25 sty 2019

od Rose cd Damien`a

Chłopak wyszedł, a ja miałam ochotę się załamać. Babcia chyba wzięła sobie za cel, upokorzyć mnie przed każdym, kto postanowi być dla mnie miły, dobrze jej szło! Poszłam do pokoju i usiadłam za biurkiem, starając się skupić na pracy domowej. Biologia była łatwa, jakieś wiązania i warstwy, chemia też nie bolała. Spokojnie rozwiązywałam kolejne równania i tupałam nogą o drewnianą podłogę, starając się nadać sobie jakiś rytm, w tym, co robię. Pukanie do drzwi zakłóciło mój spokój?
-Rose skarbie? -Babcia weszła do pokoju z lekkim uśmiechem. Zmarszczyłam brwi i machnęłam w jej kierunku, nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Szuranie kapci o podłogę dało mi jednak wyraźnie do zrozumienia, że ona zostaje i nie planuje mnie zostawić, póki jej nie wybaczę, albo coś?
-Rose, wiesz, że nie było to nic upokarzającego prawda? -Spokojnie położyła mi dłoń na ramieniu.
-Wiem, ale to zrobiło, i jestem zła, zostaw mnie – Mignęłam odwrócona w jej kierunku, ale kiedy tylko skończyłam "mówić" to wróciłam do robienia zadań.
-Słońce... Przyniosę ci herbatki co?- Założyła mi delikatnie kosmyk włosów za ucho. Ten gest był czymś, co kojarzyło mi się tylko z moją babcią, tylko ona potrafiła w tak troskliwy sposób wykonać taki banalny gest. Odetchnęłam i odwróciłam twarz w jej kierunku.
-Tak, poproszę, ale muszę to odrobić na jutro – Wskazałam na zadania i uśmiechnęłam się lekko w jej kierunku. Pokiwała głowa i poszła do kuchni. Kiedy przymknęła za sobą drzwi, oparłam twarz w dłoniach i głośno nabrałam powietrze. Jezu... Tamte zdjęcia były takie stare, równie dobrze mogły być dla mnie lata świetlne temu. Wtedy mówiłam, i to całkiem jak normalny człowiek. Zapiekły mnie oczy, niby tylko 3 lata a tyle się zmieniło. Przycisnęłam wzgórki księżycowe do oczu i wypuściłam powoli powietrze. Dość, nie załamujemy się, było, nie jest, nie pisze się w rejestr. Odjęłam ręce od twarzy i wróciłam do zadań, niema czy ma (wut; nieniema?) muszę maturę zdać. Babcia wróciła do pokoju z kubeczkiem białej herbaty malinowej i spodkiem.
-Nie chce jeść, dziękuje -Pomachałam rękoma i delikatnie zabrałam jej kubeczek.
-To marchewki, lubisz pochrupać, a one są zdrowe – Postawiła talerz, z warzywem na biurko i wróciła do swoich zadań. Pokręciłam głową i kontynuowałam naukę. Skończyłam dość szybko, więc mogłam usiąść nad innymi przedmiotami. Matematyka nie była łatwa, ale dział o równaniach, a delta w szczególności był bardzo przyjemny. Proste zadania, szybkie obliczenia, mogłam to robić w spokoju na odstresowanie. Kolejny był polski, klasa miała nauczyć się wiersza na pamięć i wyrecytować go. Ja jako zadanie dostałam nauczyć się go i wymigać go całej klasie, nikt poza moja interpretatorką nie zrozumiałby mnie, wiec postanowiłam wziąć się za wiersz później. Nim się obejrzałam, marchewki zniknęły, herbata była zimna, a moja głowa pulsowała ze zmęczenia. Odłożyłam zeszyty i ogarnęłam się do snu, czując, jak zimno przegryza mnie do kości. Owinęłam się kołdrą i westchnęłam, jutro będzie jeszcze ciekawiej.
Rano zjadłam dość szybko śniadanie i zabrałam porcje czekoladowych ciastek, które spakowała mi babcia do szkoły. Tym razem starałam się zwracać uwagę na okolice, w której zatrzymuje się autobus, zanim podjechał pod moją szkołę. Lekcje zaczynały się za parę minut, wiec spokojnie mogłam odnieść ubrania do szatni. Po drodze zauważyłam Damiena, który rozmawiał z kolegą na ławce. W sumie... Podeszłam do chłopaka i szybko mignęłam pytanie:
-Chcesz ciastka?
-Dajesz je za darmo? -Nie zorientował się, chyba że słyszę albo był niewyspany, bo mignął mi z powrotem.
-Tak, babcia kazała mi rozdać, chyba ci – Zamyśliłam się nad słowem, smakować. Może pasować? Jak się do cholerki migało te słowa?
-Biorę -Odzyskał głos i wystawił przed siebie dłoń. Otworzyłam plecak i podałam mu plastikowe pudełko pełne czekoladowych ciastek.
-Poczekaj, wezmę sobie jedno na podwieczorek -Mignełam, ale chyba mnie olał. Prychnęłam głośno i stuknęłam go w ramię.
-Coś jeszcze chcesz?
-Jedno ciastko.
- Przecież mi je dałaś? - Uniósł brew, ale otworzył pudełko i czekał, aż wezmę, to co chcę. Złapałam pierwsze z góry i schowałam, do pudełka z kanapkami. Przynajmniej deser mam z głowy. Kiwnęłam głowa i poszłam do klasy. Zaczęła się matma...
Kiedy zadzwonił dzwonek, czułam, jak stres narasta, nadchodził czas recytacji, a ja nadal umiałam ledwo połowę.  Przełknęłam ślinę i weszłam do klasy, czując, jak na moim koncie ląduje piękna dwója. Mignęłam do mojej interpretatorki:
-Umiem połowę
-Coś się wymyśli, znam ten wiersz, migaj po prostu cokolwiek, a ja go dalej powiem – Posłała mi uśmiech. Jezu, złota kobieta. Stanęłam przed kasą i w spokoju i skupieniu migałam to, co potrafiłam, a interpretatora spokojnym głosem recytowała moje migi. Kiedy doszło do momentu, w którym zapomniałam zaczęłam składać, jakieś słowa w całość a ona dalej recytowała wiersz.
-Bardzo ładnie Rose, siadaj 5+ - Dygnęłam lekko i wróciłam do ławki. Jezu, to mam z głowy. Posłałam interpretatorce szeroki uśmiech i wymigałam szybkie, dziękuję. Machnęła dłonią i wróciła do swojej pracy. Kolejna przerwa wiązała się z obiadem. Stołówka była okropnie zatłoczona i przytłaczała mnie, odrobię swoimi dźwiękami. Usiadłam pod jedną z sal i spokojnie wyjęłam ciastko, ciesząc się na jego smak. Głos z klasy zwrócił moją uwagę.
-Albo ktoś ci pomoże, albo zawalisz semestr. Damien to moje ostatnie ostrzeżenie. -Pani od Biologi wydawał się zmęczona. Z klasy wymaszerował zły brunet i zamarł, widząc mnie z ciastkiem w buzi, i wielkim zaskoczeniem na twarzy.
<next>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz