14 maj 2019

Od Juliena cd. Julii

Mam poczucie, że ta dziewczyna jest problemem, który sam próbuje się rozwiązać. Jeśli tak, to nie dziwne, że znalazła się właśnie u mnie. Problemy mnie po prostu uwielbiają. Wydaje się niestabilna i krucha. Owszem, mam pamięć do rzeczy, które mi mówią ludzie i wiem, że jej wspominka w aucie o opinii innych jest tylko potwierdzeniem. Nie otrzymałem jednak bezpośredniej odpowiedzi, co oznacza, że w najbliższym czasie również jej nie dostanę. Mogę się domyślać, ale ostatecznie stwierdzam, że pomijając wszystkie szczegółowe aspekty, dużo się od siebie nie różnimy, o ile spojrzy się na to z tej jednej, wyjątkowej perspektywy. Ja jednak nie potrzebuję pomocy, nawet jeśli nie jest za późno. Byłem uczony radzenia sobie samemu i dotychczas sobie radzę. Nie uzależnię niczego od drugiej osoby, to niebezpiecznie silna więź. Ta z kolei jest czymś niepożądanym, sprawiającym dużo kłopotów.
Prosi mnie o pomoc, ale wybrała chyba najgorszego człowieka do pomocy. Kompletnie się na tym nie znam. Wyzbywam się empatii i w tej sytuacji także staram się to zrobić. Jednak nie zrobię jej czegoś, czego nie jest pewna. Umiem wykorzystać sytuację, nie będę się krył z tym, że wykorzystuję nawet ludzi, gdy mi to pasuje, ale nie jestem zwyrodnialcem. Moje ciało mówi co innego, ale decyzja zależy tylko od niej. Tak postanawiam.
- Nie jestem najlepszy w pomaganiu - mówię do niej, starając się wyczuć, czy jeszcze nie odpłynęła w krainę snów przytulona do mnie. Zaciągam się, jakby to był mój ostatni oddech. Kiedy już dym wypełnia mi płuca, zamykam oczy i wsłuchuję się w ciszę. Szum pobliskiego lasu gdzieś zniknął, nawet woda w jeziorze w dole jej nie mąci. Przyglądam żarzącej się końcówce papierosa. Gaszę go w popielniczce stojącej obok, która jest już przepełniona - Ale nie zrobię ci krzywdy - wydaje mi się, że to dosyć mocne słowa, ale jej kiwnięcie potwierdza, że zrozumiała.
Unosi głowę i powoli zaspane oczy. Zdecydowanie powinna spać.
Ja nie przepraszam. Nie umiem, nie chcę, nie widzę sensu. Jeśli skrucha będzie widoczna, drugi człowiek sam stwierdzi, że to wystarczające przeprosiny. Domyślam się, że w tamtej chwili poczuła się jak przedmiot. Oczywiście, że o tym pomyślałem. Myślę o tym za każdym razem, gdy mam okazję obcować z kobietą w intymnej sytuacji. I zdążyłem się wyzbyć wyrzutów sumienia, szczególnie gdy wiedzą, że przyszłości z tego żadnej nie będzie. I nie bywam podstępny w tych sprawach, układy to moja specjalność. Zawieranie umów mam we krwi. Wielcy i doskonali Callière.
Mimo wszystkiego daję jej poczuć, że nie jest tu tylko w jednym celu. Łączę nasze wargi w krótkim i delikatnym pocałunku, tak naprawdę nie oczekując niczego.
To porąbane. Wiem. Mimo tego koi. Jest więc dobre. Julia wypuszcza swobodnie powietrze przez usta, gdy tylko pozostają delikatnie rozchylone po ciepłym pocałunku pośród owiewającego nas zimnego powietrza.
Mój ból znowu się zbiera, ale tym razem zostaje skutecznie odparty i zepchnięty w głęboki dół.
Jej oczy pozostają zamknięte, więc nie wiem, czy aktualnie o czymś myśli, czy też jest naprawdę zmęczona. Nie wiem też, czy spała dzisiaj w nocy, choć spodziewam się, że jeśli nawet tak, to kiepsko. Czuję się też na tyle bezpiecznie, żeby nie mieć zbytnio oporów przed zaniesieniem jej do łóżka, być może nawet nie będzie tego pamiętać. Może spać, ile chce, i tak jest u mnie w domu. Jest duży, a ja miewam rzadko gości, poza tym i tak muszę jechać do pracy. Nie mogę jej trzymać tu na siłę, ale nie oczekuję już obecnie, że wyjdzie i się pożegna. Zrobi, co będzie chciała.
Biorę ją na ręce i zanoszę do góry. Kładę ją na miejsce, przykrywam i powoli wycofuję się z pokoju, tym razem wychodząc w spokoju i zamykając za sobą drzwi. Spoglądam na godzinę i stwierdzam, że jest dużo czasu.
Siedzą w mojej głowie jej słowa. Nie wiem, dlaczego akurat mnie wybrała, ale skoro mam jej pomóc... to najlepiej trzymać ją od siebie z daleka. Jeszcze nie wiem, jak rozwiązać jej problem, ale wypowiedziana prośba wystarczająco spowodowała u mnie poczucie odpowiedzialności, za to, żeby wszystko ustabilizować. Najpierw trzeba zdjąć tę nędzną aurę poczucia winy i dążenia do jednego celu oraz dowiedzieć się nieco więcej o dziewczynie, która wywołała taką, a nie inną reakcję. Podobno słucham się instynktu. Obecnie mówi mi, że muszę się nią zająć, więc przyznaję mu rację. Sęk w tym, że nie wiem, co z nią zrobić, ale zarazem mam świadomość, że jeśli ją tak po prostu puszczę, nie stanie się nic dobrego. Nie chcę jej mieć na sumieniu, bo za dużo już mam przez cały ten czas.
~*~
Słyszę, jak ciche kroki z góry stają się coraz głośniejsze, co wskazuje na to, że już się obudziła. Spoglądam na zegarek i stwierdzam, że za dużo to nie pospała, ale zawsze coś. Wracam do swoich zajęć, czekając aż podejdzie. A podejdzie na pewno.
- Dzień dobry - mówi, wchodząc do kuchni. Oglądam się, mierząc ją spojrzeniem. Etap - czuj się luźno u kogoś w domu - nie stanowi dla niej najwyraźniej problemu. I naprawdę doceniam ludzi, którzy nie krępują się być odważni, ale nie jestem w stanie jako mężczyzna nie zatrzymać spojrzenia na jej ciele, które przykryła jedynie znalezioną bluzką w szafie.
Siada przy stole, krzyżując nogi w kostkach, które oparła na sąsiednim krześle. Opiera głowę o rękę, przybierając naprawdę znudzoną pozycję człowieka niewyspanego. Sam nie tryskam energią po całkowicie nieprzespanej nocy.
- To dla mnie? - pyta zaciekawiona. Rzucam spojrzeniem na leżący talerz na stole ze śniadaniem, potem na nią i wracam do swojego kubka z kawą.
- Skoro już u mnie siedzisz, to jedz - mówię, tym samym dając znak, że faktycznie to dla niej.
Nie widzę jej reakcji, ale po dźwięku mogę wywnioskować, że nie pogardzi śniadaniem. Podnoszę kawę i odwracam się przodem do niej, opierając o szafkę.
Unosi wzrok i przygląda mi się. Nie przeszkadza jej to, że wpatruję się w nią oczekująco, wiedząc, że zaraz coś powie. To dobrze.
- Wychodzisz? - pyta, tym razem siadając po turecku na krześle. Podoba mi się ta ignorancja co do konwenansów. Mimo tego jestem zmuszony odwrócić wzrok.
- Do pracy - kiwa głową - Ale najpierw jadę do kawiarni - unosi brew, kierując wzrok na mój kubek - Lubię kofeinę - odpowiadam na jej nieme pytanie. Delikatnie się uśmiecha.
- Czy gdybym się ubrała, byłaby szansa, żebym załapała się też na prawdziwą kawę? - nie brzmiało to jak pytanie, choć pytaniem było i nie miałbym nic przeciwko, gdyby się ubrała.
- Wolałbym cię uziemić - nie kryję tego, że zabieranie ją ze sobą, to pewne ryzyko. Szczególnie do warsztatu, gdzie połowa samochodów nie należy do zwykłych ludzi, czy biznesmenów. Jednak pomysł z wypiciem porannej kawy do mnie przemawia. Nawet jeśli oznaczało to przebywanie w jej towarzystwie.
- Spodziewałam się - odpowiada - Ja też mam swoją pracę - przytakuję ruchem głowy i dopijam zimną już resztkę domowej kawy.
- Pospiesz się - odstawiam kubek do zmywarki i wychodzę z kuchni, zauważając tylko, jak dziewczyna uśmiecha się zadowolona i wraca do jedzenia swojego śniadania. 
Niedługo potem wyjeżdżamy z podjazdu, aby odwiedzić jedną z lepszych, moim zdaniem, kawiarni w mieście. Zatrzymuję się na pograniczu centrum, a zaczynających się, ozdobnych uliczek starszej części miasta. Dalej musimy iść pieszo. Żywa, urokliwa kawiarenka położona przecznicę od ceglanych budynków, z wielką witryną wychodzącą na ulicę jest dostępna jedynie dla tych, którzy są w stanie wyjść z auta i poświęcić dziesięć minut na spacer do niej. Wygląda naprawdę przyjemnie z kwiaciarnią obok, sklepem monopolowym, delikatesami, małym sklepem spożywczo-chemicznym i zakładem fryzjerskim. Wszystko jest w jednym miejscu i podoba mi się to produktywne zapełnienie przestrzeni.
Kawiarnia znajduje się między kwiaciarnią a fryzjerem. Rano nie ma tu za dużo ludzi, więcej zaczyna przychodzić dopiero po południu, kiedy po pracy ludzie mają okazję i czas spędzenia tu czasu, albo szybkie zabicie zmęczenia.
- Często tu przychodzisz? - Julia zadaje pytanie i dopada wielkie, misternie rzeźbione drzwi pierwsza. Wyglądają, jakby ważyły tonę, dlatego dosyć zabawne jest, gdy dziewczyna chwyta za klamkę i pcha z całej siły, praktycznie prawie upadając na tyłek, gdy one nie stawiając oporu, przesuwają się niczym piórko. Nad nimi huczy dzwonek. Ogłuszająco. Jak zawsze.
- Dosyć. Jest mi po drodze - odpowiadam krótko i najwyraźniej wystarczy jej to. Chyba bardziej jest zajęta rozglądaniem się i analizowaniem, kto przesiaduje w pomieszczeniu.
Po jednej stronie lokalu siedzi chłopak z nosem w książce jak zawsze o tej godzinie zapewne przed zajęciami. Przy drugim stoliku przy oknie jakaś para, za ladą zaś stoi facet mający około czterdziestki, jasne włosy, cerę koloru toffi i wielkie, ciemnie, promienne oczy - wygląd absolutnie sprzeczny - oraz drugi, młody chłopak, który tu pracuje. Nie znam jego imienia, ale intensywnie niebieskie oczy wędrują za każdym, który się tu pojawia, jak tylko zgarnia kruczoczarne włosy z czoła.
- Jesteś - mówi z akcentem mężczyzna, który jest zarazem właścicielem kawiarni. Uwagę skupia jednak na Julii, która spogląda na dzwonek z niepokojem w oczach - Jesteś tu nowa, prawda? - gdy pytanie skierowane jest do niej, natychmiast się odwraca. Mężczyzna gestem zaprasza, aby podeszła - Jestem Terry. Witamy w Grounds, moja droga - gestem salutuje jej. Siadam w ciszy na stołku przy ladzie i opieram rękę o drewno.
- Tak, emm... super, a ja jestem Julia - chyba nie spodziewała się takiego powitania. Uśmiecha się przez szybki moment i po chwili natychmiast podaje Terry'emu rękę - Jestem Julia Hood i masz rację, jestem tu nowa. To aż tak oczywiste? - zapamiętuję jej nazwisko, bo właściwie dopiero teraz zauważyłem, że nigdy wcześniej mi go nie podała.
Całkowicie rozwaliła swój kamuflaż. Pewnie nie chciała zwracać na siebie uwagi, ale wchodząc, rozhuśtała dzwonek tak, że obudziłaby zmarłego.
- Bez obaw. Znam tu każdego. To mała społeczność. Kawiarnia stoi na uboczu, więc co się dziwić. Jednak ciebie, Julio Hood, nigdy wcześniej nie widziałem. Mieszkasz w centrum?
- Raczej na obrzeżach dzielnicy Avenley - odpowiada i siada tuż obok.
- W takim razie postaramy się, abyś wpadała tu częściej - Terry opiera obie dłonie na ladzie i uśmiecha się szeroko jak to w swoim zwyczaju. Beztroska innych ludzi powoduje mniejszy stres u reszty. Wydaje mi się, że w obecnej sytuacji jest to nam potrzebne - Czym mogę służyć, Julio? - dziewczyna spogląda na mnie z ukosa, a ja tylko przechylam głowę w stronę menu na tablicy powieszonej na ścianie. Wszystkie pozycje ułożone są według ceny i posortowane na małe, średnie oraz duże porcje. To znacznie ułatwia wybór.
Terry jednak nie czeka. Wiedziałem, że sam wyrwie się do propozycji przeróżnych możliwości. Na co dzień spotyka wielu ludzi. A co człowiek - inna kawa.
- Może mógłbym ci coś polecić? Lubisz jasną, średnią, czy ciemną? Espresso? Cappuccino? A może coś zimnego? Kawa z lodem?
- Kawa to kawa. Nie zaprzątaj sobie głowy jakimiś fantazyjnymi wynalazkami - mówię, dostając znudzone spojrzenie Terry'ego.
- Chciałabym prosić wielki kubek mocnej kawy - najwyraźniej to była właściwa odpowiedź, ponieważ mężczyzna dwukrotnie stuka palcami w blat. To gest zadowolenia, mówiący, że Terry zgadza się z nią całkowicie.
- Musisz spróbować lokalnej mieszanki - zauważam, jak blondyn posyła mi ukradkiem uśmiech, wiedząc, że nie otrzyma odpowiedzi, ale wie co myślę. Przewracam oczami mimo to.
Tak, musi. Natychmiast.
- Brzmi świetnie - dziewczyna daje się powoli pochwycić niezwykle luźnej atmosferze, a ja się zastanawiam, kto tak szybko może zmieniać nastrój z porannego kaca sytuacyjnego, po szeroki uśmiech zadowolenia dawką kofeiny.
- Czy dodać coś jeszcze do kawy? - przechyla głowę zaciekawiony.
- Piję czarną - jego uśmiech się poszerza i tym razem bezpośredni zwraca się do mnie, jednocześnie wskazując na mnie dłonią.
- Słyszałeś, Julien? Pije czarną - Terry cieszy się jak dziecko z tej informacji. Gdybym miał przy sobie kieliszek, uniósłbym go w toaście. On zdążył się dowiedzieć o niej więcej niż ja przez dwadzieścia cztery godziny. To powoduje, że uważam pomysł przyjścia tu za o wiele lepszy. Nieświadomie uzyskuje informacje, które ja staram się zapamiętać. Kiwam głową i spuszczam spojrzenie.
- Słyszałem, Terry - odpowiadam - Witaj w klubie - tym razem zwracam się do Julii.
Mężczyzna wciąż szeroko się uśmiecha, ale mówi ciszej.
- Nikt nie chce zwykłej, czarnej kawy - wyraźnie słychać jego akcent, więc trzeba się naprawdę skupić, żeby go zrozumieć - Niszczą ją dodatkami - puszcza do niej oko - Tylko nieliczni z nas doceniają smak prawdziwej czarnej - odsuwa się. Widzę, że ją polubił - To co zwykle? - zwraca się do mnie.
Podnoszę wzrok i mierzę go szybko spojrzeniem.
- Nie spałem całą noc - sugeruję, że normalna dawka kofeiny może nie wystarczyć. Terry kiwa głową i idzie przygotowywać napój.
Delikatnie zgarbiam się nad ladą i bawię się w dłoniach chusteczką.
- Jeśli chcesz, możemy po kawie wstąpić do twojego domu - proponuję z myślą, że pewnie chciałaby zabrać z niego wszystko, co będzie jej potrzebne. Głównie biorę pod uwagę ubrania.

Julia?

+20 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz