7 maj 2019

Od Trace'a C.D Noelia

Po ostatnich słowach nieznajomej mu dziewczyny, Trace zdołał spojrzeć na nią z innej perspektywy. Wiedział, że mogła kłamać, aby uśpić jego czujność i zadać kolejny cios. Jednak nie zbaczając na nic gołym okiem można było śmiało stwierdzić, była człowiekiem. Żywą istotą jak on, czy każdy inny na planecie. Nie chciał drążyć tematu, czy nawet próbować uciekać. To nie miało najmniejszego sensu. W obecnej chwili mówił jak typowy, starszy brat. 
W odbiciu jej oczu widział siebie. Sam przez długi czas życia nie był święty. Niejednokrotnie miał problemy z prawem, jednak zawsze udawało mu się uciec. Bądź wina wpływała na inne osoby. Najprawdopodobniej w sytuacji Noelli zawiniła rodzina i sposób wychowania. Narzucanie poglądów nigdy nie kończyło się dobrze, rujnując prawdziwe poglądy na świat wykreowane przez ich właściciela. 
- Każda gąsienica na samym początku nie jest piękna. Musi minąć czas, walczyć o przetrwanie w środowisku. Jeśli jednak się jej powiedzie, zamienia się w pięknego, barwnego motyla. Wtedy nareszcie może poznać smak wolności. Być podziwianym przez innych. - szepnął z powagą w głosie, nie zrywając pod żadnym względem kontaktu wzrokowego. - Każdy w swoim życiu upada. Niszczy dawnego siebie, pomimo wewnętrznej walki, jednak ciężko jest zwrócić. Sztuką jest się podnieść i unieść głowę ponownie. 

- Taka osoba jak ty, nigdy nie zrozumie. Każdy facet jest taki sam, pomimo zapewnień o lojalności i uczuciu… Zniknie jak bańka mydlana, pozostawiając rozpacz! - krzyknęła z frustracja prosto w jego twarz. Przegryzł delikatnie wargę, czując wbijające się boleśnie paznokcie w skórę. 
 - Nie znasz mnie, Noellio… Nie wiesz, jaki byłem w przeszłości pozostawionej za moimi plecami. - powiedział. Zaskakując nawet samego siebie, po prostu przytulił tą niedocenianą przez wszystkich dziewczynę. Czuł jak momentalnie się spięła. Szukała ucieczki, jednak policjant nie zamierzał odpuścić. Nabrał do płuc głęboki oddech, aby chodź na trochę powstrzymać ból, po wbitym prostu w brzuch nożu.   - Nie wiem kto zawinił, że tak się zmieniłaś. Ale taka pierdolnięta ameba jak ja… Potrafi dostrzec twoje piękno, skrywane pod maską. Nie wierzę w brednie religijne, ale każdy upadły anioł… Może powrócić, przywdziewając oślepiające blaskiem skrzydła. 
- Zostaw mnie. Słyszysz? Pozwalasz sobie za dużo, psie. 
- Mam świadomość tego, że moja słowa nic nie wnoszą. - uśmiechnął się niemrawo, odsuwając się od blondynki. Wyciągnął przed siebie dłonie, dając znak, aby ponownie go związała. W tej sytuacji był pogodzony z własnym losem. Może to odkupienie win, pomyślał. - Nie boję się śmierci. Pokalecz mnie, pozbaw kończyn. Dalej torturuj dla własnej satysfakcji, skoro taką podjęłaś drogę. 
Dopiero wtedy zdołał spojrzeć na wszystkie rzeczy, które porzuciła jego niedoszła morderczyni przy drzwiach. Na samą myśl o sposobach zabawiania się tym wszystkim, przełknął ślinę. Przez utratę soczewek, które najpewniej wypadły nie widział za dobrze z dużej odległości. Jedna myśl od feralnego trafienia tutaj pozostała przy nim - jego los jest przesądzony. 

~*~

Nie wiedział ile czasu mogło minąć, kiedy starsza od niego kobieta zakończyła “swoją zemstę, za pogrywanie na uczuciach”. Leżenie w posoce własnej krwi nie należało do najprzyjemniejszych. Musiał odpocząć. Ból czaszki w niczym nie pomagał, a organizm wręcz domagał się wody oraz najmniejszego posiłku. Po dłuższym leżeniu na ziemi, ostatkiem sił zdołał ponownie oprzeć się o lodowatą ścianę. W obecnej chwili na niego nie narzekał. Niczym kompres leczniczy idealnie łagodził ból wyniszczonych od bata pleców. Dzięki jedynie skrępowanym dłonią z przodu ciała, zdołał wyciągnąć nareszcie tkwiące ostrze w kolanie. Bezradnie położył go obok siebie. Nie zamierzał dać jej satysfakcji z samobójstwa. 
- M-monty… - wyszeptał. Zaciśnięte, suche niczym sahara gardło nie pomagało w obecnej sytuacji. Niczym żołnierz wykończony długimi bojami, zaczął czołgać się po brudnej podłodze piwnicy. Będąc tuż przy towarzyszu niedoli, padł ze zmęczenia. Widok dużej plamy krwi wokół jego osoby, spowodował spadek nadziei o odzyskanie przyjaciela. Opierając się plecami o ścianę, przełożył sobie jego głowę na swoich kolanach. Brak jakichkolwiek reakcji na bodźce. Nienaturalna bladość skóry, czy ledwo wyczuwalne tętno świadczyło o jednym. - C-cholero… Nie zostawiaj mnie…


Noellia? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz