7 paź 2018

Od Adama C.D Odette

    Podczas powrotu do domu nie czułem się najlepiej. Nie chodziło dokładnie o to, że tyle nażłopałem się tego świństwa. Bardziej o to, jak potraktowałem wtedy Odette. Jak jedną z tych kurew, które zawsze są do twojej dyspozycji. Ona taką zdecydowanie nie była, a moja męska natura pociągnęła mnie do przekroczenia granicy. Żałowałem tego wieczoru z całego serca. Szkoda, że się w ogólę wydarzył…
    Wróciłem do domu na piechotę. Co prawda zajęło mi to niecałą godzinę, ale nie miałem ochoty siedzieć na przystanku i jeszcze bardziej pogrążać się w myślach. Spacer przez las, to była jedna z rzeczy, które pozwalały mi się uspokoić i zacząć racjonalnie myśleć. Może i wypiłem trochę za dużo, jednak nie zatoczyłem się ani razu podczas mojej drogi powrotnej do domu. Przez ten czas nie dołowałem się tym, co zaszło. Zastanawiałem się, jak to naprawić i czy to w ogóle będzie można naprawić. Zaufanie tej dziewczyny do mnie po tym wydarzeniu na pewno osłabło. Szczerze? Nie jestem tym zdziwiony. Zachowałem się jak kompletny dupek i zasłużyłem na takie konsekwencje. Jednak, czy nie powinienem dostać tej jeszcze jednej szansy? Nie wiem, lepiej nie mieć nadziei na zapas, bo później można się srogo rozczarować.
    Wdychałem świeże powietrze z nadzieją, że wyprze ono z moich żył resztki alkoholu. Szczerze mówiąc, to nawet podziałało. Chociaż, gdyby nie to, co się zdarzyło paredziesiąt minut wcześniej, to pewnie wcale by się tak nie stało. Gdy dotarłem do drzwi posiadłości mojej rodziny, moje ubrania zostały już całkowicie przesiąknięte świeżym zapachem lasu. Nie było już ani śladu po ohydnym odorze alkoholu i tanich fajek. Wyciągnąłem klucz z kieszeni i za pierwszym razem włożyłem go w odpowiednie miejsce [potrafi też w odpowiednim czasie wyciągnąć hehe], przekręciłem i wszedłem do środka. To, co zastałem w środku dosyć mocno mnie zszokowało. Wyglądało na to, że mój brat już od dawna był w domu, jednak zauważyłem go w dość nietypowej sytuacji z moim ojcem. Otóż ten stał i obijał dosyć lekko Toma po twarzy, chyba chciał, żeby ten w miarę otrzeźwiał.
    Zamknąłem za sobą drzwi i zmarszczyłem brwi.
     - Co się tu dzieje?
     - O Adam, dobrze, że jesteś - powiedziała moja mama z uśmiechem i od razu do mnie podeszła, odruchowo poprawiając kołnierz mojej koszuli. - Wyjeżdżamy na parę dni do brata dziadka, wiesz którego. I jest sprawa.
     - Żebyś został i zajął się dzieciakami - dokończył w skrócie za nią mój ojciec.
     - Czemu ja? Nie, żeby mi to przeszkadzało, czy coś - powiedziałem, siłując się nie zająknąć, lecz alkohol, który nadal zajmował miejsce w moich żyłach, dawał o sobie znać. - Po prostu, jestem ciekawy.
     - Ile wypiłeś? - spytała moja siostra, wychodząca powoli za dziadkami z domu.
     - Mniej niż ten frajer - wskazałem ruchem głowy na brata, którego jednocześnie podtrzymywał mój ojciec i szwagier, który był również moim najlepszym kumplem.
     - Wracając - matka urwała szybko naszą konwersację, - Jesteś odpowiedzialny i wiem, że możemy na Ciebie liczyć. Poza tym dzieci czują w tobie autorytet i nie będą robiły problemów.
     - Czyli będę robić za niańkę dla szóstki dzieci - zaśmiałem się. W sumie, mi to pasowało. Będę mógł chociaż na chwilę oderwać się od sprawy, która zawładnęła moim umysłem, a ja nadal nie wiem co mogę dalej z nią zdziałać.
     - Nie tylko ty, ja też. - W słowo weszła mi moja kuzynka, stojąca w piżamie. Na ramiona standardowo miała zarzucony szlafrok. - Bycie matką niemowlaka zobowiązuje - zaśmiała się, odgarniając włosy z czoła. Czyli dobrze, nie będę musiał sam robić za przedszkolankę, chociaż nie zaprzeczam, lubią zrzucać na mnie tę jakże ważną rolę.
     - To oboje będziemy niańkami - ziewnąłem i przechodząc obok niej, poklepałem po ramieniu. Chwilę później pożegnałem się jeszcze z każdym członkiem rodziny z osobna i razem z kuzynką obserwowaliśmy zza okna, jak odjeżdżają paroma samochodami spod domu. Wrócą za jakieś parę dni, mam nadzieję. Chyba, że ich wizyta u rodziny przeciągnie się do tygodnia, a to jest bardzo możliwe.
     - Mamo, gdzie wszyscy? - Usłyszałem za swoimi plecami cichutki głosik Cindy. W miarę szybko odwróciłem głowę i zobaczyłem, jak mała trzyma swojego ulubiony kocyk w ręce, a drugą przeciera swoją powiekę. Pewnie obudziliśmy ją tym całym gwarem na dole.
     - Pojechali, idź spać, kochanie - powiedziała Jannet, uśmiechając się do dziewczynki promiennie. - Opowiedzieć ci coś na dobranoc, czy sama zaśniesz?
     - Ja chce spać z Adamem - odpowiedziała momentalnie, podchodząc do mnie bliżej i wtulając się w moją nogę. - Nie obejrzałeś dzisiaj ze mną dobranocki - powiedziała z wyrzutem.
    Westchnąłem cicho i kucnąłem przed nią.
     - Mówiłem ci słońce, że nie będę mógł dzisiaj jej z tobą obejrzeć. Co powiesz na to, że wynagrodzę ci to jutro? Cały dzień spędzimy razem - zaporponowałem z uśmiechem, na co dziewczynka odpowiedziała mi tym samym.
     - Tak! - Podskoczyła radośnie, rzucając mi się na szyję. - Ale dzisiaj chcę z tobą spać.
    Zachichotałem pod nosem.
     - Dobrze. - Bez ostrzeżenia objąłem dziewczynkę w pasie i wziąłem ją na ręce, od razu ruszając po schodach, w stronę mojej sypialni. Jak się można było domyślać, Cindy na mój ruch zaczęła chichotać bez opamiętania, przez co chwilę później musiałem położyć jej swój palec wskazujący na ustach. - Ale cicho sza, jak pobudzisz innych to nici z jutrzejszego dnia.
    Młoda kiwnęła głową w geście zgody i chwilę później zeskoczyła z moich ramion, by otworzyć drzwi do mojej sypialni i od razu rzucić się na duże łóżko obok psa. Jak można było się domyślić, Harvard zajął większą jego połowę. Nie mogłem się nadziwić, jakie to psisko jest duże. Nie wiedziałem, że osiągnie takie rozmiary, gdy go adoptowałem.
     - Dobra młoda, ty śpisz na łóżku, ja przy łóżku. - Podeszłem do niej i wyciągnąłem połowę kołdry spod psa, na co on warknął cicho niezadowolony, ale się nie ruszył. Kochany, leniwy pies.
     - Okej - powiedziała radośnie i od razu wskoczyła pod kołdrę, przytulając się do Harvarda. Tym razem nie warknął, nie zrobił nic, prócz przewrócenia się na drugi bok, pyskiem do dziewczynki i zaczął wpatrywać się w nią swoimi ciemnymi ślepiami. Uśmiechnąłem się na widok, kiedy Cindy ponownie zatopiła palce w miękkim futrze mojego przyjaciela i wtuliła się w jego puszystą szyję. Harvard tylko mruknął na ten gest i przymknął powieki,
    Z westchnieniem poszedłem do łazienki, szybko się okąpałem i wróciłem do sypialni. W czasie, gdy się myłem, całe towarzystwo zdążyło już zapaść w głęboki sen. Naszykowałem sobie prowizoryczne posłanie na podłodze przy łóżku, gdyż na nim samym nie było już dla mnie miejsca. Tak, ten pies zajmuje więcej miejsca niż ja sam.
    Gdy już się położyłem i przykryłem, zamykając oczy miałem przed sobą zdarzenia z dzisiejszego dnia. Alkohol, perwersyjny taniec, natarczywy pocałunek i łzy Odette. Chciałem wrzucić to ze swojej głowy, lecz nie potrafiłem. Wyrzuty sumienia gnębiły mnie bardziej niż zwykle i trochę zajęło, zanim zapadłem w sen.

▼▲▼▲▼▲▼

    Nie obudziły mnie promienie słońca, pianie koguta czy też inne naturalne tego typu rzeczy. Moim budzikiem była Cindy, która prawdopodobnie zapomniała, że śpię na podłodze tuż przy łóżku. Położyła swoje stopy na moim brzuchu i nie zważając na dziwne ukształtowanie “podłogi”, zeszła z łóżka. Jej nagły nacisk na moje jelita sprawił, że momentalnie się wybudziłem, podnosząc do siadu, a ona straciła równowagę, upadając na podłogę. W ostatniej chwili wyciągnęła przed siebie dłonie, by nie upaść przypadkiem na twarz. Westchnąłem cicho.
     - Oj młoda, nie strasz mnie tak więcej - zaśmiałem się, na co dziewczynka mruknęła ciche “przepraszam i ruszyła w stronę łazienki. Sam zrobiłem tak samo. Wyszedłem z sypialni i wszedłem do wolnej łazienki. Gdy stanąłem przed lustrem, wspomnienia z poprzedniego dnia trafiły we mnie jak kubeł lodowatej wody. Wszystko po kolei - alkohol, taniec, pocałunek, jej łzy. Pokręciłem szybko głową i obmyłem swoją twarz wodą, lecz wspomnienia siedziały w niej dalej. Nie mogłem ich po prostu od tak odrzucić. One nie chciały mnie opuścić. Trzymały się tak kurczowo moich myśli, jakby chcąc, żebym coś z nimi zrobił. I zrobię, to już postanowione.
    Szybko, całkiem w miarę się ogarnąłem, zarzuciłem na siebie pierwszą lepszą flanelową koszulę i spodnie, po czym nawet nie jedząc śniadania [pomijając to, że była trzynasta] ruszyłem w kierunku drzwi wyjściowych. Gdy brałem portfel, zatrzymał mnie jednak głos małej dziewczynki.
     - Gdzie idziesz?
     - Muszę załatwić ważną sprawę - oznajmiłem, odwracając się do niej przodem.
     - Mogę jechać z tobą? - spytała z nadzieją w oczach.
    Pokręciłem przecząco głową.
     - Niestety…
     - Proszę - przeciągnęła ostatnią samogłoskę i nie spuszczała ze mnie swojego natarczywego wzroku. Westchnąłem głęboko - powinienem przestać być takim uległym w stosunku do niej…
     - No dobrz…
     - Tak! - przerwała mi swoim radosnym krzykiem i momentalnie chwyciła za swoją bluzę, wyprzedzając mnie i pierwszej wybiegając z budynku. Zaśmiałem się na jej reakcję i ostatecznie wysłałem sms’a mojej siostrze, że zabieram gdzieś Cindy, bo się mnie uczepiła. Gdy podeszłem do samochodu i go otworzyłem, dziewczynka rzuciła do mnie kolejnym pytaniem. - Gdzie jedziemy?
     - Do Odette. Tylko jeszcze skoczymy do kwiaciarni bo dosyć porządnie ją zraniłem - powiedziałem wprost, na co mała zmarszczyła brwi.
     - Wybaczy ci! Na pewno! Ja o to zadbam - wyszczerzyła się w moją stronę. - Wszyscy mi ulegają.
     - Jaka pewna siebie - zaśmiałem się i usiadłem za kierownicą, a Cindy zajęła miejsce z tyłu klasycznie na swoim foteliku.
    Jak już było postanowione, pojechałem do kwiaciarni, wybierając jedne z najładniejszych kwiatów jakie tam były. Szczerze mówiąc, to nie znam się na tym wszystkim, wziąłem bukiet niewielkich słoneczników. Zaraz potem ruszyłem do jej akademika. Na spokojnie weszliśmy w dwójkę na jej piętro i zapukaliśmy do drzwi. Chwilę później, jak się spodziewałem, przed drzwiami stanęła Odette. Była zaskoczona nie tylko moją obecnością, ale także i tej młodej damy, która momentalnie rzuciła się na nią, obejmując ją w pasie i przepraszając za mnie oraz prosząc o wybaczenie. Zaśmiałem się tak jak Odette na ten gest.
     - Tak to się teraz robi? - zaczęła z żartem.. - Przychodzi się z małą, słodką dziewczyną i wtedy prosi się o wybaczenie? Sądzisz, że jestem uległa?
    Pokręciłem głową i wyciągnąłem przed siebie bukiet żółtych kwiatów, wręczając jej je prosto w dłonie. Mój gest był w pewien sposób nieśmiały, nie wiedziałem, jak mam się przy niej zachować. Jedna, wielka gula urosła mi w gardle, przez co nie mogłem się w ogóle odezwać, albo raczej… nie wiedziałem co powiedzieć? Kolejny raz “przepraszam”? Z tego co wiem i co zdążyłem zaobserwować na przestrzeni lat, słowo to często wypowiadane, powoli traciło na znaczeniu. Jednakże jedynie to przychodziło mi na myśl, gdy zastanawiałem się jak zacząć zdanie.
     - Proszę, wejdź. - Usłyszałem chwilę później, gdy ta odebrała ode mnie bukiet kwiatów i otworzyła szerzej drzwi, uśmiechając się delikatnie, niemalże niezauważalnie. Odwzajemniłem jej uśmiech i weszłem do środka w czasie, gdy Cindy siedziała już tam około minuty dłużej niż ja. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to książki porozwalane na podłodze przy jednym z łóżek. Momentalnie kucnąłem przy tym bałaganie i zebrałem wszystkie podręczniki, kłądąc je na łóżku w równym stosiku. Ach, ten perfekcjonalizm.
     - Dzięki? - powiedziała Odette niepewnie, siadając na swoim łóżku, w bezpiecznej odległości ode mnie. Nie zdążyłem zauważyć, że kwiaty, które jej dałem, ta włożyła już do wazonu z wodą.
     - Jeśli moge się do czegoś przydać, to to robię - uśmiechnąłem się do niej delikatnie, poczułem, jak moja pewność siebie powoli do mnie wraca. Dzięki Bogu, już za nią tęskniłem. - A Cindy sama chciała ze mną jechać. Teraz się zastanawiam, czy nie zatrzasnęła byś mi drzwi przed nosem, gdybym tu przyszedł sam - zaśmiałem się nerwowo i przetarłem prawą dłonią swój kark, siadając na drugim końcu łóżka. Chciałem zachować od niej bezpieczną odległość. Powinienem to zrobić, po tym co stało się wczoraj [ja tam tego nie żałuję, gdybym mogła to jeszcze tam bym ich przerżnęła].
    Nim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Cindy zabrała głos.
     - Na pewno by otworzyła - wyszerzyła zęby w uśmiechu i usiadła pomiędzy nami, kierując swój wzrok na dziewczynę. - Ona jest fajna, ona wie, że jesteś dobry. Prawda? - Nie spuszczała wzroku z dziewczyny, czekając tylko i wyłącznie na twierdzącą odpowiedź, która chwilę później padła z jej ust. Bałem się, że tak naprawdę myślała coś innego… Dlaczego mi w ogóle tak bardzo na tym zależało?
    Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Dosyć niezręcznej ciszy. Nie wiedziałem jak mam zacząć rozmowę, ona z resztą też nie. Jedynie spoglądaliśmy na siebie co chwilę i odwracaliśmy wzrok. Poczułem się znowu jak w podstawówce, gdy byłem jednym z najmniejszych i najsłabszych chłopców. Tak jak wtedy to i teraz moja pewność siebie była znikoma.
     - To… Co tam u ciebie? - zacząłem niepewnie, kierując na nią swój wzrok.
     - Jest… okej, a u ciebie? - odbiła piłeczkę, nie zdradzając zbyt wielu szczegółów. Westchnąłem cicho, chcąc odpowiedzieć standardowo, tak jak ona, lecz w tym samym czasie z pokoju wyszła Cindy bez słowa i zamknęła się w łazience, przy okazji puszczając mi oczko. Niby ma te siedem lat, ale jest mądrzejsza niż niejeden piętnastolatek. Gdy usłyszałem, jak drzwi ostatecznie się za nią zamykają, z powrotem skierowałem swój wzrok na dziewczynę.
     - Jest źle, zajebiście źle, pewnie u ciebie jest tak samo - rzuciłem prosto z mostu, wzdychając głęboko. Widziałem, jak ta otwierała usta, chcąc coś powiedzieć, lecz ja tak czy siak zabrałem głos. - Chcę powiedzieć tylko, że jest mi cholernie przykro i o niczym innym teraz nie marzę, jak o twoim przebaczeniu - spojrzałem na nią błagalnie, po chwili dodając. - Jestem frajerem, idiotą i mógłbym siebie jeszcze tak przez dłuższy czas obrzucać tymi trafnymi określeniami, ale jedyne czego chcę, to jeszcze jednej szansy.
     - Spodziewałam się, że po to przyszedłeś… przecież to oczywiste, że ci ją dam - powiedziała to niepewnie, nieśmiało zagarniając kosmyk włosów za swoje ucho, jednak dosłownie niedługą chwilę później na jej twarzy pojawił się pocieszający uśmiech, który wręcz sugerował, że wybacza mi wszystko i nie może się na mnie dłużej gniewać.Odpowiedziałem jej na to jeszcze szerszym uśmiechem. Czułem jak moim ciałem powoli zawładnęła euforia i nie mogąc się nacieszyć tą chwilą, pod wpływem emocji i zupełnie niespodziewanie, przyciągnąłem ją do siebie, chowając ją w swoim niedźwiedzim uścisku. Dziewczyna dosłownie utonęła w moim cieniu, a spomiędzy moich ramion wystawała jedynie czupryna jej gęstych blond włosów.
    Chwilę później usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i ciche tuptanie, by dosłownie zaraz potem poczuć ciężar Cindy na moich plecach, która chciała się dołączyć do naszego rozgrzeszającego mnie uścisku.


< Misiaku? Tylko Adette >

2 komentarze: