25 sty 2019

Od Franciszka cd Antoniego

Szok trwał zaskakująco krótko. Chwilę po nim nastąpiła jedynie faza przełamania, na co wskazywał ten dziki, dość szybki, przelotny uśmieszek. Szelmowski. Podobał mi się, mimo wszystko, bo odmładzał mężczyznę o te kilka lat. Jakby zmęczenie, chociaż na chwilę zniknęło, a zastąpiło je jedynie ciche, delikatne rozbawienie.
Wtedy szczupłe palce wybiły szybki, żwawy rytm o wypolerowany blat. Mężczyzna pochylił się do przodu, lekko zahaczając przy okazji o moją strefę bezpieczeństwa. Wszystko z tym bardzo ładnym i bardzo dzikim uśmieszkiem, który promieniował na twarzy, wspaniale komponując się z tym morderczym, świdrującym człowieka spojrzeniem. Definitywnie byliśmy po jednych pieniądzach, innej możliwości po prostu nie dostrzegałem.
— Nie wiedziałem, że wyglądam aż tak młodo, Żukowski — rzucił, syknął, warknął, za chwilę grzebiąc w portfelu, co spotkało się z niemałą aprobatą z mojej strony. Wyciągnął w końcu ten cholerny świstek, machnął mi nim przed nosem i nawet przewrócił oczami. Uśmiechnąłem się w reakcji na to wszystko.
Wyglądał na nim bardzo niekorzystnie.
Zresztą, czy ktokolwiek na dowodziku wyglądał, chociaż odrobinę znośnie?
— Czy teraz już mogę moje papierosy? Popełniasz ogromny błąd, nie dając mi ich jak najszybciej, Franciszku.
Westchnął. Bardzo ładnie, bardzo zrezygnowany.
— Zapraszamy ponownie — mruknąłem jedynie przed tym, jak opuścił sklep.
Jaka była moja uciecha, gdy następnego dnia zobaczyłem na kartce z zastępstwami wyraźne nazwisko pana Antoniego.
I jaka była moja uciecha, gdy mogłem usiąść w ławce centralnie naprzeciwko nieszczęsnego biurka pedagoga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz