26 sty 2019

Od Sanae cd. Rafaela

- I bez tego by się uczepił - powiedziałam smutno idąc z nim na oddział do Artura, po odstawieniu naszych tacek. - Nie przyjmują do wiadomości tego, że jest chory. Jak się dowiedzą, będzie jatka...
- Aż tak? - spytał trochę z niedowierzaniem. - Dlaczego uczepiłby się? Co z matką?
- Zgadza się... A matkę stracił, wprawdzie mam podejrzenia, ale to nic pewnego. A ojcu najlepiej byłoby o niczym nie mówić, mało nam nie zrobił rozróby na oddziale, ale prawo wymaga.
Wchodziliśmy do windy. Chociaż był ruch jak u nas na chwilę przed obchodem, jakoś udało się nam dostać na górę. Pod sam oddział chirurgii dziecięcej. Na opis ojca chłopca Rafael wydawał się reagować zaskoczeniem, choć lżejszym, niż myślałam. Może też przyjmował dzieci takich rodziców u siebie? Jak raz musiałam rodzica pacjenta obezwładnić, to do dzisiaj nie zapomnę. Pomagały mi pielęgniarki, ale matce w furii ciężko się postawić. Gdyby nie to, że nie można, podalibyśmy jej coś na uspokojenie. Ale nie, trzeba było ją obezwładnić i wezwać ochroniarza. Tylko pacjentów mi szkoda, że musieli na to patrzeć. Dlatego od wtedy rozmowy z rodzinami pacjentów staram się prowadzić w poradni konsultacyjnej czy w gabinecie umiejscowionym jak najbliżej drzwi wejściowych na oddział. A z Christopherem Selverem rozmawiać się nie da. Można mówić mu co to schizofrenia, czym się objawia. Tłumaczyć, że Artur potrzebuje leków. Ale nie, bo "on wie najlepiej co mu potrzebne, a Artur jest debilem". Sam chłopak jest bardzo kontaktowy jak na schizofrenika, ale jego ojciec - może dorosłe dziecko z rodziny dysfunkcyjnej? Nie sprawdzę tego, bo na propozycję wizyty u psychologa (niekoniecznie w jego sprawie) reaguje agresywnie. Twierdzi, że to dla niego słabość, on jest mocny, a to, że proponuję mu takie rzeczy, to jedna z gorszych obelg. Naprawdę chcę go choć raz obrazić. Bardzo chcę, ale muszę się hamować, udając, że nie mam emocji negatywnych. A później zostaję oskarżona o wyżywanie się na personelu. Ale kto to widział, żeby kogoś, kto płacze (tak, ona tylko płakała), pakować do izolatki?! Tamtej się należało! Jakby sama posiedziała...
- Wszystko dobrze? - spytał chirurg wyrywając mnie z przemyśleń.
- Tak, tak... - westchnęłam, próbując zapomnieć o tamtym. Chciałam nie myśleć, ale to niemożliwe. - Wybacz, troszkę mnie poniosło... Chodźmy, póki nie ma ruchu.
Zostałam poprowadzona do odpowiedniej sali. Artur leżał sam, jeszcze nieprzytomny. Dowiedziałam się o tym, że jeszcze jest trzymany w śpiączce - w tak ciężkim stanie był i musi się zregenerować. Może mu to dobrze zrobi? Jak u nas na oddziale ciągle coś się działo, poza tym jego choroba nie dawała mu spać... Może to mu coś da?
Wyszliśmy by nie wzbudzać zbędnej sensacji. Dalej myślałam co zrobić, by nie robić z całego oddziału "pokoju bez klamek", a jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo wszystkim. Ciężkie to, skoro tu trafiają ze wszystkimi spisanymi w klasyfikacji chorób jednostkami i spektrami. Czasami nawet zdrowych nam przysyłają, bo "źle się zachowuje". 
- Może tu odpocznie chwilę... - westchnęłam.
- A co się dzieje u was? Jak to się stało, że tu trafił? - zapytał chirurg.
- Wystarczyły pinezki z tablicy korkowej. Połknął je, nie wiem czemu. Zastałam go po ich połknięciu... Uważajcie na niego, nie wiadomo czy tego nie powtórzy... - westchnęłam. Naprawdę dobrze rokował.

Rafael?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz