20 maj 2019

Od Candice C.D Neal

Jego słowa intrygują mnie niczym bajkowa, dziecięca, nawet zbyt przyjemna opowieść. Słucham go ze wzrokiem padającym wprost na niebieskie, błyszczące oczy, które pochłonięte zupełną nostalgią wydają się tkwić w niczym. W przestrzeni, w jakiej być może stworzył się wyraźny obraz przeszłości zamknięty w jego umyśle.
Po mojej głowie nieoczekiwanie zaczyna krzątać się dziwna myśl. Forma deja vu. Sama refleksja o egzotycznych kwiatach, setkach pięknych motyli o tysiącach barw przywiała falę czegoś, czego nie mogę nazwać pełnymi wspomnieniami, ale może prędzej niewyjaśnionym wrażeniem. Rozprawianie nad tym w zaciszu mojego umysłu porywa mnie na długi moment, już po tym, jak Neal ucichł i na mnie patrzył. 
Podpieram się pod boki, mając nadzieję, że nie zauważył tej chwili mojego zagubienia. Już za moment odpowiadam mu pewnym, oczywistym tonem.

- Jasne, chcę tam pójść. Prowadź. — Czekam, aż zacznie iść, lecz on powtarza swój spontaniczny uścisk i od razu kieruje nas w miejsce, które wcale nie jest tak odległe, jak mi się wcześniej zdawało. Ciemność nadal nas chłonie, przyprawiając mnie o gęsią skórkę, jednak zauważam, że sama obecność chłopaka obok pomaga mi się uporać z tym przerażającym, wręcz niepokojącym uczuciem, jakie niosą odmęty mroku.
Jedna ze szklanych ścian odbija blask księżyca. Neal ostatecznie dzięki temu znajduje udeptaną ścieżkę do oczekiwanego miejsca, do którego zmierzamy umiarkowanymi krokami. Następnie w biegu, jak gdyby nie chcąc, by ktokolwiek nas przyuważył, wkraczamy do wnętrza sporego ogrodu. Od razu pada na nas rozproszone światło jaśniejącego księżyca. Spoglądam w górę. Hipnotyzuje mnie widok szklanego, nieznacznie zaokrąglonego sufitu, którego budują metalowe, zardzewiałe już elementy. Rośliny, choć nieco zaniedbane, dalej pną się po ścianach, widocznie wydostając się spod kontroli. Dookoła rozróżniam szeregi innych kwiatów, które pokryte ciemnością stają się nie do rozpoznania. Wiem, że jestem zamknięta w podziwie i nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, jak długo trwam w tym stanie.
- Jesteś taka zamyślona, że pewnie gdybym cię tu zostawił, to byś nie zauważyła — odzywa się w końcu. 
- Nieprawda. — Odwracam się gwałtownie do niego. — To po prostu... — szukam słów — bardzo ładne miejsce. Wiesz, przydałaby się mała metamorfoza, ale nie narzekam. Przychodziłeś tu ostatnio za dzieciaka?
Kiwa głową w odpowiedzi. Sam się rozgląda w niejakiej nostalgii, a przynajmniej mogę to wywnioskować z jego twarzy i wyrazu oczu, które wpatrują się badawczo w każdy osobny kąt szklarni.
- Potem jakoś trochę nie było okazji — mamrocze. Łapię jego spojrzenie, ale nie na długo.
- Przychodzić tu samemu, bez rodziców czy przyjaciółki, to już nie to samo co dawne, piękne wspomnienie — odwołuję się do jego opowieści i krzyżuję ręce na piersiach.
- No, chyba masz rację — mówi. Może nawet odrobinę smutno. Sama nie wiem, co może rozważać w tej swojej blond głowie.
Przyłapuję się na tym, że wcale nie chcę oglądać tego wzroku. Niebieskie oczy wyglądały o wiele lepiej, kiedy błyskały szczerą radością. Podchodzę więc do chłopaka. W powietrzu zanika nawet dźwięk naszych oddechów, które wcześniej przeplatały się ze sobą w szumiącej ciszy. Słyszę tylko strumyk wody.
Unoszę palec wskazujący i delikatnie przysuwam go do kącika jego ust, które wykrzywiam w  częściowym uśmiechu. Na mojej twarzy pojawia się dokładnie taki sam, tyle że bardziej triumfalny. 
- Tak lepiej.
I gdy chcę zabrać dłoń, zupełnie znikąd urodziwy, kolorowy motyl ląduje mi na palcu, który utrzymuję w górze niedaleko twarzy chłopaka. Zastygam w miejscu, podobnie jak Neal, i oboje tylko obserwujemy z nielada zdziwieniem, jak delikatne skrzydełka cudu natury przestają się ruszać, składając się do siebie.
- Patrz — szepczę.
- Widzę — odpowiada od razu.
- Myślałam, że motyle żyły tu kiedyś. — Wargi mi się ledwo poruszają. Nie chcę wystraszyć tego symbolu delikatności, czego dowodem jest wypełnianie każdego ruchu wręcz przesadną ostrożnością.
- Bo to prawda — odpowiada, jednak bezrefleksyjne wzruszenie ramionami chłopaka płoszy motyla, który chwilę potem odlatuje poza zasięg naszych oczu.
W ciszy oboje siadamy na jednej z pobliskich ławek obrośniętych ciemnozieloną roślinnością. Krzyżuję nogi, odchylam się, by dotknąć plecami oparcia, i cicho wzdycham, próbując wrócić pamięcią do bardziej odległych wspomnień. Były dziurawe. Zamglone.
- Też miałam kiedyś przyjaciela — rozrywam ciszę swoim głosem. Czuję na sobie wzrok Lyne'a, mam też wrażenie, że powiedziałam coś skrajnie nieprzyzwoitego, lecz nie powstrzymuję mnie to. — Nie pamiętam o nim za wiele, ale pamięć mi podpowiada, że był to jedyny i ostatni człowiek, któremu wiedziałam, że ufam. — Spuszczam głowę na małą chwilę.
Nie powinnam mu czegokolwiek mówić. 
- Dobra, Lyne, robi się późno.
- Późno zrobiło się dawno temu, Tess. — Zerka na wyświetlacz w telefonie. Widnieje na nim prawie wpół do pierwszej w nocy, ale nie panikuję przez to, nawet wiedząc, że właśnie tego dnia czeka mnie wymarzone zaliczenie.
- Najwyższa pora, żeby pójść spać. — Ziewam, zakrywając częściowo usta. — Czas z tobą spędzało się milej, niż się tego spodziewałam — przyznaję otwarcie, rzucając mu uśmiech. W odpowiedzi chowa ręce do kieszeni, wstaje z ławki, nawet się delikatnie uśmiecha.
- Spodziewałaś się czegoś innego? — zauważa.
- Powiedzmy — odpieram szczerze, nie patrząc za reakcją. — Miałam obawy, że nie odezwiesz się do mnie ani słowem. Ale dawno nie byłam w takim błędzie. Pamiętaj, że to komplement. — Puszczam mu oczko i ostatecznie podnoszę się z ławki.
- Dziękuję? — Parska z niewyraźną miną, po czym powraca ona do normalności. — Musimy wrócić do motoru. Stamtąd odwiozę cię tam, gdzie mieszkasz.
- Niedaleko. Centrum miasta.
- Dziwne, że wcześniej cię nie widziałem, bo też tam mieszkam — oznajmia, kiedy oboje opuszczamy szklarnię i kierujemy się chodnikiem.
- Wprowadziłam się stosunkowo niedawno. — Wzruszam jedynie ramionami.
Kolejnej rzeczy się o nim dowiaduję.


***

Przed moim apartamentowcem rozmawiamy jeszcze jakieś dziesięć minut. Neal odprowadza mnie do samych drzwi, ale dalej nie wchodzi, tylko patrzy, jak opieram się o framugę. Decyduję się zapoczątkować pożegnanie, choć mimo późnej godziny nadal mam w sobie sporą dawkę energii. Idealnie na noc pełną nauki.
- Następnym razem nie idziemy z naszymi znajomymi — mówię pewnie.
- Następnym razem? — Neal przekrzywia głowę, a ja powstrzymuję wywrócenie oczami.
- No tak. — Uśmiecham się. — Poza tym... — Przerywam, bo widzę, jak wzrok Lyne'a przesuwa się w bok, na ścianę, na której wisi moje zdjęcie z dawnych, bardzo dawnych lat. Tkwi w nim skupionym spojrzeniem na tyle długo, że nie mogę nie reagować. — Neal? — Marszczę brwi.
- Hm?
Niezręcznie.
- Nie patrz się, nie miałam tam makijażu, wyglądam okropnie, wiem. — Zasłaniam zdjęcie, opadając  ciałem na przeciwległy bok drzwi. — To... cześć? — Nadal mam wrażenie, że jest nieco zamyślony, ale ignoruję to i posyłam mu niezbyt śmiały uśmiech. Na te pytanie jednak odżywa.
- Jasne. Dobranoc. — Żegna się. Spotykamy się jeszcze spojrzeniami na małą chwilę, po czym w końcu zamykam drzwi, nie tłumiąc głośnego westchnienia. Moje plecy spotykają się z powierzchnią, od której nie odrywam się dłuższy czas. Odpoczynek to jedyne, co mam teraz na myśli, ale jest tak daleko ode mnie, że może pozostać zapisane tylko jako odległe marzenie. Do łóżka kładę się dopiero wpół do trzeciej, kiedy zaraz po kąpieli przestają nękać mnie myśli o przerobionym zbiorze morderczych zadań. Mój umysł dopada inna myśl.
Taka, jakiej w ogóle się nie spodziewałam.
Lyne. 
Skąd znam to nazwisko? Przez głowę przemyka mi pomysł, że być może Neal podał mi te dane wprost do telefonu i nawet tego nie pamiętam. Bo pamięć mam słabą. Szybko zaglądam do urządzenia, zbywam to, że jego ostro świecący wyświetlacz niesamowicie razi mnie w oczy, i sprawdzam ekspresowo kontakty. Żadnego Lyne'a. Tylko Neal i te dziwne zastanowienie, skąd wyrwało mi się te nagłe Lyne. 
Od kiedy go poznałam, łapię się na rzadkich wrażeniach, których nawet nie jestem w stanie sensownie wyjaśnić. Park w Avenley. Myśl o przyjacielu przychodząca w szklarni i teraz, kiedy dopada mnie głupie rozważanie o nazwisku, które równie dobrze może martwić mnie zupełnie bez powodu.
Cholera, i po co mi to?


Neal?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz