17 paź 2018

Od Odette C.D Aaron

     W mojej głowie dudnił przytłumiony ryk wichury, spotęgowany nieustającą w mieszkaniu ciszą. Za oknem nieprzerwanie hulał silny wiatr, poruszając złocistymi koronami drzew. Kolejna ulewa, kolejne krople deszczu osiadające na szybie. I kolejne jesienne dni, których mozolny bieg uświadomił mi, od jak dawna nie rozmawiałam normalnie z Jamie. Zawsze ulegała, w najmniej spodziewanej chwili rzucała żartem, który nikogo nie śmieszył, ale ulegała. Jej złość, rozczarowanie gasły tak szybko, jakby w życiu się nie pojawiły. Teraz nawet nie zyskałam pewności, że nasza przyjaźń cokolwiek dla niej znaczyła.
     Zawsze coś wykombinowałaś, żeby było lepiej. Powtórz to.
     Telefon zawibrował pośród miękkich fałdów kołdry. Całe dnie, oprócz wyjść na uczelnię, spędzałam w jednym i tym samym miejscu. W łóżku.

     Od: Aaron Brown
     Wpadniesz do mojego gabinetu? Potrzebuję kogoś, kto poprawi mi krawat. ;)

     Westchnęłam głośno, czując, że wszystkie myśli o mężczyźnie wracają niczym bumerang. I nie były najmilsze, począwszy od jego pokazu bezwzględnego dupka roku, a kończąc na kilkudniowym milczeniu, nawet bez najmniejszego, zarazem najprostszego „przepraszam, że się tak zachowałem”.
     A jednak jakaś część mnie bez zahamowań chciała pnąć do drzwi, by zaraz znaleźć się w jednym z najwyższych wieżowców w Avenley River.
     Nie. Dziewczyno, wiesz, że to koniec tego flirtu.
     Było, minęło.
     Z autentycznym oburzeniem odrzuciłam telefon z powrotem w fale kołdry. Zaraz wygramoliłam się z łóżka, dostrzegając nieopodal zgarbioną sylwetkę przy stoliku. Rude, gęste włosy Jamie kompletnie zasłaniały jej twarz. Trwała w tej ciszy bez żadnej chwili przerwy, co tylko podsycało mój niepokój. Powiodłam w kierunku salonu, podchodząc do przyjaciółki tak ostrożnie, jakby była dzikim, płochliwym zwierzęciem. Zresztą wzrok, jaki zawędrował w górę, napotykając mój, wcale nie określał jej w inny sposób.
     - Proszę… Jamie. Jak mogę sprawić, byś mi wybaczyła? – szepnęłam smutnym głosem, wręcz żywiącym nadzieję, że to pytanie, na które w końcu będę mogła usłyszeć sensowną odpowiedź.
     Po raz pierwszy ominęło mnie uczucie rozczarowania. Zanim mogłam jednak nabrać takiej pewności, Jamie wypełniła długą chwilę cholernie niewygodnym napięciem, przez które powietrze dosłownie zmętniało.
     - Jest coś.
     - Co takiego?
     Moje słowa, choć było ich tylko dwa, kipiały od nadmiaru desperacji i gotowości oddania.
     Powiedz cokolwiek, a to zrobię.
     Przysięgam. 
     - Nadal masz kontakt z Aaronem Brownem? – Wspomnienie tego nazwiska wzbudziło we mnie swego rodzaju niezrozumienie, niewygodnie spychające wszystkie moje domysły w falującą otchłań.
     - Nie. Po tamtym wydarzeniu… najwyraźniej on też nie chciał ciągnąć tej znajomości. – Właśnie takie wrażenie odniosłam, słysząc zimne, zdawkowe „wyjdź”, niepozostawiające na mnie suchej nitki. Jednak nie mogłam też wyznać Jamie, że dostałam od Aarona wiadomość i wcale nie jest tak, jak powiedziałam.
     Dziewczyna wydawała się wręcz zawiedziona tym faktem.
     - Szkoda. Myślałam, że może uda ci się wyciągnąć trochę korzyści z tej znajomości.
     - O czym mówisz? – Mrowiło we mnie coraz większe zaciekawienie, które nie zapowiadało jednak żadnego happy endu. Nadal stawiałam Jamie na pierwszym miejscu i prawdopodobnie to uśmierzało jakikolwiek strach czy niepokój.
     - Myślę, że dobrze wiesz. – Jej pierwsze od dawna uniesienie kącików ust nie miało nic wspólnego z ciepłym, radosnym uśmiechem, który zwykłam widywać. – Może udałoby ci się cudem zdobyć parę dokumentów z siedziby Brownów?
     - Sugerujesz kradzież? – Z mojego gardła wydobył się pełen niedowierzania, stłumiony szept. Myślałam, że parsknie śmiechem, pozbywając się z twarzy tej przerażającej powagi, ale to nie nastało. Ani teraz, ani później.
     - Nie to, że kradzież… ale takie dokumenty mogłyby mi pomóc na wiele sposobów. Przecież rozwijam się w tym kierunku, a kto inny może mi pomóc, jak nie moja przyjaciółka? – Jej słowa coraz bardziej na mnie oddziaływały.
     - Rozumiem…
     - Wtedy ci wybaczę.
     Przecież wiem, że nie mogę kraść. 
     Nie mogę stwarzać żadnych pozorów.
     Ale nie mogę też stracić przyjaciółki.
     Po dłuższym namyśle kiwnęłam głową z dużą dozą niepewności. Byłam zdesperowana, by odzyskać jej sympatię, mimo że podświadomość skrycie podsuwała mi zupełnie inne opcje. Przez głowę przeszło mi, że może powinnam ochrzanić ją za to, iż znalazła bezczelność na proponowanie mi takie rzeczy.
     Decyzja jednak zapadła.

***

     Tego samego dnia ruszyłam do Brown Inc. Choć nie sądziłam, że jakiekolwiek dokumenty zaważą o tym, czy dostanę posadę, czy nie, to wzięłam stos kartek pod rękę. Podróżowałam bez żadnej teczki, czego zaraz pożałowałam, gdy samochody, ciągnące za sobą silne podmuchy wiatru, chciały wyrwać mi wszystko z rąk.
     Zdążyło zaledwie otoczyć mnie ciepło budynku, a rozsuwająca się powoli winda ukazała postać człowieka, którego już znałam. Natychmiast wypełnił mnie znajomy żar, prawdopodobnie pojawiający się także na mojej twarzy.
     Nie siliłam się nawet na krótkie powitanie. Lekka odraza, trzymająca się mnie od ostatniego spotkania, zwyczajnie przygniotła tę chęć.
     - Aaron – zaczęłam, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Oczywiście nie było to takie proste. – Widziałam, że szukasz zastępczej asystentki. I widziałam też wiadomość… – Mój zakłopotany wzrok schował się pod intensywnym, błękitnym spojrzeniem mężczyzny.
     Nie umiałam mu powiedzieć, że gdyby nie Jamie, SMSa potraktowałabym jak powietrze.
     - Taką właśnie miałem nadzieję.
     - Wzięłam parę dokumentów. – Parę. Raczej zupełnie zbędny stos kartek. – Wystarczą na to, byś wziął moją kandydaturę pod uwagę? – Na mojej twarzy odmalował się szeroki uśmiech, którego nie mogłam długo trzymać pod osłoną sztucznego rozgniewania.
     - Zaczniesz od jutra. – Odwzajemnił uśmiech, zadziwiając mnie przy okazji.
     - Nie spodziewałam się, że tak szybko pójdzie – odparłam, bezwiednie chowając niesforne kosmyki włosów za ucho.
     Aaron przez cały czas sprawiał wrażenie, jakby miał się odezwać, ale nie wiedzieć czemu dusił to aż do momentu, kiedy podjęłam decyzję o wyjściu. Zatrzymał mnie jego niepewny głos; rozbrzmiał on echem w niemal pustym, przestronnym holu.
     - Przepraszam. – To było jedyne, co powiedział.
     - Aaro… – Wszedł mi w słowo, nie dając dokończyć.
     Tym samym zrobił znaczący krok do przodu, sprawiając, że porzuciłam każdą swoją myśl. Coś ścisnęło mnie za gardło. Mieszanka uczuć chciała wywołać prawdziwą destrukcję w moim organizmie.
     - Przepraszam za to, że byłem takim palantem.
     Nie wiedziałam, czy żałował odpowiednio mocno.
     Nie wiedziałam też, czy było to szczere.
     Wiedziałam za to, że chciałam mu wybaczyć. Ta wewnętrzna potrzeba okazała się wręcz przymusem.
     - Nikt nie zareagowałby inaczej w takiej sytuacji. Przyszłam do ciebie po tamtym zdarzeniu, mogłeś pomyśleć sobie wszystko. A usłyszałeś tylko, że musimy przestać się widywać. – Mój głos wyrażał szczery zawód spowodowany tym, że to wszystko przebiegło właśnie w ten sposób. Nikt nie chce przekazywać złych wiadomości. Tym bardziej ktoś taki jak ja, komu ciężko powiedzieć „nie”, a co dopiero „znikaj z mojego życia, bo to jedyne wyjście z tej sytuacji”. – Ale chyba nie całkiem nam to wyszło, szefie. – Chcąc zaszczepić w tę sytuację trochę rozluźniającego humoru, sięgnęłam dłonią przekrzywionego jak zawsze krawata mężczyzny i tak jak kiedyś go naprostowałam.
     Nie myślałam wtedy, czy ten gest był błędem, czy nie. Chciałam wynaleźć tylko jeden sposób na poprawienie atmosfery, choć piekące od różu policzki stwarzały zagadkę.

[Aaron?]
Przepraszam, że tu za dużo się nie dzieje, ale wiesz, że trzeba spowolnić akcję,
by potem jebnąć tym, czym planujemy. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz