28 sty 2019

Od Samuela cd. Cheryl


                Dziewczyna odeszła, a ja odwróciłem się w swoją stronę, wyjmując telefon.
                - Wiesz co masz robić, nie spuszczaj z niej wzroku jasne? Wie za dużo. – Rozłączyłem się niemal natychmiast. Włożyłem dłonie w kieszenie spodni i spokojnym krokiem zmierzyłem do domu. Ludzie mijali mnie, nawet nie podejrzewając kto zabił tych dwóch gości w ciemnej uliczce. Uśmiechnąłem się sam do siebie.

****
                Przez kolejne dwa dni, byłem informowany o postępowaniach niejakiej Cheryl Lloyd. Wiedziałem do którego sklepu chodzi, z kim się spotyka, z kim rozmawia. Oraz o czym rozmawia. Jak na razie, miałem pewność, że nikomu nie powiedziała o zajściu w uliczce. Siedziałem właśnie na kanapie, głaszcząc Daemona za uchem, z wisky w jednej ręce, naprzeciwko mojego przyjaciela, Pablo.
                - Na twoim miejscu, zaprzyjaźniłbym się z nią. Miałbym wtedy wgląd w to co robi. – Pablo zapalił papierosa i włożył go do ust. Spojrzałem na niego zaciekawiony – T-to tylko propozycja stary.
                - Nie, nie… Mówisz całkiem z sensem. Chyba czas przybrać maskę miłego chłopaka przy naszej drogiej Cheryl. Może być trudno, ale to nie niewykonalne. Pablo, przyjacielu, dlatego się przyjaźnimy. Ratujesz mnie w każdej sytuacji wiesz?
                - Co ty byś beze mnie zrobił Sammy? – Pablo  uśmiechnął się do mnie, a ja zmroziłem go wzrokiem – Sorry, dalej pamiętam jak twoja mam mówiła do ciebie Sammy.
                Wywróciłem oczami, po czym skontaktowałem się z facetem, który szpiegował Cheryl. Dowiedziałem się gdzie mieszka, oraz o której zwykle wychodzi z domu. Uśmiechnąłem się podczas rozmowy. Jeszcze tego samego dnia miałem złożyć jej wizytę.
                Jak mówiłem, tak zrobiłem. Około godziny szesnastej stałem pod jej mieszkaniem i czekałem aż dziewczyna się pojawi. Kiedy ją zobaczyłem, wysiadłem z pojazdu i z kapturem na głowie podszedłem do dziewczyny i położyłem dłoń na jej ramieniu. Cheryl podskoczyła i zamachnęła się, jednak złapałem ją za rękę, cały czas stojąc tak, że nie widziała mojej twarzy.
                - Jak się czujesz Cheryl? Noga już nie boli? – Uśmiechnąłem się do siebie, dziewczyna nie mogła tego zauważyć. Czułem jak się trzęsie – Nic ci nie zrobię. Ale lepiej nie stójmy na dworze. Idziesz ze mną, pojedziemy w pewne miejsce, a potem przywiozę cię z powrotem. Bez gadania.
                Miałem zgrywać miłego chłopca? Cóż, to chyba jednak sprzeczne z moją naturą. Dziewczyna bez oporów poszła za mną, lekko utykała. Trzymałem ją mocno za nadgarstek, nie mogła mi uciec. Otworzyłem jej drzwi, po czym wsadziłem do środka. Była zbyt przerażona aby się ruszyć. Wsiadając do środka, zdjąłem kaptur ukazując jej swoją twarz. Wyjechałem z parkingu, a potem zmierzyłem do mojego mieszkania. Cheryl rozglądała się przerażona.
                - G-gdzie jedziemy? – Zapytała w tym samym momencie, kiedy zadzwonił mój telefon. Zakląłem pod nosem, rzuciłem telefon na tyle siedzenie, po czym nawet nie patrząc na dziewczynę sięgnąłem do schowka i wyjąłem pistolet.
                - Zapnij pasy. Mamy towarzystwo – Zerknąłem w lusterko. Czarne BMW jechało zaraz za mną. Spojrzałem na Cheryl – Jeśli nie chcesz zdechnąć w tym momencie, masz robić co ci mówię! Zapnij te jebane pasy, skul się i nie reaguj na wystrzały. A gwarantuje, że nic ci nie będzie.
                Nie dbając o to, czy dziewczyna wykona polecenia, wcisnąłem pedał gazu. Niemal natychmiast samochód przyśpieszył, a ja cieszyłem się, że dziś organizowany był jakiś festiwal więc, większość ludzi było na nim. Przynajmniej nie musiałem mijać miliona samochodów. Złapałem zakręt, w tym samym momencie włączyłem autopilota i zacząłem strzelać do samochodu przez okno. Słyszałem pisk dziewczyny. Warknąłem. Schowałem pistolet i ponownie przyśpieszyłem dzwoniąc do moich ludzi.
                - Gdzie wy kurwa jesteście?! Zatarasujcie im drogę, nic mnie nie interesuje który z was zginie, macie nas od nich odciąć!
                Już po dziesięciu minutach zobaczyłem długi sznur samochodów, jadący z przeciwka. Po chwili piski opon oraz odgłos metalu. Odjechałem jak najdalej. Po dwunastu minutach byłem już w podziemnym garażu. Zdjąłem kurtkę, a potem bluzę. Podałem bluzę dziewczynie.
                - Zakładaj i kaptur na głowę, raz. – Wykonała szybko mój rozkaz. Ja sam założyłem kurtkę i wysiadłem z samochodu, dziewczyna jeszcze mocowała się z pasami. Warknąłem, sam odpinając jej te jebane pasy. Cheryl oddychała szybko, a kiedy podałem jej rękę, niepewnie ją złapała. Zamknąłem drzwi, a po pięciu minutach, staliśmy już w windzie i jechaliśmy do mojego apartamentu.
                - Przepraszam cię, chcę tylko pogadać, nie przewidziałem że będę mieć ogon. – Spojrzałem na nią. Trzęsła się z strachu, wpatrując się we mnie dużymi oczami. Odwróciłem się w jej stronę – Cheryl, nie bój się. Obiecuję, że nic ci nie zrobię. Chcę tylko pogadać, muszę pilnować własnych interesów, mam nadzieję, że to rozumiesz.
                Nic nie odpowiedziała, jednak winda już zatrzymała się na moim piętrze.
                - Zapraszam w moje skromne progi panno Cheryl.
Cheryl?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz