7 paź 2018

Od Odette C.D Aaron

     Alkohol bezustannie zatruwał skomplikowany korytarz moich żył. Odbierał mi prawa do kontroli nad własnym ciałem oraz szalejącymi zmysłami. Popychał do rzeczy, które normalnie wydawałyby mi się niemoralne. A jednak przyjemne uczucie zupełnej euforii pochłonęło mnie na tyle, że przestałam się przejmować. Świadomość, że wszystkie myśli, problemy zostały zrzucone w nic nieznaczącą przepaść, spodobało mi się za bardzo.
     Aż za bardzo. 
     Dopiero zaistniał jeden moment, który zepchnął mnie z tej niestabilnej gałęzi zapomnienia i przyjemności.
     - J-Jamie… – Palce, jeszcze przed chwilą zaciskające się bez kontroli na pomiętej koszuli Aarona, teraz układały się w pięści. Język zaczął mi się plątać, bynajmniej nie tylko z powodu upojenia, a po prostu braku argumentów. Tego nie dało się wytłumaczyć. Żądza i podniecenie, jakie obejmowały nasze ciała, teraz bezpowrotnie wygasły, a mimo to nadal dryfowały jako wspomnienie w zamglonym umyśle.
     - Jak mogliście mi to zrobić? – Zdążyłam zrobić tylko jeden krok w stronę drzwi, a dziewczyna nagle zatrzasnęła mi je solidnie przed twarzą, czemu towarzyszył głośny łoskot.
     Zamarłam. 
     Alkohol, jaki przetaczał się w moich żyłach, jakby kompletnie stracił na swoim znaczeniu. Został tylko żrący, niewyobrażalny wstyd, który zastąpił wszystko, co do tej pory czułam. Wiedziałam, że to się źle skończy. Nie, nawet nie, że źle. Paskudnie. Powtarzałam sobie swoje własne słowa, zastanawiając się, jak bardzo musiałam być zaćmiona, by nie dostrzegać ich ogromnej wagi.
     Serce, łopoczące niczym spłoszony ptak, chciało mi się wręcz wyrwać z piersi.
     - Ale ze mnie suka. – Oparłam dłoń o drzwi. Chciałam w nie uderzyć, przysięgam.
     - Nie mów tak – wybełkotał Aaron z nieznacznym skrzywieniem na twarzy. Jednakże gdy odpowiadała mu tylko martwa cisza, westchnął głośno, wypuszczając z ust ostrą woń alkoholu. – Chyba powinienem już pójść. Wezmę taksówkę.
     - Dobrze… – szepnęłam.
     I poszedł.
     Poszedł, nie dając mi nawet gwarancji, że zobaczymy się po raz kolejny.
     Wtargnęłam cicho do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. W ciasnym mieszkaniu aż zbyt głośno rozbrzmiewał szloch zduszony poduszką. Łamał mi serce. Rozrywał je na milion małych kawałeczków. Napełniał niezmierzonym, kłującym strachem.
     - Jamie? – odezwałam się raz jeszcze.
     - Nie chcę cię widzieć! – jęknęła głośno.
     Bezbrzeżny smutek, starty z wyjątkowo doskwierającym poczuciem winy, zbudował głęboki dołek, w którym położyło się całe moje szczęście. Euforia, jeszcze przedtem będąca wynikiem wchłoniętych procentów, teraz wyparowała w powietrze, nie pozostawiając za sobą żadnej reszty.
     Chciałam obudzić się kompletnie pozbawiona wspomnień.
     Nie, najlepiej byłoby cofnąć czas. Nie dać się wciągnąć w zmysłową grę, erotyczny taniec języków, który rozdrażniał wszystkie moje zmysły.
     - J-ja naprawdę nie chciałam – szepnęłam, a ten głos uzupełniony był w całości skruchą.
     - Widok na korytarzu mówił mi co innego. Przestań kłamać – kontynuowała opryskliwie. Jej ton wyznaczał mi wyraźną granicę. Ostatnie, co chciała, to bym weszła jej do pokoju.
     - Jestem pijana… byliśmy pijani, gdy to robiliśmy.
     Dlaczego czułam, że ta relacja wisi na włosku?
     - Och, naprawdę?
     - Proszę, wybacz mi… wiem, że jestem głupia. Aaron ci się podoba, a ja zrobiłam coś okropnego. Nie miałam tego na myśli. – Z moich słów wręcz wylewał się nadmiar emocji, który cudem jeszcze nie znalazł ujścia pod postacią łez.
     - Z jednym się zgodzę. Jesteś głupia – burknęła, choć przypomniało to bardziej ostre syknięcie. Te słowa były tylko jak kolejne karty w talii. Wszystkie, bez wyjątku, szatkowały moje uczucia bez krzty litości.
     Odette, ty jej uczuć wcale nie potraktowałaś lepiej.
     Wiem.
     Ta rozmowa z każdą chwilą traciła sens. Wróciłam do salonu, opadłam bezwładnie na miękką kanapę i wbiłam wzrok w sufit. Cisza, jaka nastała po ostatnich śladach dyskusji dziewczyny, zaczęła pochłaniać wszystko na swojej drodze. Szpilki zsunęły się z moich stóp, a głuchy dźwięk, towarzyszący ich upadkowi, wydawał się oddalony o kilka kilometrów. Głowa wirowała mi totalnie. To wszystko przez głowę. Uczucie stopniowego odpływania. Ogromne, gwałtownie obejmujące mój umysł zmęczenie, z jakim nawet nie podejmowałam walki. Nim kolejny raz zdążyłam pomyśleć o tym, jak dużym poczuciem winy siebie darzę, porwała mnie przyjemna nieświadomość.

***

     Optymizm, nadchodzący wraz z pierwszym promyczkiem wstającego słońca? Nie dzisiaj.
     Rozsadzający ból głowy był już, choć niechcianą, to bardziej trafioną opcją. Nie eliminował jednak w żaden sposób wspomnień, które tylko nasiliły się od czasu kłótni z moją przyjaciółką. Przez cały ranek nie mogłam się z nią przywitać. Pochwycić jej spojrzenia. Uśmiechu, który potrafił stworzyć mój dzień. Nie byłam w stanie opowiedzieć jej o swoim problemie, o tym, że muszę bezwzględnie przelać wszystkie swoje myśli, podsumować je i dojść do wniosku.
     Aaron.
     Oczywiście, że to zły pomysł, ale nie potrafiłam zostawić tej sytuacji i udawać, że nic się nie stało. Stało się.
     Co, jeśli uważa, że byłam łatwa?
     Może w ogóle nie będzie chciał ze mną rozmawiać?
     Tona pesymizmu spadła mi na barki, sprawiając, że niemal ugięłam się pod jej ciężarem. Zaraz po zajęciach ruszyłam do wielkiego, nowoczesnego wieżowca, a windą dotarłam na piętro, które w teorii miało mieścić w sobie gabinet Aarona.
     Zastukałam raz w solidne, duże drzwi, i ponowiłam czynność, gdy w odpowiedzi odzywało się tylko wymowne echo, roznoszone po pustym korytarzu. W końcu jednak mężczyzna stanął w progu. Niebieskie oczy natychmiast uzupełniły się zdziwieniem.
     - Zdaje się, że… – zaczęłam, mocno niepewnie. Cały scenariusz rozmowy, jaki rozpisywałam przez swoją podróż windą, teraz zaginął w niezmierzonych odmętach umysłu. Improwizowałam. – Że musimy porozmawiać. Mam nadzieję, że nie masz niczego ważnego.
     Aaron przełknął głośno ślinę, ale wpuścił mnie do wnętrza przestronnego, ładnie urządzonego biura.
     - Znajdę chwilę.
     Nie mogłam zepchnąć sprzed oczu obrazu zapłakanej Jamie. Ona nadal krzyczała mi gdzieś za uchem, powtarzała, jaka jestem zła i czego się dopuściłam. Nie potrafiłam z tym normalnie żyć, przez co z moich ust bez zastanowienia wyrwały się słowa, nad jakimi w innych okolicznościach musiałabym sporo pomyśleć.
     - Coś między nami zaszło, ale… to tylko przez alkohol, prawda?
     - Absolutnie. – Odchrząknął i dodał, zapewne w celu podkreślenia swoich słów. – Też tak myślę. Alkoholu było za dużo… – I wtedy mu przerwałam.
     - Nie powinniśmy już się widywać.

[Aaron? 💔]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz