21 sty 2019

Od Anastazji CD. Rafaela

Całe święta minęły mi właściwie w zamyśleniu. Ciągle błąkałam w obłokach i się wyłączałam podczas gdy ktoś coś do mnie mówił, co było do mnie nie podobne. Tata zaczął się nawet martwić czy aby czasem nie jestem chora, ale zapewniłam go że nic mi nie jest, lecz mam natomiast z siostrą na pewno coś podejrzewały, co mogłam dostrzec po ich minach w trakcie przygotowania potraw wigilijnych, jak i samej wigilii. Moja mam co chwilę mnie wypytywała czy aby przypadkiem kogoś nie mam, lecz zbywałam ją zmieniając temat szybko albo po prostu zajmując się czymś innym. Co bym miała niby jej powiedzieć? Podoba mi się jeden ale nie wiem czy on czuje to samo do mnie? To nie miało najmniejszego sensu… Chciałabym by Rafael czuł to samo co ja, ale prawda była taka że on raczej nikogo nie szukał, zwłaszcza kogoś takiego jak ja! No sami pomyślcie… Kto by chciał takiego rudzielca, gdzie czasem wydaje się że mam czerwone włosy a nie rude… Pewnie by się wstydził plotek albo czegoś tam jeszcze. Coraz częściej też się zastanawiałam nad tym by przefarbować swoje okropne włosy na jakiś ładny brąz albo coś takiego, bo nie chciałam się ciągle tak wyróżniać z tłumu. Niektórzy co prawda uważali że rudy kolor włosów do mnie pasuje i do mojego zawodu kardiochirurga, bo można się domyślić kim jestem, ale czy ja wiem? Szczerze wątpiłam że jak jakiś zwykły przechodzień sobie lezie i po kolorze włosów potrafi odgadnąć jego zawód! Po za tym jak to brzmi idiotycznie!
Wracając jednak do tematu, to właśnie jechałam pociągiem powrotnym do Avenley River i byłam już w ponad połowie drogi. Podróż dłużyła mi się strasznie, ale przynajmniej miałam kuszetkę, tak więc miałam leżące miejsce pośrodku. Jechała ze mną dwójka innych ludzi, więc to zawsze było bezpieczniej niż tak samemu zostać, zwłaszcza jeśli chodzi o noc. Co prawda przedziały były zamykane od środka, ale niestety konduktor sprawdzał wszystkich, więc co chwilę by się tylko dobijał gdybyśmy mieli zamknięte drzwi od środka… Na początku drogi nieco się przespałam, ale teraz nie mogłam się już doczekać kiedy wysiądę wreszcie z tego pociągu i że sobie wrócę do domu, gdzie miałam ochotę pochłonąć całe opakowanie żelek w formie dżdżownic, które były moim zdaniem najlepsze, a zwłaszcza truskawkowe i malinowe! Pychotka, mówię wam! Ostatnimi czasy nieco przytyłam, więc wiedziałam że muszę znowu zacząć chodzić na siłownię, bo będąc lekarzem musiałam dość szybko często biegać po schodach w górę i w dół, gdyż windy były o wiele za wolne, a jeśli pacjent wymagał natychmiastowej operacji, to trzeba było być w jak najlepszej formie. Nie mówiąc o tym że po wigilii na pewno przybyło mi parę kilo, ale cóż… Wigilia jest w końcu raz do roku.
Patrząc na to co się dzieje za oknem, oraz widząc jak jedziemy przez jakiś las, a następnie pola, pomyślałam znowu o Rafaelu. Byłam ciekawa co sobie pomyślał o moim prezencie dla niego i miałam nadzieję w duchu że mu się spodobał. Co do jego prezentu, który był całkowicie niespodziewanym znaleziskiem w mojej walizce, był bardzo trafiony! Dostałam od niego śliczny pomarańczowy sweterek golfowy oraz ładne ciemnogranatowe rękawiczki. Było mi niezmiernie miło, nie mówiąc już o tym jak to dla mnie był trafiony prezent, zwłaszcza ten cudny golfowy sweterek, który bardzo mi się spodobał gdy jeszcze chodziliśmy po galerii razem, by wybrać ozdoby świąteczne, kiedy jeszcze u mnie pomieszkiwał i się kurował. Nawet miałam go dzisiaj na sobie, a rękawiczki były schowane w niewielkiej torebeczce.
Och Rafaelu, gdybyś wiedział jak za Tobą tęsknię… pomyślałam rozmarzona nieco, kiedy nagle pociąg gwałtownie zahamował, przez co gdyby nie pasy łączące oba łóżka, do wywaliłabym się na podłogę. Tak samo było zresztą dwójki ludzi, którzy zaskoczeni nagłym hamowaniem wytrzeszczyli oczy i próbowali się czegoś złapać. Pani która była nade mną także nie upadła dzięki pasom łączącym, natomiast druga kobieta z kolei została na chwilę rzucona o ścianę plecami. Całe hamowanie było bardzo długie i tak nie spodziewane, że nie wiedzieliśmy co się tak właściwie stało! Pociągi nigdy nie hamowały tak gwałtownie bez wyraźnej przyczyny!
Wszyscy zaskoczeni takim obrotem spraw, zaczęliśmy spoglądać na siebie nerwowo, chcąc wiedzieć co się tak właściwie stało, lecz prawda była taka że żadna z nas nie wiedziała co się tak właściwie stało. Mogłyśmy jedynie czekać na komunikat, który w ogóle nie nadchodził, co tylko zwiększało nasz niepokój… Czując jak moje serce przyśpiesza coraz bardziej, a jednocześnie zamiera wyostrzając coraz bardziej zmysł słuchu, by w razie czego usłyszeć głos maszynisty, poczułam jak zaczyna brakować mi życiodajnego tlenu.
Wiedziałam że adrenalina poszła mi w górę, oraz że muszę brać większe wdechy by zapewnić tlen swojemu organizmowi. Kiedy już myślałyśmy że ta przejmująca cisza się nie skończy, nagłe usłyszałyśmy charakterystyczne strzelania w głośniku, co oznaczało że maszynista raczył nas w końcu poinformować co się dzieje, a przynajmniej tak na początku sądziłyśmy i sądzili pewnie i inni pasażerowie pociągu w innych wagonach sypialnianych.
- Panie i panowie, zaszedł nieplanowy postój pociągu, dla państwa bezpieczeństwa radzimy aby nie wysiadali państwo ze swoich przedziałów, ani nie otwierali okien, oraz drzwi wyjściowych do wagonów, dziękuję – poinformował nas, a my ponownie spojrzałyśmy po sobie wzrokiem pełnym niepokoju, ale żadna z nas nie miała odwagi na chwilę obecną się odezwać. Dopiero po kilku minutach, które zdawały się być wiekami jedna z kobiet odważyła się odezwać.
- Może coś jest na torach i to teraz usuwają… - odezwała się kobieta nade mną.
- Możliwe – odezwała się druga po chwili.
Ja natomiast postanowiłam się w ogóle nie odzywać i schowałam się bardziej w swoim miejscu, bliżej ściany i nasłuchiwałam co się dziej, choć tak naprawdę prawie nic nie słyszałam prócz dwóch kobiet, które spekulowały ze sobą co mogło się stać. Wziąwszy swoją małą czarna torebeczkę w dłonie, odsunęłam zamek z bocznej kieszonki i tym samym wyjęłam z niej swój telefon w czerwonej obudowie, a następnie przycisnęłam środkowy przycisk na dole ekranu, gdzie pojawiła mi się obecna godzina. Eh cudnie… Jutro znowu do pracy, a jeszcze te opóźnienia! Ciekawe czy w ogóle dotrzemy tym pociągiem do domu pomyślałam wygaszając ponownie swój ekran w telefonie dotykowym, a następnie schowałam go znowu do torebki, zasuwając niewielkiej wielkości zamek. Dopiero po około dwudziestu minutach, maszynista ponownie raczył nas powiadomić co się dzieje.
- Panie i panowie, nastąpiła awaria układu hamulcowego, dlatego też zostaną pastwo przewiezieni niedługo innym pociągiem, który zostanie podstawiony za około osiem minut. Przepraszamy za utrudnienia i jednocześnie prosimy aby jeszcze państwo nie wysiadali z wagonów, do czasu podstawienia zastępczego pociągu, dziękuję – poinformował nas wszystkim na co głośno westchnęłam.
- Po prostu świetnie – mruknęłam sama do siebie niezadowolona strasznie, po czym zaczęłam ubierać swoje buty wraz z kurtką, by być gotową.
- Wiele lat jeżdżę pociągami, ale to mi się nigdy nie zdarzyło – odezwała się ni to do nas ni to do siebie starsza kobieta, która tak samo jak ja i druga kobieta, zaczęła się ciepło ubierać.
- Przynajmniej podstawiają inny pociąg, a nie te autobusy… Autobusami jest najgorzej, a w pociągu zawsze można nieco pochodzić i rozprostować kości, czy też wyjść do toalety – dodała druga z kobiet, lecz młodsza nieco od starszej kobiety.
- Jak oni sprawdzają ten sprzęt że się zepsuł? Za moich czasów tak nie było i było by to nie dopuszczalne by coś się zepsuło w trakcie drogi – zaczęła kobieta.
Ocho… Zaczyna się znowu te słowa „za moich czasów”. To chyba najbardziej wkurzające słowa jakie tylko mogą istnieć na świecie, zaraz po słowach „Nie masz co robić to się poucz”, albo „gdybyś siedział tyle w książkach co na komputerze, to byłbyś geniuszem”. Tia… Pamiętam jak nie raz chciałam coś odburknąć jako dziecko na takie słowa! A jedno zdanie, które kiedyś wypowiedziałam jeden raz to „a wy skoro się nudzicie, to idźcie do pracy jeszcze”. Pamiętam że dostałam szlaban na trzy tygodnie za pyskówkę do rodziców… Ale chyba każdy pyskuje w buntowniczym wieku do swoich rodziców… Przynajmniej tak jest za czasów, w których przyszło mi żyć pomyślałam zapinając stalowy zamek kurtki, oraz zakładając ciepłe rękawiczki na ręce, gdyż na dworze był silny mróz.
A swoją drogą to gadanie tej kobiety mnie nieco żenowało, gdyż na pewno w jej czasach też coś się psuło, tyle że tego najwyraźniej nie pamiętała, ale cóż jak zwykle musiała się mądrzyć. Gdyby człowiek wiedział że się coś popsuje w trakcie drogi, to by przecież nie wysyłał pociągu, gdyż raz że to niebezpieczeństwo, a dwa to to, że to koszty są ogromne takich awarii! Kiedy uporałam się już ze zdjęciem swojej walizki z łóżka, zaczęłam się kierować w stronę wyjścia z wagonu, gdzie już czekała spora grupa osób. Czułam się dosłownie jak jakiś ściśnięty w słoiku śledź, tyle że tym śledziem byłam ja i starałam się jakoś oddychać w tłumie tylu ludzi, którzy pchali się do wyjścia jak jakieś zwierzęta bezrozumne, taranując przy okazji inne osoby.
Jak bydło pomyślałam szybko, jakoś w końcu wydostając się na zewnątrz ale nie miałam spokoju zbyt długo, ponieważ ponownie zaczęła się „walka” o wejście tym razem do innego pociągu. Konduktor próbował nad tym zapanować i kazał ludiom stać, ale niektórzy się go nie słuchali i na chama wchodzi do wagonów innymi wejściami. Co za ludzie... Jakby nie mogli chwilę poczekać pomyślałam znowu, szczerze współczując konduktorowi, który musiał sobie z tym wszystkim poradzić sam.
Na szczęście nie trwało to wszystko długo i w końcu dostałam się do swojego nowego lokum, gdzie zajęłam swoje miejsce z ulgą. Miałam okazję znowu się zagrzać, gdyż wagony były nagrzane solidnie, dzięki czemu po chwili przestałam drżeć jak osika.
- Matko boska jak zimno na tym dworze – wyjęczała kobieta w średnim wieku.
- Pani to jeszcze nie mróz… Prawdziwy mróz to jest, jak jest z minus trzydzieści, to dopiero jest zimno, to to jest jeszcze nic – odparła starsza kobieta – Za moich czasów to były i mrozy po czterdzieści stopni, a teraz to jest minus pięć i ludzie uważają to za kataklizm, wszystko się wywraca do góry nogami powiem pani… - dodała machając na to wszystko ręką i rozbierając się ze swojego brązowego płaszcza.
Meh… i znowu się zaczyna… Niech ona tylko nie gada tak całą dalszą drogę, bo zwariuję pomyślałam zrozpaczona, wygodniej się kładąc i dając sobie kurtkę pod głowę, która robiła mi teraz za poduszkę.
- Jeszcze tylko cztery godziny – szepnęłam do siebie cicho, widząc przez okno i czując przy okazji jak pociąg rusza z miejsca – Tylko cztery godziny… - dopowiedziałam sobie w myślach, a następnie przespałam jakimś cudem resztę podróży.
*********************************************************************************
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu obudził mnie konduktor, który szturchał mnie lekko w ramię, po to by mnie obudzić. Jak się okazało prawie mnie przewieźli już na boczne tory, bo tak mi się zasnęło ze zmęczenia, że nic nie słyszałam! A tamte babska nawet nie obudziły… Widziałam po twarzach że to wredne pomyślałam szybko wstając i przepraszając, przy czym najadłam się niesamowitego wstydu że tak zasnęłam. Konduktor szybko kazał zatrzymać pociąg przez radio, a ja jakoś wysiadłam z pociągu i szłam w stronę stacji PKP.
Na szczęście nie miałam daleko, gdyż pociąg nie odjechał tak daleko, ale jednak coś takiego się mi zdarzyło i czułam się po prostu idiotycznie w tym momencie… Mimo że tamci mówili że się nic nie stało, ale jakoś człowiekowi i tak jest głupio w takiego typu sytuacjach, ale cóż czasu nie miałam jak cofnąć, a i sama nie wiedziałam kiedy mi się tak oczy same zamknęły, że zasnęłam jak kamień w tym pociągu.
Kiedy już się dostałam na stację PKP, poszłam w kierunku przystanku i niestety mój autobus miał jechać dopiero za godzinę, a licząc to iż były ogromne korki, postanowiłam pojechać taksówką. W domu byłam dopiero po dwudziestej drugiej i byłam tak strasznie zmęczona, że zdołałam jakoś tylko wziąć szybki prysznic i nie jedząc kolacji padłam na łóżko jak kawka i ponownie zasnęłam.
*********************************************************************************** Następnego dnia obudził mnie mój budzik, który oznajmił mi że czas wstawać by nie spóźnić się do pracy. Po tak długiej przerwie jaką miałam od pracy, sprawiło że nie mogłam wpaść znowu w ten szybki rytm jaki miałam przed świętami u swoich rodziców, przez co dłużej się zbierałam niż zwykle i niestety spóźniałam się do pracy… W dodatku miałam masę papierkowej roboty, na którą wręcz ręce mi opadały! Spokojnie jutro powinnaś mieć wolne, bo tak masz w grafiku… Anastazja spokojnie… Przetrwasz ten dzień, musisz! starałam się jakoś uspokoić i tak pisałam w swoim gabinecie wszystkie te papiery, których wręcz nienawidziłam i ciężko mi było się połapać co jest co, bo tak wszystko „poukładali”, że był jeden wielki chaos tak naprawdę!
- Ja ich kiedyś ukatrupię, jak Boga kocham – mruknęłam sama do siebie niezadowolona strasznie takim obrotem spraw, kiedy to nagle usłyszałam pukanie do drzwi, a po chwili ujrzałam w nich Rafaela! Moje serce od razu się uradowało, a umysł uspokoił, przez co miałam ochotę skakać z radości, ale nie wypadało więc oczywiście się opanowałam. W każdym razie poczułam jak nabrałam momentalnie sił, a uśmiech na mojej twarzy sam wykwitł.
- Nie wiem czy mój prezent ci się spodobał, ale mam dla ciebie jeszcze jeden. Chciałabyś zostać moją partnerką na balu charytatywnym w sylwestra? Proszę... - powiedział nagle, co mnie bardzo zaskoczyło! Ja na balu charytatywnym? Cóż nic nie miałam przeciwko takiemu czemuś, bo pomaganie oczywiście jest bardzo ważne, ale martwiłam się bardziej w to, w co się ubiorę, bo nie znałam się na takich balach na boga! Ogarnij się Anastazja! On czeka na odpowiedź! zganiłam się w myślach, co doprowadziło mnie do porządku.
- Twój prezent bardzo mi się podobał i noszę wszystko - uśmiechnęłam się lekko - A co do balu, to chętnie będę Twoją partnerką na nim - dodałam jeszcze, a serce waliło mi niesamowicie w tym momencie, co czułam w swojej klatce piersiowej i miałam wrażenie że zaraz mi ono wyskoczy i staranuje nie daj co biednego Rafaela. Miałam nadzieję tylko, że on nie widział tego jak bardzo się przejęłam tą sytuacją... Miałam ochotę krzyczeć z radości, że pomyślał o mnie by z nim pójść, bo nie musiał przecież! Co prawda to nie była randka, ale przynajmniej miałam możliwość spędzenia z nim więcej czasu, co bardzo mnie cieszyło.
- Świetnie! Cieszę się - odwzajemnił uśmiech, po czym niestety dostał wezwanie na pagera, więc musiał już biec, a kiedy już to zrobił, to zamknęłam za nim drzwi, po czym podleciałam szybko do swojego biurka i zadzwoniłam do swojej najlepszej przyjaciółki, która odebrała po trzecim sygnale.
- Diana? Wiesz może jak się ludzie ubierają na bale charytatywne? - zadałam szybko pytanie, co bardzo ją zdziwiło i zaczęłyśmy rozmawiać.

Rafael? ;3
Jak tam będzie? xdd

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz