23 paź 2018

Od Isabelle C.D Charles

    Po skończonych zajęciach, jak miałam w zwyczaju - w sumie, jak każdy - zamierzałam wrócić do domu. Już planowałam, co zrobię, gdy tam dotrę. Pewnie to, co zawszę - spacer z psem łamane na dobry serial bądź książkę i ciepłą herbatę. Niegdyś byłam wychwytywaną aktorką telewizyjną, codziennie bywałam na planie, na którym działy się naprawdę różne rzeczy. A teraz? Moje życie powoli zmienia się w rutynę. Można powiedzieć, że ledwo co mam kontakt z ludźmi, nie licząc czasu kiedy jestem w pracy. Fakt brakuje mi dawnego zajęcia, ale czy na tyle, bym musiała tam wracać? Żeby to wszystko przypominało mi o nim? Szybko wyrzuciłam tę myśl z głowy. Nie po to przez dobre pół roku walczyłam z myślami o nim, by teraz znowu do tego wrócić.
    Podeszłam pogrążona myślami do mojego samochodu. Moje ruchy były strasznie mechaniczne, a twarz spowiła obojętność, dopóki nie usłyszałam już znajomego mi męskiego głosu.
     - To jak z jutrem?! - krzyknął, na co ja momentalnie podniosłam wzrok, a na moją twarz wkradł się delikatny uśmiech. Szczerze? Nie spodziewałam się, że spotkam go po raz kolejny akurat na parkingu.
     - Nadal aktualne - odpowiedziałam głośno, by dał radę to usłyszeć z dość dużej odległości. Chwilę później zobaczyłam, jak jego twarz przecina subtelny, acz dosyć szeroki uśmiech, którego momentalnie odwzajemniłam. Jednak w pewnym momencie coś w głębi mnie, kazało mi czym prędzej wsiąść do samochodu i odjechać, nie odwracając się za siebie. Nie. Nie mogłam aż tak bardzo się odizolować od ludzi. Znowu. Nie po to przechodziłam przez te całe katusze, by teraz do tego wrócić i całkowicie pogrążyć się w ciemności, jaką rozpościerała za sobą moja przeszłość.
     - To do zobaczenia, już nie mogę się doczekać. - Prawie nie spuszczając ze mnie wzroku, wsiadł na motocykl, w czasie gdy ja się siłowałam z drzwiami samochodu, które krótko mówiąc, się zacięły.
     - Ja też - posłałam w jego stronę lekki uśmiech i mocniej szarpnęłam za drzwi, które jakimś cudem tym razem nie stawiały żadnego oporu, Ja zdziwiona i może nawet lekko tym przestraszona, odsunęłam się o dwa kroki w tył, robiąc wielkie oczy. Chwilę później usłyszałam cichy śmiech mężczyzny i warkot silnika, by po chwili podnieść wzrok i wbić go w jego plecy. Odjechał. Ale nie na zawsze, nie? No skoro usłyszałam od niego “do zobaczenia” to coś to musiało znaczyć, nie? Dobra, mój tok myślenia powoli zmierza w złą stronę. Nikt od ciebie nie ucieka, Isabelle.
    Zaraz później byłam w drodze do domu, gdzie pierwsze co zrobiłam to długą kąpiel. Nie miałam innego, większego pragnienia niż porządna, gorąca randka z wanną [zabawnie to brzmi]. Dokładnie po niej zamierzałam zrobić sobie jakąś kolację i usiąść przed telewizorem, lecz Brush wywrócił moje plany do góry nogami. Gdy wyszłam z łazienki, otulona jedynie białym, puchatym ręcznikiem, pies podbiegł do mnie ze smyczą w pyszczku, wesoło przy tym merdając ogonem. Za pierwszym razem pokręciłam przecząco głową i powiedziałam “nie”, by dać mu do zrozumienia, że nigdzie nie idziemy. Lecz kiedy ten zaczął cicho skomleć i położył się przede mną, wpatrując swoimi wielkimi, uroczymi ślepiami z widocznie wypisaną w nich prośbą, to nie mogłam się nie zgodzić.
    Westchnęłam cicho i delikatnie się uśmiechnęłam, kucając przy nim i powoli przyłożyłam dłoń do jego łebka, by go po nim pogłaskać.
     - Już, już… Pójdziemy na ten spacer - szepnęłam cicho z delikatnym uśmiechem na ustach. Brush, słysząc słowo “spacer", momentalnie się pobudził i szybko podniósł się na cztery łapy, by chwilę później skakać wokół mnie i szczekać radośnie. Zaśmiałam się cicho i wstałam, by przejść do sypialni i szybko przebrać się w najzwyklejsze ubrania, jakie miałam - białą koszulkę, spodnie i pierwszy lepszy kardigan, jaki był pod ręką. W drodze do wyjścia, trzymając smycz w jednej dłoni, już podpiętą do obroży mojego psa, wkładałam pierwsze lepsze buty jakie mi się nawinęły, Oczywiście nie szpilki, bo bym chyba umarła. Na spacery zdecydowanie są lepsze zwykłe tenisówki.

▼▲▼▲▼▲▼

    Przez dobre pół godziny chodziłam po parku razem z Brushem i już miałam zawracać do domu, gdy napotkałam na swojej drodze znajomego mi już człowieka. Od razu posłałam mu uśmiech, na co ten zareagował tym samym. Chwilę później stał tuż obok mnie, a mój pies wesoło obwąchiwał jego, jak i jego towarzysza.
     - A cóż to za spotkanie - pierwsza się odezwałam, uśmiechając się dosyć szeroko. - Nie spodziewałam się spotkać tutaj ciebie. Miła niespodzianka.
     - Mógłbym powiedzieć to samo - zaśmiał się Charles. - Nie mówiłaś mi, że masz psa.
     - Bo nie pytałeś - odpowiedziałam momentalnie, zakładając kosmyk włosów za ucho. Naszą rozmowę chwilę później przerwało szczekanie i powarkiwanie naszych psów. Zerknęłam w ich stronę. Psie zaczepki, które sobie fundowały nasze czworonogi, nie wyglądały wcale groźne, więc nie zamierzałam ich rozdzielać.
     - Jak się wabi? - Wskazał ruchem głowy na mojego psa, przy okazji też skupiając moje myśli na jego osobie.
     - Brush, a twój?
     - Loki. Nazwałaś swojego psa “szczotka”? - Uniósł jedną brew w rozbawieniu, przenosząc swój wzrok na moją twarz. Zaśmiałam się cicho.
     - Tak jakby, trochę wymyślone na poczekaniu, a jako że skojarzyło mi się z jego sierścią, to jakoś tak wyszło. - Zerknęłam na niego kątem oka. Fakt jest taki, że nie rozważałam wyboru żadnego innego imienia dla mojego szczeniaka. Nie zastanawiałam się nawet nad tym dłużej. Pierwsze, co mi wpadło do głowy, jak go zobaczyłam, to szczotka no i w sumie… Tak zostało, ale nawet mi to nie przeszkadza. - A imię twojego psa jest zaczerpnięte z nordyckiej mitologii?
    Kiwnął głową.
     - Tak, jakoś tak mi się spodobało - uśmiechnął się, raz na parę sekund spuszczając wzrok na swojego futrzastego przyjaciela.
     - Loki, bóg oszustwa, nie pasuje mi do tego psiaka - zauważyłam, i kucnęłam przed psem, by podrapać go delikatnie za uchem. - Ale imię ładne. Zwierzak też cudny. - Na mojej twarzy zagościł szerszy uśmiech.
     - Twój też niczego sobie. - Poszedł w moje ślady i również kucnął przy psach. Na jego słowa uniosłam lekko brew do góry, a moja twarz przybrała lekko rozbawiony wyraz.
    Po niedługiej wymianie pieszczot z czworonogami zaproponowałam:
     - Może, skoro już się spotkaliśmy, nawet wcześniej niż planowaliśmy, to pójdziemy gdzieś razem? Fakt faktem, miałam wracać do domu, ale Brush raczej nie podziela mojego zdania. - Podniosłam na Charles’a wzrok, a moje dłonie cały czas gładziły puszyste sierści obydwu szczeniaków. Szczerze, to powrót do domu był rzeczą, której teraz najbardziej pragnęłam, ale powinnam się w końcu otworzyć na nowe znajomości i wrócić do życia, tak jak robiłam to kiedyś.


< Charles? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz