14 paź 2018

Od Koyori C.D Charles

- Wróciłam! - zawołałam w głąb mieszkania, trzaskając drzwiami wyjściowymi. Acony od razu zerwała się z kanapy i z piskiem zaczęła do mnie biec. Za to zza wysepki w kuchni wyłoniła się biała czupryna mojego współlokatora.
- Już jesteś? - spytał, prostując się. Wtem dostrzegłam siatki z produktami spożywczymi obok kuchennych szafeczek. Był na zakupach? Westchnęłam. Aż boję się wiedzieć, co dokładnie kupił.
- Aktor trafił do szpitala, realizacja filmu została przesunięta. A co u ciebie? - zagadałam, odpinając kurtkę i schylając się, by pogłaskać sunię po łepku.
- Nudne wykłady, zero zajęć od pana Kita, więc poszedłem na zakupy. Zrobisz znowu sushi i sernik? - zapytał. Już z daleko widziałam jego błaganie w oczach. Westchnęłam cicho. A co mi tam!
- Niech ci będzie – zaśmiałam się, prostując się i otwierając swoją torbę, by wyjąć z niej samicę pytona. Mocno się jednak zdziwiłam, gdy jej tam nie ujrzałam.
- Shane – zaczęłam, dalej wpatrując się w pustą torbę. - Powiedz, że Inej właśnie pełza po podłodze.
- Żartujesz sobie? - usłyszałam jego śmiech. Jednak w momencie, gdy na niego spojrzałam, jego wcześniejszy uśmiech od razu zbladł. Shane natychmiast zostawił zakupy, biegnąc do wieszaków, by ubrać swoją kurtkę, gdy ja już otwierałam drzwi od apartamentu.
Oboje wiedzieliśmy, jak poważne jest zniknięcie mojego węża. Jeśli przez przypadek podczas jazdy na motorze wypadła mi z torby, to ludzie mogli zadzwonić na policję, a oni z kolei po tych od dzikich zwierząt. Jak za chwilę jej nie znajdę, to mogą mi ją zabrać do sklepu zoologicznego lub do zoo! Z Shanem darowaliśmy sobie nawet czekanie na windę, byle jak najszybciej znaleźć się na dole. Wypadliśmy wręcz z budynku, nerwowo rozglądając się po ulicy i poszukując wzrokiem brązowego ciała Inej. Nie jest za szybka, więc może jeszcze tu jest?
Na prawo od wejścia do wieżowca zauważyłam idącego mężczyznę. Szybko znalazłam w telefonie zdjęcie węża i zaczepiając Shane'a, podeszliśmy do niego. Po pokazaniu mu ekranu i spytaniu, czy ją widział, pokręcił przecząco głową i poszedł. Ruszyliśmy dalej, gdy gdzieś za sobą usłyszałam, jak ktoś woła mnie po imieniu. Odwróciłam się i natychmiastowo ujrzałam Charlesa na motorze. Po przyjrzeniu mu się dostrzegłam Inej owiniętą wokół jego pasa.
- Jezu, Inej! - zawołałam i do nich podbiegłam. Z łzami w oczach próbowałam rozplątać ciemnowłosego i przytuliłam się do pytona. - Tak się martwiłam, Mała – szepnęłam do niej, czując na skórze jej łuski. Mimo że to wszystko nie trwało za długo, to strasznie się o nią bałam. W końcu była strasznie ciekawska, do zwierząt z chęcią się zbliżała, ale ciężko akceptowała innych ludzi.
Chwilę po naszym tuleniu odsunęłam węża od siebie, ale ta i tak się wyciągnęła, cmokając mnie w policzek. Kochana Inej… Oplotłam sobie ją wokół szyi, gładząc jej głowę. Następnie spojrzałam na Charlesa, zastanawiając się, co w takiej sytuacji powinnam zrobić. Zwyczajnie mu podziękować i sobie iść? Nie… Najpierw muszę to wiedzieć.
- Skąd ją miałeś? - spytałam. Ciemnooki się uśmiechnął.
- Z twojej torebki przeszła do mojej kieszeni w kurtce – rzekł, cicho się śmiejąc. Spojrzałam w oczy zwierzaka. Co za spryciula!
- Strasznie cię za to przepraszam. Inej jest strasznie ciekawska, ale nie podejrzewałam, że mogłaby zrobić coś takiego… – powiedziałam, spuszczając wzrok na ziemię. Było mi strasznie za nią przykro.
- Nic się nie stało, Koyori. Ważne, że cię znalazłem. Trochę spanikowałem, gdy po ujrzeniu Inej w kieszeni, ty już zniknęłaś – powiedział, delikatnie się uśmiechając. Byłam mu strasznie wdzięczna, że chociaż poczekał.
- Może… Chciałbyś wejść do nas na chwilę? Na kawę lub herbatę, mamy też jeszcze szarlotkę w lodówce – spojrzałam na Charlesa spod szkiełek okularów. Zaraz jednak przeniosłam swój wzrok na Shane’a, o którym częściowo zapomniałam. Wyłapał moje spojrzenie i również powiedział, że zapraszamy i nie pożałuje zjedzenia ciasta. Ciemnowłosy chwilę się zastanowił, póki nie wyznał: „Dobrze” i odstawił motor, po czym ruszył za mną i moim współlokatorem do budynku po naszej lewej stronie. Portier przywitał się z całą naszą trójką i odprowadzał nas wzrokiem, aż wsiedliśmy do windy. Znajdując się już na odpowiednim piętrze, wysiedliśmy z niej i po minucie Shane otwierał drzwi do naszego domu. Wystarczyło lekko je uchylić, by natychmiastowo Parapet czmychnął z mieszkania. Zanim zdążyłam zareagować na ucieczkę kocurka, Charles już miał go w rękach. Już chyba drugi raz dzisiaj mnie uratował… Westchnęłam cicho.
- Wybacz… znowu. Czasem się zdarza, że Parapet zechce sobie uciec. Aj, Acony, stój, siad! - krzyknęłam, gdy mały alaskan klee kai postanowił przywitać się z naszym gościem. Natychmiast mnie usłuchała i grzecznie usiadła, machając tylko energicznie swoim ogonkiem. Odwinęłam sobie Inej z szyi i położyłam ją na grzbiecie Sherlocka, który również do nas podszedł. Kochany piesek. A teraz… Zwróciłam się do Charlesa.
- Daj mi go – poleciłam. Już po chwili miałam kota w swoich rękach i zaczęłam iść z nim w kierunku kuchennej wysepki. Następnie ponownie zwróciłam się do ciemnookiego.
- Czuj się jak u siebie, buty możesz zdjąć, a toaleta jest za kuchnią prosto i w prawo. Jak zwierzaki będą ci się naprzykrzać, to mów – na końcu uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił.
- Koko! Gdzie mój szkicownik! - usłyszałam krzyk Shane’a z pracowni. Westchnęłam, opierając się o kuchenny blat.
- W torbie zobacz! A jak nie, to w sypialni! - odkrzyknęłam mu, po czym sięgnęłam do włosów, by z koka związać je w zwykłego kucyka. Po skończonej przemianie spojrzałam na gościa i zadałam podstawowe pytanie.
- Kawa czy herbata?

Charles?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz