13 maj 2019

Od Neala c.d. Candice

Wysilam się na uśmiech, kiedy mówi o deja vu... To tylko delikatnie załamuje mnie w środku. Jest z innego miasta, ma tam rodzinę, a więc to nie może być moja Candice. A to uczucie, że kiedyś się tutaj było? Mogła przyjechać tutaj z rodzicami i teraz nawet tego nie pamięta, ponieważ to były zbyt dawno temu, żeby jej umysł o tym pamiętał. Postanawiam jednak zabrać ją w nieco charakterystyczne dla mnie miejsca, tak chyba dla czystej satysfakcji i czystego sumienia, że sprawdziłem tą sytuację w każdy możliwy sposób. Chociaż tak naprawdę wiem, że to tylko cicha nadzieja, taki cienki głosik z tyłu głowy, które próbuje mnie zmusić do znalezienie jakiegoś punkty zaczepienia. To trochę jak mania, uzależnienia, kiedy w każdej dziewczynie, które codziennie mijam na ulicy w licznie dosłownie setek, szukam tej jednej, można powiedzieć najważniejszej. Ciężko mi wytłumaczyć dlaczego tak jest i dlatego tak kurczowo trzymam się wspomnienia o niej. Mam wrażenie, że to tylko pewnego rodzaju stała w moim życiu, osoba, która sprawiała, że miałem panowanie nad sytuacją, taki symbol tego, co dziecinne, dobre i zwyczajnie proste. Bez tej niepotrzebnej dorosłej gmatwaniny, tego owijania w bawełnę, bez tych prób pokazania drugiej osobie co masz w głowie. Wtedy tego nie potrzebowaliśmy, mogliśmy być ze sobą prosto, bez zbędnych słów, niezręcznych sytuacji, uczuć i zranienia... Może to dlatego szukam Candice? Bo jestem zraniony, gdzieś nadal wczuwam drzazgę jej zniknięcie i tego, że zostałem sam w tym moich cudownym rozpadającym się cegła po cegle domu.

Prowadzę Candice do dosyć nietypowego kina, w którym odbywa się festiwal. Wygląda ono dosłownie jakby zostało wyjęte z początku ubiegłego wieku. Zabawna kasa przed wejściem, wyglądające jak niska wieżyczka zamku, gdzie starszy pan sprzedaje bilety. To ona wybiera bilety, ja za nie płace i wcale nie przeszkadza mi ten układ, ponieważ obawiam się, że mógłbym wybrać coś, co by się jej nie podobało.
- "Duma i Uprzedzenie"? - pytam niemalże z niedowierzaniem. Myślałem, że ludzie oglądający to poza mną nie istnieją. W końcu kto całkiem normalny zna tego typu klasykę literatury, w tym wypadku przerzuconą na ekran? Z naszego pokolenia już raczej niewiele osób.
- Tak.. znaczy, możemy zmienić jeśli nie chcesz - mówi jakby trochę nie tak pewnie jak zazwyczaj, jednak ja tylko kręcę głową.
- Zwariowałaś? Takiego filmu na tym festiwalu to bym nie przepuścił - łapię ją jakoś spontanicznie i biegniemy do sali, w której ma się odbyć seans. Przed samym wejściem kupujemy jeszcze popcorn, ponieważ co to za film bez tego smakołyku. Najgenialniejsza rzecz na świecie, którą objadałem się na każdej nocce filmowej, podczas oglądania nieskończonej liczby bajek w moim, czy jej domu. W sali czeka na nas kolejny ciekawy widok, krzesła niczym w dawnym teatrze, czerwone z zaokrąglonym oparciem, wyłożone miękką gąbką. Zerkamy na siebie z pewnym zdziwieniem i idziemy pośród prawie w całości wolnych rzędów krzeseł, aby usiąść praktycznie na samym środku. Obracam się za siebie i nie wierzę własnym oczom. Trącam łokciem Candice, która również się odwraca i ze zmarszczonymi szuka odpowiedzi na moją minę.
- Widzisz? - wzrusza ramionami, a ja przewracam oczami. - Będą dosłownie wyświetlać film, jak w kinie z dwudziestego wieku - mówię dziwnie podekscytowany, ponieważ zawsze chciałem pójść na taki seans. Po chwili zauważam, że Candice wyraźnie mi się przygląda. - Co?
- Jesteś szalonym człowiekiem - wzdycha i odwraca się z powrotem przodem do ekranu i wygodnie rozsiada na krzesełku, idę w jej ślady i rzucam w nią kawałkiem popcornu.
- Nikt nie powiedział, że jestem do końca normalny - posyłam jej rzadki w moim wykonaniu, chytry uśmieszek. Ponownie rzucam w nią, tylko tym razem trafiam w sam środek jej czoła.
- Przysięgam, zrób to jeszcze raz i pożałujesz Lyne! - krzyczy i odrzuca kawałek, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Na szczęście jeszcze nie zaczął się film, bo ludzie by nas w tym momencie zlinczowali, kiedy zaczynamy wojnę na rzucanie się popcornem. W końcu delikatnie wymęczeni opadamy na krzesełka, słyszę jak rudowłosa wzdycha i nagle czuję, że opiera głowę o moje ramię. Zabiera trochę popcornu i z wyraźnym dźwiękiem niezadowolenia zabieram od niej kubeczek.
- Moje!
- Dzieciak - wzdycha i sięga aby wziąć więcej, jednak moje ramię jest wystarczająco długie, aby nie miała szans tego dokonać.
- No daaaaj - jęczy jak dziecko, któremu zabrało się lizaka. Zerkam na nią, a ona zadziera głowę w górę, opiera podbródek o moje ramię i robi do mnie słodkie oczy. Unoszę na to brew, a wtedy ona raptownie zaczyna machać rzęsami, wtedy przewracam oczami i przysuwam do niej kubełek.
- Masz - burczę pod nosem, a ona wydaje z siebie chichot i zagarnia od razu całą garść. Mogłem kupić większy...
W połowie filmu nasz chichot powoli wyrywa się spod kontroli. Candice zwinęła się w kłębek na krzesełku i zasłania jedną dłonią usta, drugą trzymając prawie pusty kubełek blisko swojego tułowia. Ja za to opieram przedramiona o oparcie krzesełka przede mną, a podbródek opieram o nie. Moje usta są wygięte w jednym z najszerszych uśmiechów jaki pamiętam u siebie od lat. Granica zostaje złamana, kiedy dziewczyna nagle pochyla się do mnie i dzióbie mnie wskazującym palcem w dołeczek, na moim policzku, znajdującym się z jej strony. Wtedy wybuchamy śmiechem, a wokół zaczynają płynąć słowa skarg innych widzów. Wyciągam do niej dłoń, a kiedy ją przyjmuje szybko wyprowadzam nas z sali i wychodzimy dalej się śmiejąc z kina. Rozglądam się na chwilę po ulicy i prowadzę ją w stronę nieco starszej części miasta, gdzie można znaleźć węższe uliczki pełne kawiarni, barów i innych małych sklepików.
- Dokąd idziemy? - pyta, rozglądając się po otaczającym nas miejscu. Wzruszam ramionami i cicho się śmieję.
- Idziemy się zgubić. Nie robiłem tego od lat - patrzę na nią, a ona tylko kręci na mnie głową z szeroko otwartymi oczami, ale mimo to uśmiechem na twarzy.
Chodzimy po wszelkich ciekawych, jeszcze otwartych miejscach. Wpadamy do jednej z moich ulubionych kawiarni, której ściany są wypełnione regałami z książkami, na których mam wrażenie Candice świecą się oczy. Zamawiamy kawę z lodami śmietankowo-waniliowymi i bez kolejne pół godziny, kiedy dalej kręcimy się po uliczkach jeszcze pełnych mimo późnej godziny ludzi, słucham tego jak moja towarzyszka zachwyca się jej cudownym smakiem. Wzruszam tylko ramionami tłumacząc, że spędziłem tutaj wiele długich wieczorów w moim życiu i już ta kawa przestała być dla mnie tak wyjątkowa, mimo że nadal ją uwielbiam. Wchodzimy do pabu, gdzie zamawiam Candice piwo, któremu sprzeciwia się i wykręca, jednak bierze łyk, a ja przyglądam się jak powoli coraz pewniej je pije i tylko na głos ubolewa, dlaczego nikt wcześniej nie pokazał jej tego miodowego cuda, a ja tylko dalej się śmieję i opowiadam jej moją historię w tym miejscu i inne historie związane z tą częścią miasta, gdzie zawsze w niedziele chodziliśmy z rodzicami z Tess. Kiedy później mijamy fontanny muszę odciągać od nich Candice, żeby w nie nie weszła i się później nie przeziębiła, ponieważ to oczywiście pewnie byłaby moja wina. W pełnym zakątku, a właściwie skrócie w drodze do parku, pełnym neonowych napisów i nieco orientalnych dekoracji, co tylko potwierdza nam, że jest to dzielnica ludzi przybyłych do naszego kraju, widzę jak Candy całą sobą chłonie ten widok, wszelkie te kolory, oblewające nas. Kilka razy złapałem ją na tym, że przyglądała mi się ciekawie, jednak za każdym razem szybko odwracała wzrok, wywołało to u mnie uśmiech i takie przyjemne uczucie, o którego istnieniu już prawie zapomniałem...
Kręcę głową i cicho wzdycham, w tym momencie trąca mnie Candy. Zerkam na nią i widzę, że jest trochę zmęczona, kiwam na nią głową.
- Siądziemy gdzieś? - pyta i się rozgląda, jakieś kilka minut temu zdążyliśmy wejść do parku. - Tylko nie tutaj, nie podoba mi się to miejsce.
- Boisz się ciemności Snow? - unoszę brew i uśmiecham delikatnie kpiąco, na co odpowiada tylko fuknięciem.
- Nie. Po prostu jest tutaj brudno i zimno - stara się wybrnąć z sytuacji, jednak nie powiedziałbym, że wierzę w jej tłumaczenie.
- Jakie więc szczęście, że idziemy do szklarni - udaję tutaj ulgę, a ona zerka na mnie, jakby zainteresowały ją właśnie moje słowa.
- Dokąd? - trochę się zamyśla, a ja wykorzystuję sytuację.
- Do szklarni. Taki szklany budynek pośrodku tego parku, pełen pięknych kwiatów i egzotycznych roślin, w środku stworzyli nawet mały strumyk, żeby czuć się jak dosłownie pośród dzikiego lasu, a nie w środku tego ruchliwego miasta. Nic tam o tej porze nie słychać poza szumem wody i wszędzie czujesz tylko zapach tych kwiatów i drzew... Jak byłem dzieckiem, to były tam też motyle, wszelkiego rodzaju i koloru, pamiętam jak tam z innymi dziećmi biegałem i szukałem zawsze tego największego, najpiękniejszego motyla, żeby móc go pokazać swojej przyjaciółce z tamtych lat... Zawsze męczyliśmy rodziców żeby tutaj przyjść, uwielbialiśmy to - wspominam, a ona nadal pozostaje milcząca.

Candice?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz