6 maj 2019

Od Rachel

Wyszła z budynku publicznej biblioteki. Coraz mniej osób pojawia się w takich miejscach. Nie chodzi o sam fakt, że coraz mniej ludzi interesuje się czytaniem, a raczej o przewagę ekranów laptopów i tego podobnych urządzeń nad papierowymi stronami książek. Rozejrzała się na boki, chcąc w jakiś sposób bezpiecznie dostać się na drugą stronę ulicy, która wydawała się jej mniej tłoczna w jakimś stopniu. Ból głowy nasilił się, podejrzewała że to przez działanie promieni słonecznych, jak to zwykle bywało. Mimo lekkiego wiatru było jej wyjątkowo ciepło. I być może fakt, że po przejściu przez ulicę dostanie się do cienia, również skłonił ją do podjęcia takiej decyzji.
W końcu udało jej się przedrzeć przez tłum ludzi, dostać do przejścia dla pieszych i je pokonać, by potem najzwyklej w życiu dołączyć do ludzi śpieszących do pracy, szkoły, czy jakiegokolwiek innego miejsca. Ona natomiast skończyła zajęcia ponad pół godziny temu i teraz zmierzała do domu, by odstawić rzeczy i potem się gdzieś przejść. Jakoś niespecjalnie przykładała się do nauki w ciągu ostatnich tygodni, ale nie pogorszyła ocen w żadnym stopniu. Wzorowa uczennica? Jeśli chodzi o oceny, praktycznie tak. Wystarczy jej słuchać na lekcjach i od czasu do czasu się pouczyć. Oczywiście systematycznie odrabiać zdania, w tym jeśli nauczyciel na zadanie kazał przeczytać dany rozdział w podręczniku. Dodatkowe prace, jakie oddaje na lekcje również poprawiają jej sytuację. Stara się o stypendium, więc coś trzeba z siebie dać, prawda?
Droga do domu nie zajęła jej długo. Wbiegła po schodach nie fatygując się, by zdjąć buty, po czym zajrzała co u Puszka. Jak zwykle drzemał na poduszce na łóżku. Marchewki, które pokroiła dla niego rano były zjedzone w całości. Postanowiła już odpuścić sobie przebieranie się, więc po prostu pogłaskała pupila i rozpakowała skórzaną torbę z podręczników i zeszytów. Jedyne, co zostawiła w środku to wypożyczona wcześniej książka. Spakowała również aparat fotograficzny oraz parę groszy, gdyby chciała coś kupić. Następnie spojrzała przed siebie w poszukiwaniu półtoralitrowej butelki wody i zaczęła podlewać rośliny. Zużyła do tego połowę jej zawartości, dlatego wyszła do łazienki uzupełnić jej zapas. Wróciła i odłożyła ją na miejsce, po czym przewiesiła przez ramię torbę i podniosła królika z łóżka.
- Idziemy jeść - oznajmiła, przytulając do siebie zwierzaka i wychodząc z pokoju. Zeszła na dół kierując się do kuchni. Już na miejscu postawiła Puszka na podłodze, a ten natychmiast "potruchtał" w kierunku kuwety. Nauczenie go z niej korzystać było wyjątkowo przydatne. Otworzyła lodówkę, wyjmując z niej sałatę, marchewkę oraz dwa jabłka.
Zrobienie sałatki dla siebie oraz pupila nie zajęło jej dużo czasu. Jedzenie dla niego zaniosła na górę, podobnie jak wyrywającego się pod wpływem wyczuwanego przysmaku futrzaka. Zbiegła na dół, spakowała przygotowaną w termosie czarną herbatę oraz sałatkę w plastikowym pojemniczku wraz z widelcem owiniętym w papier do torby, po czym udała się do holu. Wiedziała, że przygotowany posiłek najprawdopodobniej skończy w koszu na śmieci i prawdopodobnie zrobiła go nadaremno, ale jakoś niespecjalnie przejęła się tym faktem. Przebrała jedynie buty na martensy, po czym wyszła, zamykając drzwi na klucz. Skierowała się w stronę centrum miasta, puszczając muzykę na słuchawkach. Nie miała kompletnie planu na dzisiejszy dzień, a dochodziła dopiero piętnasta, gdy zjawiła się w parku. Śpiew ptaków był słyszalny wszędzie, obok niej przebiegł mały pies, najprawdopodobniej kundelek. Szła szybkim krokiem mimo ciężaru jej butów. W pewnym momencie odwróciła się w tył, żeby sprawdzić czy ktoś za nią nie idzie. Czasami miała podobne odruchy, nie mające na celu właściwie nic konkretnego.
Szła cały czas, powoli tracąc nadzieję na jakikolwiek postęp w poszukiwaniach wyjścia z parku. "Jakim cudem jest on taki duży?" - myślała. Jeszcze nigdy nie zgubiła się w podobnym miejscu, a od ponad dwudziestu minut ciągłej tułaczki nawet nie skojarzyła, gdzie mogłaby się znajdować. Zrezygnowana stwierdziła, że nawet jeśli by znalazła w końcu to wyjście, to trwałoby to stanowczo dłużej, niż gdyby spytała kogokolwiek o drogę. Czuła się jak debil, gdy podchodziła do zupełnie nieznajomej sobie osoby, by prosić o pomoc w odnalezieniu drogi.
- Um, hej - przywitała się z nieznajomym człowiekiem. Gdy zdobyła jego uwagę i pytające spojrzenie, zaczęła kontynuować - Chyba się zgubiłam. Chodzę od prawie połowy godziny i kompletnie nie wiem jak stąd wyjść, może dasz radę mi wytłumaczyć drogę lub chociaż jakoś naprowadzić? - spytała z nadzieją w głosie, zabijając w sobie wstyd i niezręczność. Starała się wyglądać na radosną, ale zakłopotanie mimo wszystko gościło na jej twarzy. Częściowo specjalnie, jednak chyba nie planowała ukazywać go tak bardzo. Bo jaką sierotą trzeba być, żeby zgubić się w głupim parku?

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz