antoniego

Wzruszył ramionami i ładnie się uśmiechnął, jakby miało mi to jakkolwiek pomóc w domyśleniu się, jakie podjął stanowisko w tej sprawie i czy w ogóle się na coś zdecydował.
— Jeżeli proponujesz i tak dalej, a sklep naprawdę jest po drodze, to bardzo chętnie — wypowiedział się w końcu, na co pokiwałem głową. Chwała mu za to, że daleko było mu do niezdecydowanego Xaviera, ten to potrafił prześlęczeć pół godziny, dobierając drugą kulkę lodów, bo nie wiedział, co bardziej przypasuje mu do oklepanych waniliowych. Czekolada? Truskawka? A może dzisiaj banan? Jego problematyczność mnie powalała, jakby nie mógł mieć stałego, dobrego wyboru, tylko zawsze zmuszał nas do sterczenia iks czasu przy lodówie.
Dlatego obrałem kierunek na najbliższy mini market, sklep pod tytułem wszystko i nic, może trochę droższy od przeciętnego kolosa, ale mus to mus, szafki piszczały, taka bieda, a przecież nie ugoszczę Watsona z pustymi łapskami. Sam mogę wpierdalać zupki chińskie, a do woli, panie.
Skręciłem szybko w alejkę, ten za mną, a za chwilę weszliśmy do nieco chłodniejszego pomieszczenia. Podniosłem jeden z czerwonych koszyczków, a tak o, może się przyda.
— Dobieraj, co chcesz — mruknąłem, rozglądając się za półką z alkoholami, bo i jakieś wino przydałoby się może kupić.
Cholera wie.
Stresowałem się pieprzoną herbatką i ciasteczkiem.
Wspaniale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz