7 maj 2019

Od Candice C.D Neal

Dobrze rozmawia mi się z nowymi ludźmi. Śmieję się razem z nimi, nawet nie bacząc na fakt, że tyłek niemal odmarza mi na betonowych schodach. Nowy chłopak, brunet z zielonymi oczami, ciągle zabiera głos, opowiada swoje nieprawdopodobne melanżowe historie, a ja nie wiem, czy bawi mnie ich kuriozalność, czy sam jego pasjonujący sposób mówienia. Z każdą kolejną opowieścią wierzę w to, że jego biceps, o którym wspomina, że tak bardzo dba, jest przynajmniej dwa rozmiary większy niż narząd myślenia w jego głowie.
Smutna prawda.
Kończę w międzyczasie SMS'ować z Nealem. Cud chłopak nie odzywa się ani razu, siedzi na uboczu, nie udaje, że ma zamiar zgrywać zainteresowanego towarzystwem. Już za chwilę mi to ponownie udowadnia, kiedy podnosi się z betonowych schodów i idzie do swojego stojącego przy ulicy motoru. Towarzystwo milczy po jego nagłym odejściu, chłopak imieniem Ben coś do niego mówi, wymieniają się zdaniami. Biorąc pod uwagę to, w jakim towarzystwie dziś spędziłam wieczór, i jak wyglądało zachowanie Neala, szczególnie w SMS'ach, zaczyna do mnie dochodzić bardzo nieprzyjemne uczucie. Wina? Próbuję ją stłumić, przetłumaczyć przed sobą, że nic nie jestem nikomu winna, że na taki męski foch powinnam machnąć ręką. Ale im bliżej Neal jest pojazdu, tym te uczucie potęguje się do nieznośnych rozmiarów.

- Wybaczcie, kochani — mówię, wstając ze schodów. Z moimi słowami spotykają się krótkie jęki dezaprobaty, które z lekka zbywam odpowiedzią „miło było z wami spędzić czas”.
Powolnymi krokami odsuwam się od towarzystwa i zbliżam do motoru, na który wsiadł Neal.
- Nie przesadzaj z tą nonszalancją — rzucam. Chłopak patrzy na mnie przelotnie. — Gdzie się wybierasz?
- Najpewniej do domu. — Jego słowa prawie zagłusza nagły ryk uruchamianej maszyny. Prawie krzywię się na ten dźwięk, krzyżując bezradnie ręce na piersiach.
I co ja mam z nim zrobić?
Coś muszę. 
Skoro sama się z nim umówiłam, choć wyszło to zupełnie spontanicznie, miałam wewnętrzny obowiązek, żeby poprawić sytuację. Nie jestem aż taką suką, by obserwować dezaprobatę wywołaną moją postawą i jeszcze nic z tym nie zrobić.
- Noc jeszcze młoda — komentuję, nie ruszając się z miejsca.
- Może dla was tak — mruknął. — Nie wracasz do towarzystwa? — Posyła nieco apatyczne spojrzenie swojemu kumplowi, który nie ściąga z nas swojej uwagi. W następnej chwili Neal widocznie przygotowuje się do jazdy, na co aż gryzie mnie moja żałosna bezradność.
Szybciej, Tess.
- Hej, przepraszam — mówię głośniej, byleby zagłuszyć silnik, i zaskakuję tym samą siebie. Czuję, jakby mój poważny wzrok przeszywał jego umysł, chcąc sprawić, by nigdzie nie odjechał. Połowicznie to osiągam, bo odwraca głowę do mnie.
- Hm? — Nie mów, że nie słyszałeś.
Powiedziałam, że przepraszam. — Mój ton, całkiem swobodny i nawet łagodny, niczym nie przypomina zgryźliwych komentarzy rudej, wrednej zołzy. — Wiem, że byłam nie w porządku. Daj mi szansę, a postaram się to naprawić.
Ciągle ta sama śpiewka. Od dzieciństwa. Jako sześciolatka, dzieciak nie wyższy niż stół do jadalni, zdarzało mi się już nadużywać tego zwrotu. Czasem niechcący stłukłam wazon podczas zabawy w chowanego. Co powiedziałam do mamy, kiedy sięgnął mnie jej piekielny wzrok? Dokładnie to, co teraz. „Przepraszam, daj mi szansę, a postaram się to naprawić”. Smutno i z dziecięcym żalem w oczach.
Niebieskie spojrzenie mierzy mnie tylko chwilę. Potem jego właściciel wzdycha głęboko i kiwa głową, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa, która dawno zaczęła rozmawiać między sobą.
- Zgoda — mruczy pod nosem. Uśmiech rozjaśnia mi twarz.
- Idealnie. W sumie wiesz, co się jeszcze dzieje w mieście o tej porze? — Rzucam mu zachęcające spojrzenie, którym wbijam się w jego oczy, błądząc w ich jasnej barwie za odpowiedzią. — W porządku, zdaje mi się, że nie.
- Oświeć mnie.
- W centrum Avenley jest dzisiaj festiwal muzyczno-filmowy. Musimy to sprawdzić, nie przyjmuję odmowy. — Mój kącik ust podnosi się w lekkim uśmiechu, czekając na jego odpowiedź. Tą odpowiedzią było skinienie głową, które każe mi wejść na tył motoru. Mrugam nieco zaskoczona, bo w życiu nie jeździłam na maszynie, a kto wie, czy on nie jest jakimś dawcą organów. W sumie nie wygląda na bardzo szczęśliwego, czasem pachnie od niego apatią, więc teoretycznie stwarza sobie dobre warunki.
Uspokój się, Candice.
- Myślałam, że pójdziemy na pieszo. — Łapię się pod boki, przeczesując maszynę wzrokiem.
- Co ty, motorem będzie szybciej — oznajmia, gazując w miejscu. — Wsiadaj, inaczej festiwal skończy się zanim się tam zjawimy.
- Już, już — fukam i w końcu znajduję sobie miejsce za Nealem. Od razu szczelnie obejmuję go rękoma w pasie, ale nie tak, by stracił dopływ powietrza. Subtelnie przybliżam głowę do przyjemnej w dotyku skórzanej kurtki, jaka opina jego ciało. Czuję tylko spokojnie bijące serce, które zostaje brutalnie zagłuszone hałasem ruszających kół.
Nie podnoszę wzroku ani na chwilę. Wiatr wieje mi mocno po uszach, szarpie moimi włosami, ubraniem, a dźwięk silnika wtapia się w hałas miasta, do którego z dużą prędkością wjeżdżamy. Neal wtedy znacznie zwalnia. Synchronizuje się z otaczającymi nas autami. Otwieram oczy dopiero w momencie, kiedy chłopak zatrzymuje się na jednym z miejsc parkingowych. Przytłumione dźwięki trwającego w najlepsze festiwalu niemal od razu docierają do moich uszu.
Wysiadam, nie musząc nawet się nad tym zastanawiać.
- Dzięki Bogu, że już koniec — dukam.
- Boisz się jazdy? — Neal chwilowo wgapia się we mnie ze zmarszczonymi brwiami, potem poprawia skórę na ramionach i schodzi z maszyny.
- Jeśli mianem „bania się” określasz bezustanne myślenie o przyszłości twoich organów zaraz po wypadku, to tak, bałam się — odpowiadam, a Neal prycha nieco rozbawiony.
Odchodzimy z parkingu spokojnym chodem, jakby nic nigdy nas nie pospieszało, nawet późna godzina, o której normalnie położyłabym się spać. Niebo jednak wygląda zbyt magicznie, by przestać na nie patrzeć. Pokrywa je szata błyszczących gwiazd, które łagodnie zanikają w obszarach nieskończonej czerni. Gdybym zabrała statyw, to z pewnością stanęłabym w miejscu i do skutku próbowała uchwycić ten niesamowity widok.
Nad miastem między niższymi budynkami i straganami wiszą lampiony, które są tutaj prawdopodobnie jedynymi źródłami światła. Ludzie przechadzają się dookoła nas, ale nie są to tłumy, przez jakie czułabym się przytłoczona. Jest akurat. 
Nasz wzrok przyciąga na chwilę scena mieszcząca tutejszych artystów. Komentujemy ich muzykę, dokładnie tak, jakbyśmy się na niej szaleńczo znali. Neal jednak chwali się jakąś wiedzą, z czego wnioskuję, że skrywa w sobie więcej artysty, niż to pokazuje.
- Wiesz co, ja mam ochotę na lody — rzucam zupełnie swobodnie. — Ale takie ogromne. — Neal podnosi jedną brew w podziwie.
- Nie wyglądasz, jakbyś lubiła ogromne porcje — przyznaje z ledwo zauważalnym uśmiechem.
- Och, po prostu się z tym kryję. — A teraz nie ukrywam, że nie czułam poczucia wielkiego ograniczenia.
Ani trochę. I to klasyfikuję do wyjątkowo dziwnych odczuć, zwłaszcza w towarzystwie nieznajomego.
- Starczy mi na trzy gałki. — Chłopak sprawdza stan swojego portfela. Kopiuję ten ruch i kiwam głową na znak, że kupię sobie tyle samo.
Oboje spacerujemy wzdłuż długiego placu, odnajdując całkiem przyjazną budkę z lodami. Zanim podchodzimy do uroczej, uśmiechającej się do nas pani za ladą, przeglądamy wybór smaków na  obszernej tablicy.
- Czekolada...
- Z mango — wtrącam się w jego zdanie i bynajmniej nie jest to chamskie, nieuprzejme wtrącenie, bo twarz chłopaka przyjmuje wyraz zadowolenia. — No co? Królewskie połączenie. Całe moje dzieciństwo — mamroczę zupełnie niewinne.
- Czytasz mi w myślach — dodaje zaraz przed tym, jak składa zamówienie.
Płacimy za nie i w przeciągu paru sekund w naszych rękach mieści się już chrupiący, spory wafelek z trzema gałkami. Przy niezobowiązującej rozmowie i spacerze jemy powoli deser, nigdzie się nie spiesząc, choć sam cudowny smak prosi się o to, by jak najszybciej znalazł się w żołądku.
Nawet wymiana zdań, co prawda trochę zwięzła, nie pozwala mi zbyt rozgryźć Neala, a to samo można powiedzieć o mnie, gdyż szybko idę o wniosek, że oboje mamy coś do ukrycia. Może nie tyle, co do ukrycia, a to, że znamy wyraźnie zarysowaną granicę, jakiej nie przekracza duża liczba osób. I to mi odpowiadało. Między różnymi, wciąż lapidarnymi kwestiami dowiedziałam się, że chłopak studiuje ratownictwo medyczne.
- Nie mieszkasz tutaj, no nie? — pyta Neal, ale jego wzrok dalej wbity jest w przestrzeń przed nami.
Kręcę głową.
- Nope. Pochodzę z Blacksmith — odpowiadam zwięźle. — Z Avenley łączą mnie tylko studia, ale czasem mam takie... jedno, dziwne wrażenie. — Odważam się na to, by to wyjawić, czemu towarzyszy moje zamyślenie na twarzy.
- Jakie wrażenie?
- Nie wiem, jak to powiedzieć. Wiesz co to deja vu? — Patrzę na niego, a on kiwa głową krótko, dalej nie odrywając swojej uwagi od lodów. — No to odczuwam je w paru miejscach. To musi być coś naprawdę głupiego — parskam.

Neal?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz