12 maj 2019

Od Antoniego CD Nivana

Granatowe oczy partnera błysnęły, a ego drgnęło, raczej miło połechtane ciepłymi słowami. I musnął wargami nos, zaczynając od czubka, powodując, że przymknąłem oczy, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, o ile w ogóle było to możliwe. Palce Oakleya przeniosły się na włosy, usta na odrobinę niewyregulowane brwi, bo po co męczyć się i biegać wokół nich z pesetą, jeżeli dodawały jedynie uroku, oczywiście dopóki nie tworzyły monobrwi. Westchnąłem cicho, otwierając jedno oko, tak na wszelki wypadek, byleby nic mi nie uciekło.
— Ja też — wymruczał, zaplótł ręce gdzieś za moją szyją, przyciągając jeszcze bardziej, o ile w ogóle się dało, wywołując, że płuca na chwilę i gwałtownie opuściło powietrze. — Wręcz cię ubóstwiam, kochany.
I tak jak jego, tak i moja autofilia została odrobinę podbita, odrobinę połaskotana i pobudzona, byleby przypadkiem nie zanikła, choć wydawało mi się, że w moim przypadku było to całkowicie niemożliwe. Musnąłem nosem czubek tego jego, rozchylając delikatnie wargi. Bez odpowiedzi, bo i po co, jak widział reakcję, iskrę w oku, czy kryjący się gdzieś uśmiech.
A chwilę później dłoń wylądowała na gorących plecach, on sam poleciał do tyłu, na materac i pociągnął mężczyznę za sobą. I możliwe, że zderzyli się czołem czy nosem, może nawet i zębami, gdy tylko rzucił się, by podgryzać szorstkie wargi, by drapać się o ten cholerny zarost, w którym Nivanowi było naprawdę dobrze.
I możliwe, że dłoń tym razem zjechała zdecydowanie niżej, zaciskając się odrobinę na kości biodrowej, sunąc powolutku do gumki bokserek, bo ileż mogły one go cisnąć, zostawiając czerwone ślady na skórze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz