15 paź 2018

Od Thomas’a cd. J.C.

- Co ci jest stary? - usłyszałem z pokoju głos Vincenta. Ja znajdowałem się w kuchni i zaparzałem wszystkim herbatę. Właśnie pracowaliśmy nad nowym utworem, a raczej próbowaliśmy. Byliśmy w punkcie zerowym, a atmosfera była zbyt gęsta, na przyjemne rozmówki i żarciki.
- Spierda*aj – drzwi się nagle otworzyły z łoskotem i zamknęły z głośnym hukiem. Spojrzałem na Petera, który kierował się w kierunku drzwi wyjściowym.
- Pet, gdzie ty idziesz? Nawet nie… - nim dokończyłem zdanie, on z tym samym hałasem wyszedł z domu Vincenta. Przez chwilę patrzyłem na drzwi z nadzieją, że wróci, ale one stały niewzruszone. W pokoju panowała cisza. Odstawiłem dzbanek na gaźnik, nie zalewając ani jednej saszetki. Wróciłam do chłopaków, którzy siedzieli w milczeniu przy swoich instrumentach, a Vini także z notesem i długopisem.
- Znowu? Co się stało? - zapytałem ich, ale oni tylko obrzucili mnie przelotnymi spojrzeniami. Zauważyłem, że Peter zostawił swoją elektryczną gitarę, co oznaczało, że był zbyt zdenerwowany, by ją zabrać.
To się zaczęło… tydzień temu. Chodził nad pobudzony, denerwował się najmniejszymi drobnostkami, a każde nasze spotkanie kończyło się w taki sposób: wychodził trzaskając drzwiami, ale zazwyczaj zabierał ze sobą rzeczy. Tym razem je zostawił, co oznaczało, że zdenerwował się jeszcze bardziej, niż normalnie, oraz to, że tu wróci. 
- Ja tylko powiedziałem, żeby przestał grać. Ciągle pobrzękiwał, irytowało mnie to – odezwał się Andrew, gdy usiadłem na miejscu Peter’a i oglądałem jego instrument.
- Było trzeba się zamknąć – skrytykował go Harry. Westchnąłem głośno i wstałem. Skierowałem się do drzwi. - A ty gdzie idziesz?
- Poszukać go i z nim porozmawiać – wytłumaczyłem, sięgając klamki.
- Ta, powodzenia – burknął keybordzista. Wyszedłem z domu i skierowałem się w przypadkową stronę.

Wylądowałem w całkiem innej dzielnicy wiedząc, że ruszyłem nie w tę stronę. Co on mógłby tu robić? Cała ulica była zapełniona śmierdzącymi spelunami i masą dzi*ek w kątach, niektóre aktualnie się sprzedające na kontenerach.
- Peter! - zawołałem go ostatni raz. Machnąłem ręką, po czym obrałem kierunek powrotny, gdy nagle usłyszałem głośny huk wybuchu. Przede mną pojawił się gruz i parę cegieł, które mogły mnie uderzyć, ale los zechciał mnie uratować. Spojrzałem w kierunku płonącego budynku. Ogień pożerał całą budowlę i wydawało mi się, że zrobi to zresztą, a nawet z całą dzielnicą, jeśli nikt tego nie ugasi. Druga rzecz, która przykuła moją uwagę, była dziewczyna leżąca na ulicy. - O kur*a – mruknąłem do siebie i podbiegłem do nieznajomej. Jak ulica była pełna, teraz stawała się pusta. Wszyscy uciekali jak najdalej od wybuchu bojąc się, że ten się powtórzy lub coś spadnie im na głowy. Zadzwoniłem na numer alarmowy, następnie sprawdziłem, czy dziewczyna straciła przytomność. Niestety nie tylko to się stało, ale także przestała oddychać. Starałem się do końca przyjazdu karetki reanimować ją, ale na moje szczęście zaczęła oddychać po paru minutach. Mimo to dalej leżała nieprzytomna.
Przyjechała karetka, która zabrała ze sobą nieznajomą, straż pożarna, która od razu zajęła się gaszeniem pożaru, który przeniósł się na dwa sąsiednie budynki oraz policja, która zaczęła ewakuować ludzi i pilnować, by nikt nie przeszkadzał strażakom, którzy musieli wynieść rannych z budynku. Przez chwilę tak stałem i obserwowałem, aż nagle jakiś mężczyzna nie wcisnął mnie do pojazdu policji i nie pojechał za karetką. 
I tyle było z szukania Petera.

J.C.?
Mam nadzieję, że formularz Thomasa w pewnym stopniu przypadnie ci do gustu c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz