6 maj 2019

Od Neala c.d. Candice

Kiedy obracam się i widzę stojącą teraz przede mną Candice, ciężko jest mi ukryć moje zdziwienie. W końcu ona nie wygląda na kogoś, kto mógłby znaleźć się w takim miejscu nawet przypadkiem. Cóż charakter to nieco inna kwestia, ponieważ jej ostatnie zdanie zmusza mnie co podejrzewania, że nie jest to jednak całkiem niewinna osóbka, a raczej ktoś wyrachowany w swojej naturze. Unoszę kącik ust, wciąż przyglądając się jej uważnie.
- Jak widzisz mi całkowicie to pasuje - mówię, może trochę zbyt oschłym tonem, jednak adrenalina z hałasu panującego wokół, oglądania wyścigów i sytuacji sprzed chwili, która mnie zaskoczyła, pomaga mi w całkowitym zapomnieniu o tym, jak powinienem się zachowywać.
- Hazardzista czy pasjonat? - pyta po tym, jak powolnym krokiem, bujając biodrami podeszła do mnie i stanęła obok opierając się delikatnie o prowizoryczną barierkę, zabezpieczającą ludzi przed wybieganiem na trasę przejazdu motocyklistów.
- Raczej to drugie - odmrukuję i wychylam się na dźwięk silników, aby zobaczyć kto się ściga, a kiedy widzę motocykl Bena, tylko pokazuję mu kciuk uniesiony w górę, a on odwzajemnia gest.
- Znajomy? - musiała zauważyć naszą bezsłowną rozmowę. Zerkam na nią i kiwam głową, przenosząc wzrok z powrotem na Bena. - Nie jesteś chyba rozmownym człowiekiem... - wzdycha, bawiąc się kosmykiem włosów.
- A powinienem zasypywać cię monologami, kiedy zaraz będzie się ścigać jedna z najważniejszych osób w moim życiu i kiedy zawsze ta myśl przyprawia mnie o niemalże panikę, ponieważ przy tej prędkości, to właściwie przy upadku ma małe szanse na przeżycie? - znowu ten oschły ton. Zaraz ją wystraszę, jednak nie potrafię myśleć o formie przeprosin, potrafię tylko przygryzać dolną wargę i marszczyć brwi czekając na sygnał rozpoczynający kolejny wyścig. Nienawidzę kiedy to robi. On sam kazał mi zrezygnować, sam udawał że też przestał, jednak ten rodzaj zwycięstwa i adrenaliny przed samą metą to coś o wiele silniejszego niż narkotyki. To wżera się w twój umysł i nie potrafisz bez tego już oddychać.

- Mówisz jakbyś wiedział co to znaczy... - zauważa, a kiedy na chwilę przenoszę na nią wzrok, łapię ją na tym, że uważnie mi się przygląda, aż niezręcznie uważnie. Zmieniam pozycję, w której staję z tego psychicznego dyskomfortu. Nienawidzę takich sytuacji. Mam już jej odpowiedzieć, kiedy nagle obok nas znajduje się znikąd Adrien.
- Żartujesz? To jedna z legend tych wyścigów - wtrąca się i wyciąga do niej dłoń. - Adrien, przyjaciel tutaj tego przystojniaka.
- Candice - ściska jego dłoń, a ja przewracam oczami.
- Znowu jesteś pijany - mówię, a Adrien opiera się o mnie. Automatycznie obejmuję go wokół ramienia, żeby go jakoś podtrzymać, jednak od zrzuca moją rękę, odrzucając tym jakąkolwiek pomoc.
- Benny znowu startuje, nie przeżyję kolejnego wyścigu na trzeźwo. Prędzej zawału dostanę - tutaj zatrzymuję się na chwilę. - Wy obaj wpędzicie mnie do grobu! A co do was... może zostaniesz na mały afterek z najbliższymi znajomymi po wyścigach? - pyta Candice, a jej wzrok wędruje od razu od Adriena do mnie. Kiwam jej głową, zachęcając ją do zostania. Może jakoś sytuacja sprzed chwili się poprawi.

*   *   *

Rozglądam się po schodach prowadzących z niewielkiej ulicy na taras widokowy. Wszyscy wygodnie się na nich rozsiedliśmy, a rozmowa niby trwa w najlepsze, jednak ja w niej bardzo nie uczestniczę. Wolę popatrzeć sobie, trochę pomyśleć, nawet pośmiać się z opowieści niektórych osób, osób których dawno nie widziałem, chyba że tylko przelotnie na wyścigach. Zatrzymuję tylko na chwilę, może jednak na trochę dłużej niż chwilę wzrok na Candice, które siedzi obok Babi oraz dwóch chłopaków z okolicy. Widać, że świetnie się bawi. Śmieszą ją ich żarty, obcina jednego z nich wzrokiem. Trochę powoduje to u mnie smutek. W sensie rozumiem, że niektóre kobiety takie są, pełne flirtu i w ogóle, jednak myśl, że zgodziła się gdzieś ze mną wyjść, a kiedy tylko tutaj dotarliśmy, siadła z dala ode mnie jest jednak uciążliwa. Może ten brunet o zielonych oczach i trochę zbyt wyćwiczonym ciele względem jego wzrostu jest według niej o wiele bardziej atrakcyjny niż ja. Zresztą czemu się tutaj dziwić. Nigdy nie uważałem siebie za jakieś bóstwo, albo chociaż kogoś, kto ma szanse u dziewczyn takich, jaką się stała. Pełna gracji, władzy, ponętna i niebezpieczna. Wszystko, czego wolałbym uniknąć i z czym nie mam szans. Czuję wbirację, czyli sygnał, że przyszła do mnie wiadomość. Wyrywa mnie to z zamyślenia, zerkam na wyświetlacz.
Candice: Strasznie zaciekle na mnie patrzysz, słońce.
N: Zamyśliłem się - odpowiadam, a już po chwili dostaję wiadomość zwrotną.
C: To trochę przerażające i powoduję, że czuję się niezręcznie - przewracam oczami, no jasne, nie że ona robiła to samo.
N: Dlaczego poszłaś z nimi, myślałem, że wychodzisz jednak ze mną.
C: A co zazdrosny jesteś? A no tak, nie masz powodu, bo nie jesteśmy razem :)
N: Przestań udawać, że dla ciebie jest to tylko jedna wielka zabawa, Candice.
C: Może to jest jedna wielka zabawa, a ty siedzisz tutaj jak śmierć i się nawet nie odezwiesz.
N: Chyba już zauważyłaś, że nie jestem nadzwyczajnie rozmowny.
C: Chyba wcale nie rozmowny.
N: Jeśli czegoś nie rozumiesz, to może zamiast krytykować, spróbuj zrozumieć.
C: Co jest do zrozumienia w chłopaku, który boi się zawalczyć i zagadać do dziewczyny?
N: Wracasz z Babi? - zmieniam nagle temat.
C: Jeszcze nie wiem, a co?
Nie odpowiadam już na jej wiadomość. Patrzę na nią jeszcze raz. Po chwili jednak wstaję i podnoszę z betonowych schodów moją skórę, którą zakładam.
- Wszystko dobrze Neal, wcale się dzisiaj nie odzywałeś - zauważa Ben i zaraz zapada cisza. Wszyscy jakby czekają na to co się stanie. Wzruszam ramieniem.
- Widać nie miałem z kim rozmawiać... a do ciebie i tak jutro przychodzę - mówię cicho. Wlepia we mnie ten swój niemalże ojcowski wzrok. - Nie martw się Benny, ja wiem co ja robię.
- W to nie wątpię - odpowiada, a ja kiwam mu, żegnam się kolejnym skinięciem, na co otrzymuję kilka odzewów. Odwracam się i idę do swojego motocyklu, który czeka na mnie tuż przy ulicy. - Tylko się nie zabij! - słyszę jeszcze za sobą i powoduje to u mnie nonszalancki uśmiech, zerkam jeszcze tylko czy może Candice nie odezwie się, czy czegoś nie zrobi. To chyba nie był jednak dobry wieczór i sam nie jestem pewien, czy to ja temu jestem winien... Chociaż pewnie tak, jak zwykle, zawsze kończy się to moją winą, tylko kobieta obwiniająca mnie o wszystko się zmienia. Ja chyba naprawdę nie mam do nich szczęścia.

Candice?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz