20 sty 2019

Od Thomasa cd. Oliego (+16)

Pierwszy dzień pracy – był to mały stres. Wszedłem do wielkiego budynku, masa drzwi, a za nimi wiele pomieszczeń do nagrywania. Każda z nich bardzo szczelna, by melodia nie przedostawała się do innych sal, w celu zakłócenia. Poszedłem do swojego nowego szefa. Wjechałem windą na trzecie piętro i zapukałem do drzwi na końcu korytarza. Zaproszono mnie do środka.
- Thomas, jak punktualnie – stwierdził z uśmiechem.
- Dzień dobry – przywitałem się i wszedłem w głąb sali.
- To Sadik, oprowadzi cię po budynku i wskaże miejsce pracy – wskazał na mężczyznę, który stał obok. Był to na oko czterdziestoletni człowiek, z czarnymi włosami, w których krył się siwy kolor. Broda, wąsy, eleganckie ubranie i jak zawsze; większy ode mnie. Obydwoje wyszliśmy z sali szefa. Sadik okazał się miły, aczkolwiek bez poczucia humoru facetem. Dokładnie oprowadził mnie po każdym zakamarku, pokazał moje biuro, przedstawił pierwsze papiery do wypełnienia, z których dowiem się, z kim będę na początku współpracował, a potem chwilkę sobie porozmawialiśmy. Sadik był z Turcji, stąd nietutejsze imię. Miał żonę śpiewaczkę i trójkę dzieci, a w biznesie siedział już dobre dwadzieścia lat.
- Powodzenia w nowej pracy – powiedział na odchodne. Zacząłem przeglądać papiery. Z nich wynikało, że na razie miałem przesłuchiwać nastolatki, które myślą, że mają talent i chcą grać w show biznesie. Ja miałem sprawdzić, czy miały talent; a takie dziewczyny bardzo często go nie miały, tylko zostały bardzo dobrze poparte przez swoje rodziny. Ogółem dzień w pracy przebiegł mi bardzo spokojnie, poznałem paru innych pracowników, mogłem obejrzeć, jak nagrywają prawdziwą gwiazdę, która właśnie rozpoczynała swoją karierę.
Pracę skończyłem o szesnastej. Jednak zamiast jechać do domu, miałem zamiar pójść do chłopaków, konkretniej, to do Harry’ego u którego ćwiczyliśmy. Czas było się z nimi spotkać, opowiedzieć historię życia i pograć.
I tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Gorąco mnie przywitali, a gdy im opowiedziałem, co mnie spotkało, nie obeszło się bez złośliwych komentarzy. Rozmawialiśmy bardzo długo, a instrumentów nawet nie tknęliśmy. Ciągle rozmawialiśmy, moja opowieść zabrała praktycznie godzinkę, potem opowiedziałem im mojej nowej pracy, zastanawialiśmy się wspólnie, czy to wszystko wypali i czy nie będzie trzeba rozwiązać zespołu – w końcu nie tylko ja pracowałem, a takie rzeczy robią nastolatkowie, którzy nie mają co robić. Opowiedzieli mi, że musieli z niektórych koncertów zrezygnować, przez co zrobiło mi się bardzo głupio. Potem podali mi daty kolejnych możliwych, a na sam koniec zszedłem na temat Oliego, znowu, ale tym razem… to wina Adrewa. To on zaczął o mojej orientacji, o tym, co widział i… i… myślałem, że im szczeny opadną do podłogi, ale ich reakcja mnie zdziwiła (nawet Andrew wyglądał na takiego, który się tego spodziewał!). Stwierdzili, że dobrze, że w końcu mam kogoś na oku i żebym się nie przejmował niczym, że wszystko będzie… i dzięki nim stwierdziłem, że może rzeczywiście nie ma co się zastanawiać.
Około godziny dwudziestej wyjechałem od Harry’ego w świetnym humorze. Zastanawiałem się, czy Andrew już wcześniej nie podzielił się z nimi swoimi wrażeniami, ale nie chciałem o to pytać. Wróciłem do domu, a potem zadzwoniłem to chłopaka.
- Z chęcią przyjadę – powiedziałem miło, na co pewnie chłopak się zdziwił. Już dawno nie mówiłem do niego tak miłym głosem. Nakarmiłem kotkę i wypuściłem ją na zewnątrz. Dawno nie latała sobie po świeżym powietrzu. Potem znowu wsiadłem na motor i ruszyłem do domu Oliego.
Zapukałem w drzwi.
- Hej, widzę, że promienny jak zwykle, wejdź słonko – puściłem jego określenie pomimo uszu. Miałem zbyt dobry humor i znałem go na tyle, że nie ma co robić szumu wokół tych słów. Określa nimi w końcu każdego.
- Co na obiad? - zapytałem wchodząc do środka i zdejmując buty.
- Same smaczne jedzonka, lasagne ze szpinakiem – określił, a ja wciągnąłem do nosa zapach kolacji.
- Jak to możliwe, że tak dobrze gotujesz? - zapytałem. Weszliśmy do kuchni, a Oli zaczął nakładać jedzenia do talerzy. Poczułem, jak coś drapie moją nogę. Podniosłem z ziemi obie świnki. - Cześć malutkie, jak tam – powiedziałem przytulając je delikatnie.
- Jedna z moich wielu zalet, chcesz się przekonać?
- Już ją znam. Dawno nie jadłem niczego dobrego – usiadłem przy stole i spojrzałem na talerz z jedzenie. Chłopak usiadł obok mnie.
- Zawsze zapraszam do mnie, jak chcesz coś specjalnego, to zabierz składniki i mi powiedz co – powiedział z uśmiechem. Sam także nie mogłem przestać się uśmiechać, rozmowa z chłopakami bardzo mnie uspokoiła i pomogła poukładać myśli.
- Postaram się, a co? Jedyne czego nie umiem, to normalne zachowanie Oliego, ale tej potrawy nikt nie zna składników – zaśmiałem się.
- A jest taki przepis?
- Chyba nie. Dziewczyna w pracy pytała o ciebie – zmienił temat.
- Tak? Co pytała? Może wpadłem jej w oko?
- Jak twoim typem są sukowate blondyny to jasne – uśmiechnąłem się.
- Chyba od jakiegoś czasu są – powiedziałem patrząc na jego blond włoski. - Ale przecież liczy się wnętrze – dodałem. Kolacja była naprawdę przepyszna. Mówi się, że szpinak jest ohydny, ale ten, który zrobił Oli, jest wyśmienity.
- No dupę podobno mam fajną.
- Czyli już cie nie boli? - zapytałem, przypominając sobie napad tego idioty.
- A chcesz się przekonać? - nagle ugryzł się w język. - Zapomnij – dodał szybko, na co się uśmiechnąłem. Czy na pewno nie ma przepisy na normalnego Oliego?
- Twoje świnki chyba nie tylko za tobą się stęskniły – zmieniłem temat, czując, jak zwierzątka zaczynają znowu drapać moją kostkę.
- Lubią cię i tyle, wiedzą jak ktoś jest spoko człowiekiem.
- Dobrze, że nie wyczuwają kota.
- Nie mają z nimi problemów, miałem kiedyś kota... No, miałem to złe słowo, bo bardziej czasem mieszkał w tym samym miejscu, ale lubiły się.
- Moja łapie wszystko, co jest mniejsze i żywe. W sumie na ludzi też skaczę, jak wyczuje od nich psy – po skończonej kolacji Oli włożył talerze do zlewu i zaproponował wspólny seans. Zgodziłem się. Usiedliśmy na łóżku, chłopak przygotował wygodne miejsce, a na laptopie włączył film o nazwie „call me by your name”. Nie znałem filmu, ogółem, to bardzo mało oglądałem, wolałem słuchać muzyki, ale taka zmiana mi bardzo pasowała. Usiedliśmy obok siebie i zaczęliśmy oglądać. Z czasem chłopak położył mi głowę na ramieniu. Na chwilę się speszyłem, znowu nie wiedziałem, co robić, ale przypominając sobie rozmowę z kumplami, stwierdziłem, że w jakimś stopniu dam się ponieść… nie wiem czemu, ale objąłem go ramieniem. Po chwili chłopak zaczął jeździć po mojej szyi nosem.
- Pójdę po wino – zaproponował, ale odmówiłem.
- Jestem motorem, nie mogę – chłopak o dziwo uległ.
- To może sok? Mam taki z jabłka, gruszki i szpinaku? - zaproponował.
- A ty będziesz pił wino?
- Jak pozwolisz?
- To twój dom – stwierdziłem, na co chłopak skinął głową. Zatrzymałem film i poczekał, aż przyniesie mi sok… nie powiedziałem mu czego, ale napój był jasnozielony, więc to mogło być wszystko. Sam zaś miał czerwoną ciecz. Usiadł obok mnie, a ja włączyłem ponownie film.
- Na zdrowie – wypił trochę, kładąc mi dłoń na udzie, a potem naczynie.
- Na zdrowie – stuknąłem się z nim. Ponownie przysunął wino do ust i powoli je sączył. Potem odłożył je na moje udo i wsadził nos szyję.
- Oli, co ty robisz? - zapytałem rozbawiony.
- Mam przestać? - nie odpowiedział na moje pytanie.
- Nie, ale nie rób malinek – poprosiłem.
- Okay – dalej robił swoje.
- Oli, oglądasz? Teraz ważna scena – zgadywałem, bo nie znałem tego filmu.
- Mhmmm… - usłyszałem i poczułem, jak przygryza moje ucho.
- Oli… chyba ci wino zaczyna wchodzić do głowy – stwierdziłem.
- Nie – mruknął i kontynuował. Poczułem, jak jego ręka dotyka mojego brzucha i wchodzi pod koszulkę.
- Oli, masz zimne ręce – próbowałem go zatrzymać. Raczej nie byłem jeszcze gotów… nie ważne, jak to brzmiało.
- Trzeba je rozgrzać? - zaśmiał się i przyłożył dłonie do pleców. Poczułem ciarki. Wypiliśmy.
- Mam przez ciebie ciary – odparłem z uśmiechem.
- Przez ręce czy coś innego?
- Głupek! - spojrzałem na jego twarz, dzięki czemu przestał ruszać moje ucho. Całkowicie zapomnieliśmy o filmie. Wypiliśmy duży łyk, który opróżnił kieliszki, a Oli nagle się zaśmiał i kontynuował.
- Mam przestać? - gdy nie usłyszał odpowiedzi, poczułem jego dłoń na moim kroczu. Na chwilę mnie zamurowało, nigdy w życiu nie czułem tak dotyku: bynajmniej tak spokojnego i miłego.
- Oli, jeszcze nie teraz – poprosiłem go, szepcząc mu do ucha. Posłuchał się, zabrał dłoń, ale jego usta nagle przywarły do moich. Zamknąłem oczy. „Nie odmawiaj sobie doświadczeń”, przypomniałem sobie słowa chłopaka, dlatego go nie odsunąłem. Oddałem pocałunek, czując, jak siada mi na biodrach i się przysuwa do przodu. Nie przestaliśmy się całować, to było jednak miłe doświadczenie… instynktownie położyłem mu ręce na pośladkach i odsunąłem usta. - Oli, jeszcze nie teraz – powtórzyłem, patrząc na jego twarz. - Wybacz, ale… - chłopak skinął głową i zszedł z moich ud.
- Rozumiem – powiedział.
- Ciesze się – ucałowałem go w policzek. - Będę się zbierał – powiedziałem z uśmiechem. Chłopak skinął głową i odprowadził mnie do drzwi. - Zobaczymy się jutro – powiedziałem na odchodne i wyszedłem.
Wsiałem na motor i pojechałem do domu, uśmiech nie schodził z moich ust. Jednak oddanie się chwili nie było takie złe, jak myślałem… musiałem tylko usunąć złe wspomnienia i będzie dobrze. Na pewno. Co może się złego stać?
Zaparkowałem i ruszyłem w stronę domu, gdy przede mną pojawiło się trzech mężczyzn. Nim zdołałem w jednym z nich zobaczyć faceta, który uczepił się Oliego, został uderzony w twarz. Szybko się pozbierałem z ziemi i odsunąłem do tyłu.
- Boisz się mnie, prawda? - zapytałem. - Musiałeś wziąć kolegów – dodałem nie przestając się odsuwać w tył. Nie miałem wprawy w bijatyce, od pięciu lat „byłem grzeczny”.
- Po prostu chce mieć pewność, że już mi nie staniesz na drodze – stwierdził. Podchodzili, a gdy takie cofanie się i przybliżanie straciło sens, ruszyli na mnie biegiem. Ja także zacząłem uciekać, przebiegłem przez ulicę i wpadłem do parku, starając się ukryć za jakimś drzewem. Przez chwilę miałem wrażenie, że mi się nie udało i ich zgubiłem, ale gdy wychyliłem lekko głowę w bok, raptownie zostałem uderzony z pięści. Nim zdołałem się podnieść, jeden mężczyzna zaczął mnie kopać w brzuch. Jego przyjaciół nie było, więc chwyciłem go za nogę i wykręciłem w bok. Gdy wylądował na ziemi, wlazłem na niego i zadałem mu dwa mocne ciosy w twarz, od których stracił przytomność. Automatycznie wstałem, by biec dalej, gdy moim ciałem wstrząsnęły konwulsje i zwymiotowałem kolację Oliego na chodnik. Potem znowu spróbowałem bieg, udało mi się pokonać parę metrów, gdy usłyszałem wołanie. Jego drugi przyjaciel mnie zauważył i go zawołał, samemu do mnie biegnąc. Jemu jednak nie pozwoliłem na uderzenie, zrobiłem unik i pchnąłem go na ziemię. Gdy chciałem uciec, złapał mnie za nogę i wywrócił. Zaczął bić w plecy i tył głowy, dlatego musiałem szybkim ruchem odwrócić się, dostać pieści w tors, wstrzymać powietrze, złapać go za rękę, wygiąć ją i mu ja złapać. Gdy jęczał z bólu, podniosłem się starając nabrać powietrza, ale było to trudne. Upadłem na kolana, zaczynając kaszleć i znowu zwymiotowałem. Podniosłem się i ktoś mnie uderzył w tył głowy. Zobaczyłem mroczki przed oczami.
- Złapał mi rękę! - usłyszałem płaczliwy głos.
- A mi stopę! - usłyszałem głos w oddali. Otworzyłem oczy, widziałem tego idiotę, który wisiał nade mną z… błysk w dłoni uświadomił mi, że wpakowałem się w poważne tarapaty. Koleś miał nóż i wyglądał na pewnego, by go użyć.
- Myślisz, że jak mnie zabijesz, to Oli cię pokocha?! - krzyknąłem starając się podnieść, jednak ból głowy mi w tym przeszkadzał.
- Było trzeba nie wchodzić pomiędzy nami. Teraz pożałujesz – zdołałem wstać i uderzyć go z pięści. Przez chwilę się szarpaliśmy, złapałem jego dłoń z nożem i próbowałem wbić mu go gdziekolwiek, bylebym to ja nim nie dostał. Mężczyzna uderzył mnie z główki, połamał nos. Zatoczyłem się do tyłu, wpadając na drzewo. Podszedł do mnie, znowu złapałem jego rękę w nożem i chwilę się siłowaliśmy, aż nagle poczułem jak ostrze wbija mi się w brzuch. Chłopak jeszcze chwilę trzymał go w moim brzuchu, a ja nie miałem sił krzyczeć. Gdy go wyjął i się odsunął, opadłem na kolana, przyciskając ręce do rany. Krew, wszędzie krew.
- Co wy tam robicie?! - usłyszałem obcy głos.
- Szybko, spieprzamy – szepnął wróg, który razem z przyjacielem od połamanej ręki uciekli, zostawiając tego drugiego, z połamaną nogą. Nim obcy człowiek do mnie dobiegł, poczułem krew w ustach i straciłem przytomność.

<Oli? Przepraszam....>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz