17 sty 2019

Od Cheryl C.D Ophelia

     Przetarłam spuchnięte oczy, racząc się kolejną filiżanką kawy tej nocy, choć w moim mniemaniu, w takiej sytuacji, w jakiej się znalazłam, powinnam pić ją szklankami. Trzy doby na dokończenie kolekcji zimowo - wiosennej to karygodnie krótki czas, w szczególności dla osoby, która odłożyła jej zrobienie na ostatni moment. Prezentacja odzieży podszytej moim imieniem i nazwiskiem miała mieć prezentacje za cztery dni, a za pięć pojawić się w sklepach, tymczasem od trzech godzin trudzę się nad zwykłym, bordowym beretem, w który - w początkowym zamiarze - miał być ubrany manekin. Syknęłam, czując igłę pod paznokciem, jednocześnie zerkając na zegar - szósta osiem. Za oknem w dalszym ciągu byla ciemnica, a za dwie godziny mialam zjawić się w pracy, mimo że to nie było w moich planach, to jednak postanowiłam stawić się w niej na kilka godzin. Przy okazji sięgnęłam po telefon na pograniczu rozładowania, klepiąc w literki.
Hej, to ja, Cheryl:) o której mam wpaść na tę cudowną herbatę? Wybacz, że tak rano piszę, ale nie mam co robić. 
     No, może ostatnie zdanie zawarte w SMSie mijało się z prawdą, bo miałam ręce pełne roboty, ale w ostateczności wiedziałam, że nietaktownie byłoby napisać, „sory, ale jestem zajęta, więc nie odpisuj", bo wcale nie to miała bym na myśli, a kobieta pewnie właśnie tak by to odebrała. Po chwili dostalam odpowiedź.
Mnie obudził właśnie kruk, więc nie jestem zła. Możesz nawet i teraz, ale weź cukier, jeśli słodzisz.
     Przyłożyłam dłoń do czoła, śmiejąc się lekko, gdy tylko zobaczyłam, że mogłabym wpaść nawet teraz. Niestety, nie ta pora.
Bardzo bym chciała, ale pracy nie przeskoczę. Kończę o piętnastej, mogę być o szesnastej? 
     Ku mojemu zaskoczeniu, odpowiedź przyszła niemal natychmiastowo.
Zapraszam:) załapiesz się na obiad, ale niestety bez mięsa, bo jestem wege. 
     Odpisałam przytakująco, że będę i dziękuję za zaproszenie, a następnie wstałam, ubierając czarną spódniczkę i bialy golf. Cienkie rajstopy były lekko nieodpowiednie na tę pogodę, jednak elegancki uniform obowiązywał mnie choćby się waliło i paliło. Narzuciłam na siebie lekki płaszcz, szyję obwiązałam brązowym szalikiem, a na stopy wsunęła botki na obcasie, po czym opuściłam dom, uprzednio go zamykając.
     Bar nie należał do najprzyjemniejszych, właściwie był jednym z tych, do których nie warto się zapuszczać, jeśli nie masz przy sobie choćby gazu pieprzowego. Prawda była taka, że całe osiedle Laville było po prostu bardzo niebezpieczne i nie było w tym ani krzty wątpliwości. Było mnie stać na największą willę w najbogatszej dzielnicy miasta, jednak z pewnych powodów i sentymentu, zatrzymałam się tutaj i nie zanosiło się, abym miała stąd uciekać.
     W tak „nieprzyjemnym" barze moja zmiana nie mogła być produktywna, dlatego większość czasu spędziłam za kasą, modląc się o moje spuchnięte nogi i o to, aby nikt nie kazał mi roznosić zamówień. Na szczęście, udało się przetrwać te osiem godzin, po których w trybie natychmiastowym pojechałam do domu. Przebrałam się w czarną, sportową, obcisłą sukienkę, zmieniłam rajstopy na grubsze, a na nogach pojawiły się wygodne buty. Malując usta czerwoną szminką, wybiegłam w pośpiechu z domu. Moje czarne Maserati znalazło się w ciągu kilkunastu minut na podjeździe dziewczyny, a ja zapukałam do drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz