7 maj 2019

Od Elise C.D Gared

Uroczy - przemknęło mi przez myśl, trochę za długo gapiąc się na kobietę próbującą złapać za ramiona Gareda, gdy on za wszelką cenę starał się jeszcze przez chwilę siedzieć na swoim zajętym miejscu przy barze. Oglądanie tego i słuchanie ledwo zrozumiałego bełkotu zaczynało mnie coraz bardziej bawić.
- Wiesz, że i tak wezmę za to pieniądze?
Po jego twarzy widziałam, że próbował jeszcze jakoś wziąć się w garść i przeanalizować to, co do niego powiedziała. Ostatecznie przytaknął, a przynajmniej tak mi się wydawało i miałam nadzieję, że głowa nie opadła mu ze zmęczenia.
- W takim razie to niestety ty będziesz musiał wpaść do mnie do warsztatu - uśmiechnęłam się trochę pobłażliwie, napisałam na kawałku papieru adres i wcisnęłam mu go do ręki.
Nie sądziłam, że będzie w stanie przyjechać następnego dnia do warsztatu ani że w amoku nie zgubi tego adresu i nawet, że jeżeli nie zgubi kartki, to jeszcze w ogóle będzie mnie pamiętał i będzie wiedział dokładnie, czego ode mnie oczekiwał. Nastawiłam się, że po wyjściu z pracy wrócę do domu i przez cały następny dzień w spokoju będę mogła spać rozłożona na łóżku. Nie doceniałam go.
- Jeżeli jeszcze raz uderzysz w te cholerne drzwi, to przysięgam... - warknęłam, naciskając przycisk, który podnosił jedną z czerwonych bram zaraz obok drzwi wejściowych. Nie spodziewałam się nikogo o dziesiątej rano na podjeździe. Wszyscy klienci byli powiadomieni o tym, że warsztat nie działał w niedzielę rano, po weekendzie, podczas którego robiłam wieczorami za barmankę, a to, że akurat spałam na zapleczu, było przypadkiem, bo jak zwykle nie chciało mi się tak daleko wracać do domu.
- Gared? - zapytałam, jakby nie dowierzając w to, że faktycznie go widzę.

Gared?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz