21 sty 2019

od Oliego cd Thomasa

Obudził mnie telefon, leniwie sięgnąłem po komórkę i zmarłem, widząc osobę dzwoniącą. Matka. Przełknąłem ślinę i wstałem, zakładając na siebie jakieś dresowe spodnie. Wyszedłem na balkon i odebrałem połączenie.
- Słucham? - nie mogłem mieć do niej aż takiego żalu, ale niestety, nie mogłem jej nazwać czymkolwiek poza dawczynią jajeczka i ciała na czas mojego formowania.
- Dziadek umiera, pyta o ciebie - Miała zjechany od alkoholu głos.
- Jutro przylecę - Co innego miałem powiedzieć? Dziadek to jedyna osoba, która mnie kocha w tym domu, nie chciał mnie wywalać, kiedy dowiedział się o mojej orientacji, nie chciał się mnie pozbywać, bo traktował mnie jak syna. Nie wiem jakim cudem wychował kogoś takiego jak mój ojciec. Westchnąłem i wszedłem do pokoju, lot do domu trwał około 13 godzin w takich warunkach pogodowych. Zadzwoniłem do salonu i wyjaśniłem sytuację, dostałem tydzień wolnego i obietnicę pomocy, gdybym jej potrzebował. Nie potrzebowałem jej, jedyne czego potrzebowałem w tej chwili to spokoju. Zabrałem się za pakowanie ubrań na te parę dni. Thomas obudził się i spojrzał na mnie nieprzytomnie.
- Co robisz?
- Muszę na parę dni zniknąć- Mruknąłem i upchnąłem ostatnią parę spodni do starej walizki.
- Słucham?
- Nie mów, słucham, bo cię wyrucham -Warknąłem i szybko pożałowałem swoich słów.
- Ty mnie? Chyba cię pojebało, co któraś z twoich męskich dziwek wzywa?- Usiadł na łóżku. Warknąłem i szybko znalazłem się obok jego twarzy.
- Jedyną męską dziwką, jaka istnieje, jestem ja. Kurwa ja i nikt inny
- Nie wątpię -Mruknął zirytowany.
- Zostaniesz tu i zajmiesz się świnkami?
- Pytasz, czy rozkazujesz?
- proszę- Zamarł i popatrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Od kiedy ty prosisz?
- Od... Nie wiem kurwa, po prostu, proszę? Dam ci za to wszystko, zapłacę ci, oddam ci nerkę - Starałem się go przekabacić.
- Powiesz mi, gdzie jedziesz?
- Do domu - Nie chciałem mówić więcej, bo bałem się, że mogłem się popłakać.
- Słucham?
- Do domu kurwa, głuchy jesteś? Muszę tam kurwa pojechać, bo … Bo kurwa muszę – Złapałem buty i płaszcz.
- Okay, miłego lotu - Mruknął. Cofnąłem się i spojrzałem na niego zirytowany. Nie wolno odchodzić bez buziaka chyba? Pochyliłem się, ale jedyne co dostałem do środkowy palec na ustach. Mruknąłem i wyszedłem, trzaskając drzwiami. Jebać to wszystko. Lot był czymś, czego nienawidziłem, od zawsze bałem się latać, a teraz lęk nasilał się. Moje nogi bolały, uda szczypały, a malinki na szyi paliły. Miałem wrażenie, że zaraz spadniemy. Dopiero po porcji pokładowego wina udało mi się zrelaksować. Wylądowałem pomimo moich czarnych myśli. Z lotniska przyjechałem taksówka pod dobrze znany mi budynek. Przystanąłem pod drzwiami i popatrzyłem na auto na podjeździe, samochód matki, ciekawe jak bardzo pijana była. Otworzyłem sobie i ruszyłem do pokoju dziadka. Spał. Powoli usiadłem obok materaca i chwyciłem go za rękę.
- Oli? -Głos staruszka zakuł mnie w emocje.
- Dziadku -Zaraz się popłaczę.
- Urosłeś, zmężniałeś, dobrze wyglądasz -Mruknął i delikatnie pogłaskał mnie po twarzy. Uśmiechnąłem się .
- Dziękuję, jak się czujesz?
- Okropnie, to chyba oczywiste, umieranie nie jest przyjemne -Westchnął.
- Nie umierasz.
- Zmiękłem synu, każdy mi mówi, że umieram. Czekają tylko, aż zamknę oczy i liczą na to, że przestanę oddychać - Mruknął staruszek.
- Przestań.
- Wiesz, jaki jest twój ojciec, ale nie bój żaby, połowa majątku jest twoja, nie zostawię cię z niczym jak on.
- Dziadku, nie musisz, daję sobie radę - Westchnąłem.
- Chcę słońce, chcę - Poklepał mnie po twarzy i wrócił do snu. Westchnąłem i odsunąłem się odrobinę. Za mną stała matka, nienaganne blond włosy uczesane były w wysoki kok.
- Oli- Kiwnęła głową
- Mhm
- Miło widzieć, że żyjesz
- Nie jestem pewien czy to masz na myśli - Sarknąłem i zamarłem, słysząc dźwięk samochodu na podjeździe.
- Twój ojciec przyjechał - Mruknęła i usunęła się w kąt pokoju, jak dobra żona, jaką była co? Pokręciłem głowa i starałem się opanować lęk i gniew, jaki się we mnie w tej chwili rodził. Do pokoju wkroczył on, nic się nie zmienił. U jego boku wisiała wysoka rudowłosa dziewczyna, która była w moim wieku.
- Oli - Mruknął i wystawił przed siebie dłoń.
- Nie dla ciebie tu jestem.- Odwarknąłem.
- Nie wychowany jak zawsze, dalej masz kochanków? Nie wyleczyłeś się? - Zapytał i uśmiechnął się złośliwie, pokazując na moją szyję. Przymknąłem oczy.
-To nie twój zasrany biznes, cześć Amelia jak po szkole? Widzę, że ci się powodzi? - Zapytałem rudej dziewczyny, chodziłem z nią do jednej klasy.
- Oli -Spuściła wzrok na nogi i była wyraźnie zawstydzona.
- Przestańcie - Dziadek zakasłał cicho. Momentalnie znalazłem się u jego boku i czekałem na jego dalsze słowa.
- Moje dni są policzone, Oli tobie zapisuję połowę mojego majątku, ty synu możesz zabrać resztę, tylko zostaw mojego wnuka w spokoju -Szeptał staruszek.
- Ojcze – Zaczął tata, ale dziadek miał inne plany.
- Nie, jestem mu to winien - Mruknął i puścił moją rękę. Zamarłem, widząc, jak jego ciało walczy o ostatni oddech i... Zamiera. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na lekarza, który był z nami w pokoju.
- Czas zgonu, 11:34 – Zanotował to sobie i opuścił pomieszczenie. Wyszli wszyscy. Musiałem i wyjść ja, pogrzeb podobno miał być jutro, więc nie musiałem, spędzać z nimi więcej czasu niż było konieczne. Poszedłem do pokoju gościnnego i padłem na łóżku. Dopiero teraz sięgnąłem po telefon. Tapeta przedstawiająca tył Thomasa odrobinę mnie rozbawiła. Chyba wiszę mu wyjaśnienie? Powoli wybrałem jego numer i rozpocząłem połączenie.
- Co? -Był zaspany.... No tak strefy czasowe to coś okropnego.
- Przepraszam
- Oli? Wszystko dobrze?
- Umarł, zostawił mnie i cholera... Jedyny członek rodziny, który był dla mnie człowiekiem -Wyszeptałem w słuchawkę, czując, jak po moich policzkach płyną łzy.
- Kto?
- Dziadek - Gula w gardle boleśnie podniosła się i moim ciałem szarpnął szloch. Rozłączyłem się i wyłączyłem telefon, nie jestem pizdą, nie płaczę, nie w tym domu. Zebrałem się i wyszedłem na korytarz. Tyle wspomnień wiązało się z tym miejscem, złych i odrobinę lepszych. Tutaj wybiłem mojego pierwszego mlecznego zęba, tutaj wylałem mleko pod dywan, pod gabinetem ojca, żeby mu śmierdziało. Ubrałem się i wyszedłem na podwórko. Mała stajnia dalej dzielnie stała i gościła w sobie trzy konie. Poklepałem siwa klacz po chrapach, to ona uczyła mnie kontaktów ze zwierzętami i pierwszej jazdy. Jakoś nie umiałem się przywiązać do tego sportu, ale koń pozostał czymś, co budziło moje zaufanie.

Po pogrzebie Oli wraca do domu samolotem bogatszy o parę miliardów. Lot samolotem umila mu muzyka w słuchawkach i chęć dalszej pracy, uparcie szkicuje coś w notesie. Dopiero po przylocie włącza komórkę i dzwoni do Thomasa.
<t>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz