29 maj 2019

Od Rachel C.D Lionell

Przyglądała się zadziwiająco dobrze wyglądającemu chłopakowi. Dlaczego zadziwiająco dobrze? Mimo, iż przed chwilą zwymiotował treść żołądkową, to twarz wciąż posiadał przystojną, włosy wyglądały dobrze nawet stojąc na wszystkie strony, ubrania wciąż znakomicie na nim leżały. Większość widząc go w takim stanie powiedziałaby jednak coś w stylu "Gościu, co ty sobie zrobiłeś?", jednak dla Rachel wciąż wyglądał po prostu dobrze. Przestąpiła z nogi na nogę, słysząc zadane jej pytania. Obecność ledwo znajomej jej osoby - ale już nie w pełni nieznajomej - we własnym domu wprowadzała ją w dziwny stan niepokoju.
- Jestem Rachel, wciąż chodzę do szkoły, tyle że dzisiaj chyba wagaruję. Mam szesnaście lat - odpowiedziała zgodnie z prawdą, z początku zastanawiając się, czy wyjawianie nazwiska to dobry pomysł. Doszła do wniosku że poda je dopiero, gdy dopyta o nie - jak na razie chciała zachować jak najwięcej informacji dla siebie.


- Szesnaście? Siedzę u jakiegoś bachora? - spytał z niedowierzaniem. Zastanowiła się na moment, ile w takim razie obstawiał, że mogłaby mieć. W końcu ma kaca i to niewątpliwie małego, więc być może nie myśli też trzeźwo. Ciekawiło ją również, czy jest niemiły ze względu na nietypową sytuację, kiepskie samopoczucie, jest taki na co dzień, czy też parę naraz. - Przeważnie adopcja przebiega odwrotnie - mruknął pod nosem, ale bez dwóch zdań chciał, by to usłyszała. Nie zareagowała na tę uwagę, prawdopodobnie mającą na celu w jakiś sposób ją dotknąć, ale niezbyt się tym przejęła. W końcu wiek nie zawsze mówi coś o człowieku. W zasadzie, rzadko tak jest. Wiadomo, osoby młodsze mają mniej doświadczenia, mniej wiedzy o świecie i tak dalej, jednakże nie oznacza to, że mają mniej za sobą i tym samym nie wzbogaciły swojego umysłu dodatkowymi cennymi stwierdzeniami.
- Tak, przeważnie tak - przyznała, zakładając ręce na piersi. Postanowiła przejść do tematu, który bardziej obchodziłby Lionella. Na moment korciło ją, żeby rzucić uwagę na temat jego kociego imienia, ale postanowiła sobie to odpuścić - w końcu nie wyglądał na zadowolonego w chociażby najmniejszym stopniu jej obecnością. W końcu się odezwała:
- A więc, nie mam w domu żadnego alkoholu, a z tego co wiem, to nim właśnie leczy się kaca. Mam za to koszyk pełen tabletek przeciwbólowych, więc jeśli ich nie wyrzygasz, to by może pomogą. Chcesz to możesz jeszcze zostać, ale przed czwartą muszę wyjść z domu - oznajmiła rozważając o tym co będzie, jeśli przystanie na propozycję i zostanie z nią jeszcze te parę godzin. Oparła się ramieniem o framugę drzwi.
- Przed czwartą? - spytał zdziwiony. No tak, raczej nie będzie wiedział nawet, która jest godzina. - Która jest? - jej podejrzenia się potwierdziły wraz z zadawanym pytaniem. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy skrzywił twarz, prawdopodobnie w wyniku fali zalewającej go bólem głowy. Sytuacja ją lekko bawiła, nie mogłaby zaprzeczyć.
- Około pierwszej - powiedziała, gdy uświadomiła sobie, że zostawiła telefon w kuchni. Ostatnim razem gdy sprawdzała godzinę, było za dwadzieścia, więc obstawiała na oko obecny czas. - Długo spałeś - dodała, gdy ten już otwierał usta, żeby się odezwać.
- Mogło być gorzej - nie była pewna, czy powiedział to do niej, czy raczej do siebie samego, więc ponownie postanowiła otworzyć ważniejszy temat.
- Jeśli chcesz możesz dojść trochę do siebie czy coś. Chodzenie w takim stanie nie tylko musi być niewygodne, ale może być i niebezpieczne, a miasto teraz jest naprawdę zatłoczone i jeszcze byś wpadł pod jakiś samochód - mówiła, podczas gdy ten powoli wstawał. Nie była pewna, czy czasem nie zachowuje się zbyt ufnie w stosunku do niego, ale nie odczuwała stresu żadną kradzieżą, czy nawet atakiem. Jakby wypierała takie możliwości z rzeczywistości.
- Nie potrzebuję pomocy - powiedział jakby groźnie i mimowolnie odczuła jeszcze większy poziom stresu. To wręcz zadziwiające, że obawiała się samej obecności, a nie konsekwencji jakie mogłyby z niej wyniknąć. Uśmiechnęła się jedynie blado, po czym odsunęła i oddaliła nieco w tył, wychodząc z pomieszczenia.
- Idę poszukać ci czegoś na ból głowy, a ty w tym czasie się ogarnij - wskazała dłonią na kran przed nim. - Będę w kuchni, wołaj jakby coś - dodała jeszcze, po czym chwyciła za klamkę i zamknęła za sobą drzwi do toalety. Oparła się o nie plecami, wydychając głośno powietrze. Jeszcze nikt oprócz niej oraz rodziców nie widział domu i czuła się dziwnie, że właśnie wręcz zaprosiła do siebie praktycznie zupełnie nieznanego człowieka, w dodatku zostawiając go samego. Starała się skupić na oddechu, gdy weszła do kuchni, otwierając szafkę z lekami. Oczywiście pod nogi musiała podstawić sobie krzesło, bo nie dosięgała najwyższej pułki - właśnie tej, gdzie znajdował się cel jej poszukiwań. Sięgnęła po koszyk i podskoczyła, gdy usłyszała za sobą głos:
- Nie dość że bachor, to jeszcze niski - zeszła z krzesła i odwróciła się, piorunując spojrzeniem stojącego parę metrów dalej bruneta.
- Znalazłam leki. Może nie bierz ich już teraz, bo znowu zwymiotujesz... - podała mu koszyk, by wybrał to, co jego zdaniem najodpowiedniejsze, a ten tylko wyciągnął jedno z pudełek, po czym wpakował na język chyba ze trzy tabletki i z szatańskim uśmiechem na twarzy mówiącym "nie będziesz mi mówić, co mam robić", udał się do salonu. Była pewna że po wodę, więc nie zareagowała w jakikolwiek sposób. Podeszła do lodówki z zamiarem wyjęcia sałaty dla Puszka. Jej zamiary pokrzyżował jednak dźwięk zamykanych drzwi. Wręcz ich trzaśnięcie. Zmarszczyła czoło, podbiegając szybko do okna, za którym ujrzała Lionella idącego szybkim krokiem. Westchnęła pod nosem, kierując się z powrotem do kuchni. On naprawdę nie zna słowa "dziękuję".
Ubierała buty, gdy jej wzrok przykuł niewielki przedmiot na stoliku w salonie. Podeszła do niego i z niedowierzaniem ujrzała telefon jej wcześniejszego "gościa".
- Kretyn - mruknęła sama do siebie, ujmując w dłonie przedmiot. Zablokowany. Wyjęła swój, po czym zaczęła przeglądać przeróżne portale społecznościowe z nadzieją, że znajdzie cokolwiek mogącego jej podpowiedzieć, gdzie mógłby się teraz znajdować chłopak, albo nawet gdzie mieszka. Nic z tego. Wsadziła komórkę do kieszeni spodni, po czym do swojej własnej podłączyła słuchawki i ubrała je na głowę. Założyła drugiego buta, po czym wyszła z domu, zamykając go na klucz.
Chodziła przez ponad godzinę, ostatecznie zatrzymując się w miejscu, gdzie znalazła Lionella. Siedziała na ławce słuchając muzyki przez prawie piętnaście minut, gdy jej oczom ukazał się jej obiekt poszukiwań - Lionell Patterson we własnej osobie. Szedł powoli przed siebie. Widać było, że wędrówka go męczy. Mocno zdziwił ją fakt, że nie poszedł do swojego miejsca zamieszkania w takim stanie. Wzięła głęboki wdech, po czym wstała i zaczęła iść w stronę chłopaka. Czuła się, jakby szła w stronę prawdziwego lwa. W momencie gdy ją ujrzał, jego twarz nabrała nieprzyjemnego grymasu. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jej obecność nie jest w żaden sposób mile przez niego odbierana.
- Zanim zaczniesz się rzucać masz, zapomniałeś czegoś - odezwała się już parę metrów przed nim, chcąc uprzedzić jego najprawdopodobniej kąśliwe słowa. Wyciągnęła z kieszeni telefon Lionella, machając nim jak jakąś zabawką, po czym wyprostowała rękę w stronę czarnowłosego.
- Zepsuj, to nie żyjesz - warknął widząc jej poczynania. Zaśmiała się jedynie kpiąco.
- Pilnuj swoich rzeczy - odezwała się, gdy odebrał swoją własność.
- A ty swojego życia - jego wypowiedź trochę ją uradziła, ale on zdawał się tym w żaden sposób nie przejmować.
- Wiesz już jak wrócić do domu? - spytała, zakładając ręce na piersi. Zastanawiało ją, czy wcześniej był tak pijany, że nie mógł odnaleźć drogi, czy być może się zgubił.

<Lionell?>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz