5 maj 2019

Od Althei C.D Bellami

Roztrzęsienie, strach czający się w każdym zakątku umysłu i przypominające o sobie zagubienie. To wszystko pokryła niezmierzona ulga oraz spokój, które chciałam zatrzymać najdłużej jak tylko się dało. Modliłam się, by żadne dźwięki dobiegające z ciemnego wnętrza korytarza nie zburzyły mojego względnego bezpieczeństwa. Z trudem posuwałam się do przodu po długich, betonowych schodach, które sprawiały, że moje wyduszone z sił mięśnie zaczęły palić niczym żywym ogniem. Pościeranymi dłońmi wspomagałam się przy ścianie, byleby nie spaść i nie sturlać się, bo to doświadczenie nawet w mojej głowie wydawało się zbyt bolesne, pomimo tego, co udało mi się już przetrwać.
Przyspieszałam bezustannie, chcąc być na górze jak najszybciej, i na ostatnim schodku, kiedy podbiegła do mnie pewna postać, niemal padłam na beton ze stłumionym jękiem.
- Mam cię — odezwał się kobiecy głos, kiedy nieznana ręka skutecznie podtrzymała mnie na gruncie.  Moje nogi otrzymały wtedy nieznaczny zastrzyk energii, dzięki któremu byłam w stanie ruszyć dalej. — Idziemy prosto do samochodu, dasz radę.
- Dam radę — powtórzyłam, ale bez przekonania.
- Bell nadal w środku? — Obie zbliżałyśmy się do wyjścia. Ani po ludziach, ani trupach, nie było już śladu. Tylko ta niezakłócona cisza.

- Powiedział, że ma jeszcze coś do zrobienia — odparłam, zerkając na jej kamienne spojrzenie utkwione w przestrzeni przed nami. — Da sobie radę.
Wierzyłam Katfrin. Ba, nawet nie pomyślałam, że może się mylić względem swojego starszego brata. A może po prostu siedzący mi w głowie koszmar nie pozwolił mi na to, by choć pomyśleć o powrocie.
Nigdy w życiu.
W ustronnym miejscu obie odnalazłyśmy samochód Bella. Katfrin wślizgnęła się na przód, a ja wsiadłam na tylne siedzenia. Czas rozciągał się w nieskończoność. Jego bieg bywał niezręczny, szczególnie kiedy wpatrywanie się w budynek nie przynosiło efektów. Przez myśl przemknęło mi nawet, że mężczyzna sobie nie poradził i leży gdzieś wśród ciał, które sam zabił.
- To twoja krew? — Mój wzrok przeczesał jej usmolone krwią ubranie. Kobieta jednak ani nie kulała, ani grymasy na jej twarzy nie zdradzały wielkiego bólu.
Na moje słowa sama zaczęła się pobieżnie oglądać.
- Nie sądzę. — Wzruszyła ramionami. — W każdym razie nie jest źle. Czekamy na Bella. — Zaczęła przegrzebywać schowek. Odnalazła zapalniczkę i papierosy, po czym odpaliła je, posyłając mi tylko spojrzenie, które proponowało mi jedną sztukę. Kiedy pokręciłam głową w odmowie, odwróciła się z powrotem do przedniej szyby i z rozluźnieniem wypuściła dym z ust.
Bellamiego nadal nie było. Minął co najmniej kwadrans, ale był równie odczuwalny, co cholernie ciężka godzina.
- Spieszy się tak, jak z uratowaniem ciebie — skomentowała mimochodem.
Zmarszczyłam delikatnie brwi, zastanawiając się nad jej słowami, które, szczerze mówiąc, zbiły mnie z tropu.
- Co masz na myśli? 
Odnalazłam jej apatyczne spojrzenie w lusterku. 
- Wiesz, Bell zwlekał z ratunkiem — powiedziała to tak obojętnie, że poczułam się mocno skonsternowana. — Bardziej zależało mu na zemście, dlatego teraz pewnie siedzi i rozpierdala Neilowi twarz.
Zabrakło mi słów, dlatego zamilkłam na dłuższy czas, zamykając się w swojej głowie. Wezbrało we mnie dziwne uczucie irytacji i żalu, że właśnie tak zostałam potraktowana przez człowieka, któremu nawet ufałam. Im więcej nad tym rozmyślałam, tym mniej powodów do tego mi się nasuwało. Cierpiałam. Tyle cierpiałam, a on miał to głęboko w dupie, choć przez niego wylądowałam w tamtym okrutnym miejscu.
Moje rozważania przerwał nagły dźwięk otwieranych drzwi. Bell wrócił.
- Muszę się napić — stwierdził, ledwo wchodząc do samochodu. Z jego ramienia strumieniem płynęła krew. Reszta ciała zniknęła w cieniu, gdy tylko zasiadł za kierownicą z cichym syknięciem.
- Krwawisz — zauważyła Katfrin. — Gdzie dostałeś?
- Pocisk otarł mi się o brzuch. Dostałem w ramię — powiedział krótko i bez żadnego zapięcia pasów odjechał z piskiem opon. Wszyscy zatrzęśliśmy się w samochodzie wskutek gwałtownego skrętu. Czułam łamaną pod nami granicę prędkości, jednak obecny stan psychiczny nawet nie pozwalał mi na to reagować.
Potem nastała już tak martwa cisza, która utrzymała się aż do momentu, w jakim Katfrin wysiadła na swojej posesji. Zdążyłam jej podziękować za to, że pomogła w tej ratującej mi życie strzelaninie, a w następnej chwili już oparłam łokieć o jedno przednie siedzenie, by móc spojrzeć na ranę Bellamiego. Musiałam znaleźć pretekst do tego, żeby mieć dłuższą chwilę do rozmowy, a samochód nie wydawał mi się do tego dobrym miejscem. Poza tym nie bądźmy aż tak wredni, bo przecież Bell mimo wszystko mnie stąd wydostał. Prawdopodobnie tylko ten powód zaoferowania swojej pomocy mogłam uznać za sensowny.
- Ciągle krwawisz — oznajmiłam. — Pewnie kula utknęła. Mogę ci z tym pomóc.
Rzucił mi pojedyncze spojrzenie i wrócił wzrokiem na drogę.
- W takim razie zatrzymujemy się u mnie.
Idealnie.

***

W przestronnym domu Bella całkiem sprawnie przygotowałam wszystko, co mogłoby posłużyć za opatrunek. Nie zabrakło więc bandaży, ale za odkażacz musiałam uznać czysty alkohol — tego miał tu akurat pod dostatkiem. Czekałam na niego w całkiem sporej łazience z możliwością siedzenia na obramowaniu wanny. Kiedy wszedł do środka, niemal zaskoczył mnie widok ubrań, które ze sobą przyniósł. 
- Powinnaś zmienić te brudne ubrania — mruknął. — I wziąć prysznic.
- Nie chcę twoich ubrań. — Wypaliłam, nie mogąc już wstrzymywać w sobie mieszanki negatywnych emocji. W odpowiedzi Bell tylko zmarszczył delikatnie brwi, nie chcąc chyba zadawać zbędnych pytań. Położył więc czyste odzienie na kancie wanny. — To prawda, hm?
- Co „prawda”?
- Wcale nie zamierzałeś po mnie pójść — zaczęłam tłumaczyć. Mój głos stawał się coraz twardszy, ale jednocześnie smutniejszy. Złamany w pół. — Miałeś kompletnie gdzieś to, że tam byłam. A byłam tam przez ciebie. Wolałeś cholerną zemstę. — Ciągle patrzyłam na niego wzrokiem pełnym autentycznego żalu. — Szmacili mnie, poniżali, gwałcili. Chciałabym ci podziękować za bohaterski ratunek, ale nie potrafię tego powiedzieć. Po prostu daj mi te cholerne ramię. Postaram się nie wbijać pęsety zbyt boleśnie. — A jednak mnie to kusi.
Spuściłam wzrok, tylko czekając na należną szczerość.

Bellami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz