16 sty 2019

Od Koyori cd. Charles

Nie spodziewałam się, że podczas mojego nocnego spaceru z psami, spotkam kogoś znajomego. Zwłaszcza, że tym znajomym miał być Charlesa, który hamując, spadnie ze swojego motoru. Pewnie by tego nie zrobił, gdybym nie zdecydowała się wejść na ulicę nawet się nie rozglądając na boki. Bo co miałoby jeździć po drugiej w nocy? No właśnie, jak widać, Charles mógł jeździć.
Na początku jednak nie wiedziałam, kim był kierowca, dopiero gdy do niego podeszłam, oczekując odpowiedzi na moje pytanie zadane z grzeczności, poznałam go.
- Koyori? Co ty tutaj robisz o tej porze? - zapytał. No tak, większość osób o tej porze pewnie śpi.
- Cóż, ostatnio mało czasu poświęcam psom, więc wyszliśmy na późny spacer. Poza tym Acony kocha bawić się w śniegu – wyznałam, specjalnie pomijając fragment z tym, że nie mogłam zasnąć. Następnie zerknęłam w stronę parku oraz dwójki moich pupilów. Grzecznie stali wśród drzew, nawet Acony, do której chwilę przed podejściem do Charlesa powiedziałam, by została.
- A ty czemu jeździsz w nocy? - przyszła kolej na jego tłumaczenie. Mężczyzna spróbował się podnieść. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, chcąc mu w tym pomóc. Chwycił ją i już po chwili stał obok mnie, idąc powoli w stronę leżącego motocyklu. Gdy podniósł maszynę, raczył mi w końcu odpowiedzieć.
- Byłem… na wyścigu. Potrzebowałem pieniędzy, a w ten sposób mogłem zgarnąć dość dużo – odpowiedziałam. No tak… Film wstrzymano, więc Charles mógł mieć zdecydowanie za dużo wolnego czasu. A do tego mógł przeze mnie coś sobie zrobić…
- Wybacz, że tak nagle wyszłam na ulicę. Nawet nie popatrzyłam, czy coś jedzie…
- Nic się nie stało, nie przejmuj się – odpowiedział, uśmiechając się. Mimo wszystko i tak miałam wyrzuty sumienia. Zwróciłam się z powrotem do moich psów, idąc powoli w ich stronę. Acony wystartowała od razu w moją stronę, następnie lądując w moich ramionach. Obdarzała mnie wielką ilością mokrych pocałunków, jednak nie przeszkadzało mi to. Starałam się jednak przechylać głowę w ten sposób, by przypadkiem nie dotknęła swoim językiem moich okularów. Nienawidziłam ich czyścić, więc zawsze starałam się jak najdelikatniej je dotykać. Więc gdy unikałam lizania w okolicach oczu, spojrzałam się przypadkiem w głąb parku, dostrzegając pewien kształt. Podszedł on pod latarnię, ukazując człowieka, a dokładniej mężczyznę, jeśli wzięłabym pod uwagę jego sylwetkę. Ujrzałam również jakiś przedmiot w jego dłoni. Pomyślałam, że to może być zwykły bezdomny z butelką w dłoni, jednak przedmiot… miał zupełnie inny kształt. Trochę się przeraziłam, robiąc jeden niepewny krok w tył. Wtem ten mężczyzna zaczął biec w moją stronę. Nogi niebezpiecznie się pode mną ugięły.
- Charles – jęknęłam, gdy nieznajomy zamiast zwolnić, przyspieszał. Mój wzrok utkwił w nim, a obudzić zdołałam się dopiero po usłyszeniu szczeknięcia Sherlocka. Samiec puścił się biegiem w stronę mężczyzny, skacząc na niego i powalając na ziemię. Stałam po prostu jak zaczarowana, przyglądając się całej tej sytuacji. Obcy coś krzyczał, jednak jego głos uciszało ujadanie mojego psa. Nagle rozległ się głośny pisk, a Sherlock upadł na ziemię, tym samym dając mężczyźnie drogę ucieczki, z której natychmiast skorzystał. Owczarek jednak nie wstawał z ziemi, a dodatkowo zdawało się słyszeć ciche skomlenie.
- Sherlock – cicho wyznałam. Chciałam się ruszyć z miejsca, podejść do Sherlocka i zobaczyć, co się stało, jednak moja chęć nie chciała się zgrać z mózgiem i nadal stałam jak ta zaczarowana.

Charles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz