27 paź 2018

Od Adama C.D Odette

    Gdy mrok spowił szpitalne korytarze, a wszystkie światła zgasły, czułem, jak niewyobrażalny ból powraca. Każdy mój najmniejszy ruch, jak i samo zetknięcie się moich pleców z materacem, na którym leżałem, było okropnym doświadczeniem. Nie marzyłem o niczym innym, jak zapadnięciem w głęboki sen i obudzeniem się dopiero wtedy, kiedy ból zniknie a rana, spowodowana płomieniami się zagoi. No cóż. Mogłem tylko o tym pomarzyć.
    Najwyraźniej moje ciągłe syczenie i stękanie obudziło Odette, która leżała parę łóżek dalej. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem ją obok i obróciłem się w jej stronę, ignorując obrzydliwy ból, który nim spowodowałem.
    Widziałem współczucie w jej oczach, gdy w nie spoglądałem. Próbowałem je zdusić moimi nieudolnymi żartami, które tak naprawdę nie były zabawne. Nawet ani trochę. Szczerze mówiąc ucieszyłem się na wieść, że dziewczyna zawiadomiła rodzinę o moim pobycie w szpitalu.
     - Dasz radę jak wtedy, w tamtym pomieszczeniu - mruknęła pod nosem, lecz ja mogłem dokładnie wszystko usłyszeć. - Ja po prostu nie widziałam odważniejszej osoby od ciebie - mówiąc to, język jej się trochę plątał, lecz dałem radę wszystko zrozumieć.
    Zaśmiałem się cicho pod nosem i złapałem ją za dłoń, ściskając ją delikatnie.
     - Na pewno kto inny zrobiłby to samo na moim miejscu. Lepiej żebym tylko ja był poszkodowany, a nie my oboje. Poza tym, nie wybaczyłbym sobie, gdybym tego nie zrobił - uśmiechnąłem się do niej, po chwili podnosząc powoli z łóżka i rozkładając przed nią ręce. - Plecy mnie bolą, ale nie tak, żebyś nie mogła mnie teraz uściskać. W podzięce możesz mi dać buziaka w policzek.
    Dziewczyna przez chwilę zastygła w bezruchu, by dokładnie moment później uśmiechnąć się i powoli wtulić w moje ciało. Bez większych oporów objąłem ją i mocniej docisnąłem do siebie, by wyraźniej czuć jej obecność przy sobie. W tym momencie nawet nie miałem ochoty jej puszczać.
     - A teraz buziak - wskazałem palcem na swój policzek i obróciłem głowę tak, by ułatwić jej zadanie. Już chwilę później czułem usta Odette na swojej skórze, a przez moje ciało przeleciał delikatny prąd podniecenia.

▼▲▼▲▼▲▼

    Następnego dnia większość czasu spędziłem, grzejąc się w szpitalnym łóżku. Bo jak inaczej miał wyglądać mój dzień, skoro jestem przyszpilony do materacu? Przez cały ten czas siedziała obok mnie Odette i umilała mi godziny bólu niezobowiązującą rozmową. Prawda jest taka, że gdyby jej tu nie było i nie miałbym do kogo gęby otworzyć, to bym oszalał. Naprawdę. Nie znoszę momentów, kiedy nie mam przy sobie żadnego towarzystwa. Szczególnie w szpitalu, gdzie osoby w najbliższym otoczeniu to pielęgniarki i lekarze, którzy nie zajmują się traceniem czasu na nawet krótkie wymiany zdań.
     - Chyba twoja rodzina przyszła - powiedziała Odette, przerywając naszą poprzednią konwersację i obracając się w stronę drzwi, przez które chwilę później weszła moja kuzynka razem z całą dzieciarnią. Byli wyjątkowo grzeczni, jak na nich i szczerze się zdziwiłem, gdy zobaczyłem ich spokojnych i milczących. Jednak Cindy nie potrafiła zachować spokoju i od razu wybiegła z tłumu, by dopaść do mojego łóżka i od razu zacząć zadawać mi pytania.
     - Adam? Nadal cię boli? Wszystko okej? - Jej twarz wyrażała smutek pomieszany z troską, gdy usiadła obok mnie na pościeli i spuściła delikatnie wzrok. - Kiedy wrócisz do domu?
     - Gdy przyszłaś, to momentalnie poczułem ulgę. - Objąłem dziewczynkę z uśmiechem, starając się ignorować ból, który rozprzestrzeniał się po całym moim ciele, paraliżując każdy jego fragment. - A wrócić to wrócę za kilka dni.
     - Tak! - Cindy krzyknęła radośnie i wtuliła się mocno w moje ciało. Zaskoczony cicho syknąłem, przez ból jaki u mnie jej ruch wywołał. Jednak młoda zbytnio tym się nie przejęła, nadal siedząc szczelnie do mnie przylepiona.
     - Jak się czujesz, Adam? - spytała Jannet, siadając obok swojej córki. - Musiałam wziąć ze sobą całe przedszkole, bo nie miałam z kim ich zostawić - mówiąc to poczochrała jednego z moich siostrzeńców po włosach.
     - Nic się nie stało, w grupie zawsze raźniej - uśmiechnąłem się pocieszajaco, gdy kolejne osoby zaczęły oblegać moje łóżku, - a czuję się całkiem dobrze.
     - Nie rozumiem, jak ty to robisz - zaczęła kuzynka. - Prawie zginąłeś, odniosłeś ciężkie rany, a nadal potrafisz szeroko się uśmiechać.
    Zaśmiałem się i poklepałem ją po głowie.
     - Ucz się od mistrza, jestem najlepszy.
     - Chyba najgłupszy.
    Następne dwie godziny spędziłem w doborowym towarzystwie. Prawie cały czas rozmawialiśmy, a dzieciaki nic nie odwalały, jak to miały w zwyczaju i  strasznie byłem z tego zadowolony. Nie chciałem mieć dodatkowych problemów. Wystarczy, żę mam niesamowicie obolale plecy.
    Pod koniec pobytu mojej rodziny, Odette wyszła, żeby porozmawiać ze swoją przyjaciółką. Pewnie dotyczyło to tego, gdzie się podzieją po tym wypadku. Jak się okazało, Jamie juz miała gdzie spać, więc problem z miejscem zamieszkania miała tylko Odette. Gdy mi o tym powiedziała, do akcji wkroczyła Jannet, która zaproponowała jej to samo, co ja poprzedniego dnia.
     - Może zamieszkasz u nas? Mamy dużo miejsca, na pewno sie razem pomieścimy - powiedziała z uśmiechem na ustach.
    Odette odwzajemniła nieśmiało ten uśmiech.
     - Nie chce się narzucać… - odpowiedziała na propozycję mojej kuzynki. Dziewczyna siedziała blisko mnie, więc położyłem rękę na jej plecach i je lekko pogładziłem. W sumie nawet się przed tym ruchem nie powstrzymywałem, tak jakoś odruchowo to zrobiłem. A chciałem ją położyć gdzieś indziej… Najwyżej będę się tłumaczyć tym, że w tej sytuacji wydało mi się to zupełnie normalnie.
     - Odetka, nie daj się prosić - uśmiechnąłem się w jej stronę ciepło i zachęcająco, a dziewczyna parsknęła cichym śmiechem.
     - Odetka?
    Zaśmiałem się.
     - Tak jakoś wyszło, ale ładnie brzmi, przyznaj. To jak?
    Dziewczyna po chwili zastanowienia kiwnęła zdecydowanie głową, zgadzając się tym samym na chwilowy pobyt w naszym rodzinnym domu. Cindy, widząc to pisnęła radośnie i wtuliła się w dziewczynę. W jej ślady poszła Lydia, a potem za nią już całe kuzynostwo. Szczerze bawiła mnie ta sytuacja. Większość dzieciaków znała Odette tylko z widzenia, ale i tak wszystkie ucieszyły się z jej decyzji. Możliwe, że najbardziej nakręcał ich fakt pobytu nowej twarzy w naszym domu. I to raczej nie była krótsza wizyta na parę dni i koniec. Wręcz przeciwnie. Ciekawe w jakim czasie odbudują tamtą część akademika. Nadal miałem przed oczami walające się ściany i długie, gorące jęzory płomieni.
    Szybko wyrzuciłem te wspomnienia z głowy. Nie chciałem o tym myśleć. Nie chciałem nawet o tym pamiętać. Odette pewnie z resztą też. W tym wypadku straciła bardzo dużo. Nie tylko ubrania i pamiątki, ale i też swój własny, przytulny kąt. Cztery ściany, między którymi czuła się jak w domu. Jak to mówią - ciasne, ale własne. Szkoda, że została z tego tylko jedna wielka kupa gruzu.
    Rodzina jeszcze przez jakiś czas siedziała ze mną, by przed kolacją wrócić do domu. Następne dni minęły nawet spokojnie, nie licząc tych okropnie bolesnych momentów, gdy leki przeciwbólowe przestawały działać. W międzyczasie Odette zdążyła nawet zaprzyjaźnić się z moją kuzynką i raczej bez zbędnych oporów zamieszkała u nas w domu. Ponadto ona codziennie do mnie przyjeżdżała, opowiadając o wszystkim, co się u nich działo. Cindy ponoć nie odstępowała jej na krok, widocznie naprawdę się polubiły… albo może to Cindy polubiła Odette, nie zawsze ludzie lubią, jak młodsze dzieci się do nich kleją. Gdyby Cindy nie była córką mojej kuzynki, to już od dawna bym ją ignorował. W każdym razie nie zauważyłem, żeby studentka nie przepadała za towarzystwem młodej. Raczej by mi o tym powiedziała, prawda?
    W dniu wypisu przed południem przyjechała po mnie kuzynka. Pomogła mi spakować moje rzeczy i założyć ubrania. W dalszym ciągu dotyk materiału na plecach, nawet ten najmniejszy, wywoływał u mnie okropny ból. Dlatego cały czas jechałem na lekach przeciwbólowych, które i tak czy siak mało co pomagały. W każdym razie w końcu wracałem do domu! Kto by się nie cieszył?
    Podczas drogi powrotnej w samochodzie starałem się nie dotykać plecami oparcia, co było strasznie trudne, przy ciągłym zatrzymywaniu się na światłach. Ponadto moja kuzynka nie jeździła zbyt bezpiecznie i ciągle, gdy przystawała na skrzyżowaniach to dosyć porządnie szarpało samochodem.
    Gdy dojechaliśmy do domu, czym prędzej do niego poszedłem i otworzyłem drzwi, by wejść do środka. To, co tam zastałem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Odette siedziała na kanapie przed telewizorem z całą dzieciarnią i małym Harrym, którego trzymała na rękach.
     - A dzień dobry - powiedziałem dosyć głośno, gdy stałem dokładnie za kanapą. Dziewczyna aż podskoczyła z przerażenia, a dziecko w jej rękach momentalnie się wybudziło z dość płytkiego snu i zamiast płakać, rozglądało się po pomieszczeniu.


< Odette? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz